Выбрать главу

— Myślę, że nie będę miał okazji.

— Dlaczego nie weźmiesz urlopu? Odpocznij i przemyśl wszystko.

— Biorę urlop — bezterminowy.

— Bardzo dobrze.

Wstał i ruszył do drzwi.

— Poczekaj — powiedziałem.

— Tak?

— Obiecałeś mi jedną rzecz. Powiedziałeś, że sam będę mógł go zabić. Masz coś przeciwko temu teraz?

— Nie, ale…

— Daj mi pistolet — zerwałem się z łóżka. — Chcę z tym skończyć.

— Ale nie możesz. Twój pasożyt jest martwy.

— Co!? Obiecałeś mi.

— Wiem. Ale on umarł, kiedy próbowaliśmy zmusić ciebie, a właściwie jego, do mówienia.

Zaczęłem się histerycznie śmiać. Byłem bezradny. Starzec chwycił mnie za ramiona i potrząsnął mną.

— Wyrzuć to z siebie! Bo inaczej sam się zamęczysz. Nie ma się z czego śmiać. Nic już się nie da zrobić.

— Nie masz racji — powiedziałem. — To najzabawniejsza rzecz, jaka mi się zdarzyła. Wszystko na nic. Wytaplałem się w brudzie, dałem skłócić się z Mary. Czuję się pusty.

— Dlaczego tak myślisz!

— Jestem skończony.

— Do cholery, przestań się rozczulać nad sobą. Bardzo nam pomogłeś.

— Zostawcie mnie. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego.

— Synu, to był większy sukces, niż mógłbyś przypuszczać. Dowiedzieliśmy się sporo o nich. Powiedziałeś nam wszystko, gdy zdjęliśmy pasożyta z twoich pleców.

— O czym ty mówisz?

— O ostatniej nocy. Jeszcze raz wykorzystaliśmy wasz kontakt. Byłeś pod wpływem narkotyków. Badaliśmy twój umysł i fale mózgowe. On pozostawił w twoim mózgu informacje. Analitycy, dzięki hipnozie, mogli je z ciebie wyciągnąć.

— I co?

— Wiemy skąd oni pochodzą. Są z Tytana, szóstego satelity Saturna.

Poczułem znowu nagły, duszący ucisk w gardle. Wiedziałem, że to prawda.

— Oczywiście broniłeś się przed ujawnieniem nam wielu szczegółów. Musieliśmy cię unieruchomić, abyś bardziej się nie poranił.

Zamiast wyjść, ułożył swoją chorą nogę na krawędzi łóżka i zapalił papierosa. Spróbował nawiązać ze mną bliższy kontakt. Ja również nie chciałem już z nim walczyć. Bolała mnie głowa, miałem jeszcze wiele rzeczy do przemyślenia. Tytan był niewyobrażalnie odległy. Ludzie dotarli najdalej na Marsa. Słyszałem jeszcze o nieszczęsnej ekspedycji na księżyce Jowisza, która nigdy nie powróciła. Ale może moglibyśmy się tam dostać? Tak bardzo pragnąłem zniszczyć ich gniazdo.

Moje rozmyślania przerwał Starzec. Wstał i skierował się do drzwi.

— Tato! — zawołałem.

Nie nazywałem go tak od lat. Odwrócił się. Na jego twarzy malowało się wzruszenie.

— Tak, synu? — powiedział zdławionym głosem.

— Dlaczego ty i matka nazywaliście mnie Elihu?

— To imię twojego dziadka ze strony matki.

— Powiedziałbym, że nie jest to wystarczający powód.

— Po prostu tak zdecydowaliśmy.

— Tato, opowiedz mi o mojej matce.

— Twoja matka? — zamyślił się. Ona była… bardzo podobna do Mary. Tak, taka jak Mary — wyszedł szybko, nie dając mi szansy na następne pytania.

Odwróciłem się twarzą do ściany. Za chwilę zasnąłem.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Może powinienem zamartwiać się zagładą świata, ale byłem zbyt zajęty osobistymi problemami. Nie słyszałem o człowieku, który sam mając śmiertelną ranę, przejmowałby się losem innych.

Wiedziałem, że Prezydent zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie nam zagraża. Inwazja stworzeń z Tytana jest objęta ścisłą tajemnicą. Pomimo wszystko, chciałem uczestniczyćw tej akcji. Snułem plany na przyszłość.

