Obudziła mnie panna Brigs, a Doris przyniosła śniadanie. Wszystko wyglądało tak, jakbym nigdy stąd nie wychodził. Doris chciała mnie nakarmić, ale okazało się, że mogę zrobić to sam. Nie byłem w tak złym stanie, jak poprzednio, kiedy się tu znalazłem. Czułem się tylko sztywny i obolały — jakbym przepłynął wodospad Niagara w beczce. Miałem rany na ramionach i nogach od metalowych klamer. Na szczęście nie złamali mi żadnej kości. Naprawdę chore było moje serce.
Starzec mógł mnie wysłać w najbardziej niebezpieczne miejsca. Zresztą robił to nie raz. Jednak nie mieściło mi się w głowie, że mógł posunąć się tak daleko. Wiedział, jak mnie podejść i zmusić do czegoś, na co nigdy bym się nie zgodził. Wykorzystał mnie bezlitośnie, a ja ufałem mu bezgranicznie.
Owszem, byłem rozczarowany, że dała się namówić szefowi, a ten użył jej jako przynęty. Sekcja powinna mieć kobiety jako agentów. Mogą okazać się bardziej przydatne niż niejeden świetnie wyszkolony mężczyzna. Szczególnie młode i ładne są doskonałe do takiej roboty. Ale ona zgodziła się, wystąpiła przeciwko innemu agentowi. Do tego z tej samej Sekcji. A przede wszystkim, nie powinna była zrobić tego mnie.
Czułem się oszukany, zdradzony i sponiewierany. Pomyślałem sobie, że z tym skończę. Niech sobie zaczynają akcję przeciwko pasożytom, ale beze mnie. Było mi to już obojętne. Posiadałem dom w górach. Mam tam wszystko na parę lat, no może na rok. Zgromadziłem mnóstwo pigułek czasowych. Świat niech się sam ratuje albo idzie do diabła. A jeżeli ktoś będzie chciał się do mnie zbliżyć, musi pokazać mi swoje plecy albo zginie.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Musiałem komuś o tym wszystkim powiedzieć. Doris stała się moim powiernikiem. Pewnie nie powinienem przekazywać tych informacji, nie dbałem jednak o to. Okazało się, że Doris wie o pasożytach, więc nie było powodu ukrywać przed nią czegokolwiek.
Była śmiertelnie oburzona. Przede wszystkim tym, co mi zrobili. Oczywiście jako pielęgniarka widziała gorsze rzeczy. Ale ja byłem agentem pracującym w tej samej Sekcji. Opowiedziałem też o moich uczuciach do Mary i jej udziale w tym całym zajściu.
— Znasz ten rzeźnicki trik? — zapytałem. — Kiedy prowadzi się na rzeź stado, trzeba najpierw poprowadzić przewodnika stada, reszta pójdzie za nim. Tak zrobili ze mną i Mary.
— O ile dobrze zrozumiałam, chciałeś poślubić tę dziewczynę?
— Dokładnie. Głupi jestem, co?
— Wszyscy mężczyźni są głupi, szczególnie jeśli chodzi o traktowanie kobiet. Przecież nie ma znaczenia, czy chciała wyjść za ciebie, czy nie. Najważniejsze, że wiedziała, iż chcesz ją poślubić. Od początku była pewna, jak zareagujesz, widząc ją w takiej sytuacji. Twoja ruda piękność jest przebiegła i wyrachowana. Jeżeli ją spotkam, przyłożę jej. Obiecuję ci.
— Jesteś miłą dziewczyną Doris — uśmiechnąłem się do niej z wdzięcznością. — Ty pewnie jesteś uczciwa w stosunku do mężczyzn.
— No, nie przesadzajmy. Zrobiłam w swoim życiu kilka rzeczy, które chciałabym zmienić, gdyby to było możliwe. Ale gdybym zrobiła cokolwiek, choć w połowie tak niegodziwego jak ona, zbiłabym wszystkie lustra, jakie posiadam. A teraz odwróć się, zmienię ci opatrunek.
W chwilę później usłyszałem dziwne odgłosy dochodzące z korytarza szpitalnego.
— Nie wejdziesz tam! — powiedziała pielęgniarka stanowczym tonem.
— Wejdę! I spróbuj mnie tylko zatrzymać! — rozpoznałem głos Mary.
— Rusz się z miejsca, a wyrwę ci tą farbowaną czuprynę! — krzyczała Doris.
Nastąpiła krótka cisza i ktoś otrzymał siarczysty policzek. Podniosłem się na łóżku.
— Hej, co tam się dzieje?
