— Poczekaj chwilę — zawołał Starzec. — Czy możesz zrobić coś dla mnie?
Zatrzymałem się, on tymczasem zwrócił się do pułkownika.
— Czy może pan ze mną wyjść na chwilę, mam panu coś do powiedzenia.
Gisby jeszcze raz przeszył mnie wzrokiem, a potem wyszedł ze Starcem. Czekaliśmy. Mary usiadła, ja stałem gotów do wyjścia. Młodsi oficerowie mieli twarze pokerzystów, za to podpułkownik nie mógł opanować zakłopotania. Dziewczyna wyglądała jakby za chwilę miała wybuchnąć śmiechem. Jedynym człowiekiem, który wyglądał na absolutnie opanowanego był Steelton. Wyglądał jakby go to wogóle nie obchodziło. Spokojnie zajął się jakimiś papierami.
Po piętnastu minutach wszedł sierżant.
— Doktorze Steelton, pan pułkownik mówi żeby zaczynać.
— Bardzo dobrze sierżancie — Powiedział Steelton, potem spojrzał na mnie. — Chodźmy do gabinetu.
— Nie tak szybko — odparłem. — A cała reszta? Co z nimi? Na przykład ten? — wskazałem na podpułkownika.
— To jest doktor Hazelhurst. Był dwa lata na Wenus.
— W porządku, zostaje. — Spojrzałem na dziewczynę. — A jaka jest twoja rola tutaj, siostro?
— Ja? Jestem opiekunką.
— Teraz ja opiekuję się moją żoną. Doktorze, chciałbym, żeby pan powiedział, kto jest panu niezbędny.
— Oczywiście, sir.
Okazało się, że tak naprawdę potrzebny jest mu tylko doktor Hazelhurst. Miałem wrażenie, że jest zadowolony, iż pozbył się widowni. Weszliśmy do środka: Mary, ja i dwóch specjalistów.
W gabinecie znajdowała się leżanka, a dookoła stały krzesła. Pod sufitem zawieszono kamerę. Prawdopodobnie były też mikrofony, ale ukryte. Mary usiadła na leżance. Doktor Steelton przygotował strzykawkę.
— Postaramy się zacząć tam, gdzie wczoraj skończyliśmy, pani Nivens — powiedział do Mary łagodnie.
— Chwileczkę — odezwałem się. — Czy poprzednie zostały zarejestrowane?
— Oczywiście.
— Więc najpierw je obejrzymy. Chcę zorientować się w danych.
— Jeśli pan sobie życzy. Sugerowałbym, żeby pani poczekała w biurze, pani Nivens. Chociaż nie, to może potrwać. Po prostu przyślę po panią później.
Doktor wyraźnie nie zrozumiał moich intencji. Postanowiłem mu wszystko wyjaśnić.
— Chciałbym, żeby pan zrozumiał, moja żona zostaje. Ona także chce to zobaczyć.
Wyglądał na zaskoczonego.
— Pan nie zdaje sobie sprawy jakie mogą być tego konsekwencje. To może poważnie zaburzyć równowagę psychiczną pana żony.
— To bardzo ryzykowna terapia, młody człowieku — odezwał się Hazelhurst.
— To nie jest żadna terapia i pan doskonale o tym wie — zaprotestowałem. — Gdyby to miały być działania lecznicze na pewno nie stosowalibyście narkotyków. Są inne techniki.
Steelson zrobił zatroskaną minę.
— Nie ma na to czasu. Musieliśmy zastosować tak brutalną metodę, bo zależy nam na wynikach. Wydaje mi się, że nie mogę pozwolić, by pani obejrzała te materiały.
— Też tak sądzę — poparł go Hazelhurst.
— A czy do cholery, pytam was o zgodę? — Nie wytrzymałem. — Nie macie tu nic do powiedzenia. Ten materiał jest tylko i wyłącznie własnością mojej żony. Chce mi się rzygać na widok ludzi, którzy usiłują bawić się we wszechmogącego stwórcę. Nienawidzę tego w pasożytach i nie mogę znieść tego w ludziach. To ona zdecyduje, czy może je zobaczyć i ona ma prawo zdecydować, czy zobaczy je ktokolwiek, nawet ja. A teraz proszę ją zapytać!
— Pani Nivens, czy chce pani zobaczyć zapis poprzednich sesji? — zapytał Steelson.
— Tak, doktorze — odpowiedziała Mary — bardzo chciałabym to zobaczyć.
Wydawał się być zdziwiony.
— No… jak pani sobie życzy. Czy chce pani je obejrzeć sama? — W tym momencie popatrzył wymownie na mnie.