Teraz moglibyśmy zniszczyć ich tutaj, potem wyruszyć tam, skąd nadeszły. Ale planowanie międzyplanetarnej wyprawy przekraczało znacznie moje kompetencje. Wiem o tym tyle, co o sztuce Egiptu.

Kiedy lekarz pozwolił mi wstać, zacząłem szukać Mary. Wciąż opierałem się jedynie na relacji Starca. Bałem się jednak, że narobiłem niepotrzebnego zamieszania. Musiałem ją zobaczyć i porozmawiać o wydarzeniach sprzed kilku dni.

Można by oczekiwać, że wysoką, przystojną, rudowłosą dziewczynę łatwo odnaleźć w budynku Sekcji. Ale była przecież tajną agentką. Agenci przychodzą i wychodzą, a stały personel szpitala jest raczej zobowiązany zajmować się swoimi sprawami. Doris nie widziała Mary od ostatniej wizyty u mnie.

W biurze personelu dali mi uprzejmą odprawę. Nie znałem nawet jej nazwiska. Odesłali mnie do kierownictwa, a więc do Starca. To mi nie pasowało.

Gdy spróbowałem poszukiwań na własną rękę, spotkałem się z jeszcze większą nieufnością. Zaczynałem się czuć jak szpieg we własnej Sekcji.

Poszedłem do laboratorium biologicznego. Nie mogłem znaleźć szefa, więc porozmawiałem z asystentem. Nie słyszał nic o dziewczynie związanej z projektem „Kontakt”. Wiedział tylko, że brał w tym udział mężczyzna. Kazałem mu bliżej mi się przyjrzeć.

— Ty byłeś tym facetem. Dostałeś niezłe lanie — powiedział i wrócił do bazgraniny nad raportami.

Wyszedłem, nie mówiąc dziękuję i skierowałem się do biura Starca. Chyba nie miałem wyboru.

Za biurkiem panny Haines siedziała nowa sekretarka. Nigdy więcej nie ujrzałem Haines od tamtej nocy. Nie pytałem, co się z nią stało. Nie chciałem wracać do tych koszmarnych zdarzeń.

Nowa sekretarka sprawdziła mój kod identyfikacyjny i po chwili poinformowała, że Starzec mnie przyjmie.

— Czego chcesz? — zapytał niemiłym głosem.

— Mógłbyś coś dla mnie zrobić?

— W rzeczywistości miałem właśnie po ciebie posłać. Dość już próżnowałeś — przekazał zaszyfrowaną wiadomość do nadajnika w biurku. — Idziemy — zwrócił się do mnie rozkazującym tonem.

Nagle poczułem się spokojny. Poszedłem za nim.

— Do Sekcji Kosmetycznej? — zadałem pytanie.

— Twoja ohydna twarz wystarczy. Ruszamy do Waszyngtonu. Pobrałem ubranie. Dostałem też broń i sprawdzono mój osobisty nadajnik. Przed wyjściem strażnik polecił nam odsłonić plecy, po czym wypuścił nas z budynku. Kiedy wyszliśmy zorientowałem się, że jesteśmy w Nowej Filadelfii. Dopiero teraz dowiedziałem się gdzie zlokalizowane jest nowe biuro Sekcji.

Widok nieznajomych ludzi przygnębił mnie. Uświadomiłem sobie, iż instynktownie odsuwam się od przechodniów i sprawdzam wzrokiem, czy mają zaokrąglone plecy. Wsiadanie do zatłoczonej windy, by wjechać na platformę startową, wydawało mi się zupełną bezmyślnością.

— Mógłbym przysiąc, że przynajmniej jeden gliniarz, którego mijaliśmy, miał zaokrąglone plecy — stwierdziłem, gdy siedzieliśmy już w wozie.

— Możliwe. Dlatego miej oczy otwarte.

— Więc na Boga, co tu się dzieje. Przecież nic się nie zmieniło, nie podjęto żadnych środków ostrożności.

— Próbujemy, ale niewiele można zrobić w tej sytuacji.

— Wszyscy powinni chodzić z obnażonymi plecami do chwili zlikwidowania ostatniego pasożyta.

— Masz rację.

— Prezydent wie o zagrożeniu. Przynajmniej tak zrozumiałem…

— Oczywiście.

— Więc na co czeka? Aż opanują cały kraj? Powinniśmy ogłosić stan wyjątkowy, podjąć konkretne działania.

— Czy myślisz synu, że Prezydent sam o wszystkim decyduje?

— Nie. Ale jest człowiekiem, który może działać.