W drzwiach stanęły obie. Doris oddychała ciężko, jej włosy były w nieładzie. Mary wyglądała normalnie, ale na lewym policzku widniał odcisk dłoni Doris. Patrzyła na mnie, ignorując pielęgniarkę.
— Wynoś się stąd! On nie chce z tobą rozmawiać.
— Chcę usłyszeć to od niego — odpowiedziała spokojnie Mary.
— Cholera! Doris, jeśli już tu jest, porozmawiam z nią. Mamy sobie przecież kilka rzeczy do wyjaśnienia. Dziękuję, że się starałaś.
Doris popatrzyła na mnie.
— Jesteś głupcem — powiedziała i wybiegła. Mary podeszła do łóżka.
— Sam… Sam…
— Nie nazywam się tak.
— Nigdy przecież nie znałam twojego prawdziwego imienia. Zawahałem się. To nie najlepszy moment, by tłumaczyć, że moi rodzice byli na tyle okrutni, by nazwać mnie Elihu.
— Co za różnica. Może być Sam.
— Sam — powtórzyła — kochanie…
— Nie zwracaj się do mnie w ten sposób.
— Przypuszczałam, że tak powiesz. Przyszłam tutaj, żebyś mi wyjaśnił, dlaczego mnie nienawidzisz. Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem.
— Po tym, co zrobiłaś, przychodzisz do mnie i mówisz, że nic nie rozumiesz? Mary, może jesteś nieczułą istotą, ale nie jesteś chyba głupia. Wiem, bo pracowałem z tobą.
Zaprzeczyła gwałtownym ruchem głowy.
— Odwrotnie Sam. Jestem po prostu głupia. Zdaję sobie sprawę z tego, co oni ci zrobili. Zgodziłeś się na to, by mnie ochraniać. Rozumiem i jestem ci bardzo wdzięczna, ale dlaczego mnie nienawidzisz? Nie musiałeś tego robić, nie prosiłam cię i nie chciałam tego. Wierzysz mi?
Podniosłem się na łokciu.
— Chcesz przekonać samą siebie, że było właśnie tak. Mogę rozwiać twoje złudzenia.
— Proszę.
— Usiadłaś na tym krześle wiedząc, że nigdy bym na to nie pozwolił. Starzec nie zmusiłby mnie w żaden sposób, żebym tam usiadł. Ani przemocą, ani narkotykami. Tylko ty mogłaś mu pomóc. Byłaś jedyną osobą, dla której zrobiłbym wszystko. A teraz czuję się podle i jestem załamany. To między innymi twoja zasługa.
Kiedy mówiłem. Mary otwierała oczy ze zdziwienia i stawała się coraz bledsza.
— Sam, czy w to wszystko wierzysz? — wykrztusiła z trudem.
— Chcesz jeszcze coś usłyszeć?
— Nie miałam pojęcia o niczym. Byłam zaskoczona, widząc ciebie w laboratorium. Ktoś przecież musiał to zrobić. Więc się zgodziłam. Przysięgam, że mówię prawdę.
— Przysięga… — mruknąłem. — Zabawna jesteś.
— Co mam jeszcze powiedzieć, żebyś mi uwierzył?
— Nie ma znaczenia, czy wiedziałaś, że tam będę, czy kłamiesz. Mogłaś przewidzieć, co się stanie.
— Wiesz… — zawahała się. — Przecież nie mogę z tobą dyskutować o faktach.
— Oczywiście.
Długo jeszcze stała nieruchomo. Nie przeszkadzałem jej.
— Sam, kiedyś mówiłeś, że chciałbyś się ze mną ożenić odezwała się po chwili.
— Przypominam sobie coś takiego, ale to było dawno.
— Nie oczekuję podtrzymania tej propozycji. Chcę ci tylko jeszcze przekazać, iż jestem niezmiernie wdzięczna za to, co uczyniłeś.
Tym razem mnie naprawdę rozbawiła.
— Postawiłaś na kobiecość do samego końca. Może trochę przyzwoitości? Sposób rozumowania kobiet wciąż mnie zdumiewa. Zawsze myślą, że wszystko można zacząć od nowa. Wymazać przeszłość, zresztą za pomocą tych samych wyświechtanych słów i gestów. — Śmiałem się głośno nie zwracając uwagi na jej wyraźne zawstydzenie. — To się nie uda. Bardzo mi przykro,nie tym razem.
Widziałem, że sprawiłem jej ból. Była roztrzęsiona, ale odezwała się opanowanym głosem.
— Wszystko, co powiedziałam jest prawdziwe. Czułem się zmęczony, opadłem na łóżko.
— Myślę, że możesz jeszcze coś dla mnie zrobić. Jej twarz się rozjaśniła.