— Obejrzę je razem z moim mężem. Oczywiście pan i doktor Hazelhurst możecie zostać, jeśli sobie panowie tego życzą — powiedziała spokojnie Mary.
Zostali. Przyniesiono stertę taśm, każda z nich była opatrzona datą i godziną. Obejrzenie wszystkich zabrałoby nam wiele godzin, więc odrzuciłem te, które dotyczyły życia Mary po 1980 roku, nie miały nic wspólnego ze sprawą. Jeśli Mary będzie chciała, może je obejrzeć kiedy indziej.
Zaczęliśmy od jej dzieciństwa. Każda taśma zaczynała się tą samą sceną, Mary płakała. Jest to najczęstsza reakcja ludzi, których zmusza się do bolesnych wspomnień. Potem następowała rekonstrukcja wydarzeń. Najbardziej zdziwił mnie obraz twarzy Mary z okresu, kiedy przebywała w zbiorniku. Obraz był powiększony tak bardzo, że mogliśmy każdą reakcję i najdrobniejszą emocję wyczytać z jej twarzy.
Najpierw była to twarz małej dziewczynki. Rysy zupełnie jej się nie zmieniły, ale to było dziecko. Pomyślałem, że bardzo pragnąłbym, żeby tak wyglądała nasza córka.
Potem oblicze Mary zmieniło się, oddając sytuację o której mówiono. Przypomniało to trochę monolog doskonałego aktora, który potrafi się wcielić w nieskończoną ilość postaci.
Mary patrzyła na to bardzo spokojnie, wsunęła tylko dłoń w moją rękę. Kiedy doszliśmy do momentu inwazji pasożytów i tragedii jej rodziny, ścisnęła moje palce tak mocno, że miałem ochotę krzyczeć.
Przejrzeliśmy szpule z napisem: „Okres uśpienia”.
Zaskoczyło mnie, że materiału na ten temat było tak dużo. Wydawało mi się, że Mary nie powinna wiele pamiętać. Okazało się, że było inaczej. Jednak nie zobaczyliśmy tam nic, co mogłoby nam pomóc. Przeszliśmy więc do materiałów związanych z okresem od uwolnienia Mary z akwarium do odnalezienia jej na bagnach.
Jedno było pewne, Mary została żywicielem, kiedy tylko powróciła do świadomości. Znałem doskonale ten wyraz twarzy emanujący martwotą i pustką. Widziałem setki takich twarzy, oglądając sprawozdania filmowe z czerwonej strefy. Zresztą zatarte wspomnienia Mary, z tamtego okresu, potwierdzały to.
Nagle znów była wolna. Patrzyliśmy na twarz małej, przestraszonej dziewczynki. Jej wspomnienia snuły się niewyraźnie, brzmiały trochę jak deliryczny bełkot.
— Niech skonam. Pete, tu jest jakaś dziewczynka! — pojawił się nagle wyraźny głos.
— Czy ona żyje? — Ktoś odpowiedział
— Nie wiem — odezwał się ten pierwszy.
Potem przenieśliśmy się do Kaiserville. Tam Mary dochodziła do zdrowia. Miała wiele wspomnień z tego okresu. Po chwili taśma skończyła się.
— Chciałbym — powiedział doktor — jeżeli pani wyrazi zgodę, abyśmy obejrzeli teraz drugi film z tego samego okresu. One trochę się od siebie różnią, a przecież ten okres jest kluczem do całej sprawy.
— Dlaczego doktorze? — zapytała Mary.
— No… oczywiście nie musi pani tego oglądać, jeśli pani nie chce. Ale to jest właśnie ten okres, który badamy. Chcemy zrekonstruować za pomocą pani pamięci, to co stało się na Wenus, co spowodowało, że pasożyty zaczęły umierać. Jeśli uda nam się dowiedzieć, co zabiło pani pasożyta może będziemy mieli w ręku broń, której potrzebujemy. Pani przecież przeżyła.
— To wy tego nie wiecie? — Mary była zdumiona.
— No jeszcze nie, ale dowiemy się. Pamięć ludzka, to bardzo szczegółowy zapis, nawet jeśli jest to głęboko ukryte.
— Ależ ja mogę wam powiedzieć. To była dziewięciodniowa gorączka.
— Co? Hazelhurst mało co nie wypadł z krzesła.
— Oczywiście. Nie zobaczyliście tego na mojej twarzy? To najbardziej charakterystyczny objaw, ta maska… Widziałam to wiele razy. Tam w Kaiserville opiekowałam się chorymi, ponieważ sama byłam uodporniona na tę chorobę.
— Co pan na to, doktorze? — zapytał Steelson. — Czy widział pan kiedy przypadek tej choroby?