Выбрать главу

— Chodź tutaj! — wskazał na mnie.Zacząłem przedzierać się do niego. Zatrzymał mnie w połowie drogi.

— Graves, niech Jarvis usiądzie tu obok. Zabierz te jego łachy.

Jarvis został prawie przeniesiony z powrotem. Graves z pomocnikiem dołączyli do grupy.

— Wyjmij pistolet i rzuć go na podłogę! — zwrócił się do mnie Starzec.

Mówiąc to, celował w mój brzuch. Bardzo powoli wyjąłem broń i rzuciłem ją na podłogę.

— Teraz zdejmij ubranie. Wszystko.

Nie jestem wstydliwą panienką, ale to był dosyć dziwny rozkaz. Broń Starca szybko pokonała moje zahamowania. Na pewno nie pomogły mi chichoty młodszych dziewcząt, byłem nagi, ale nie miałem wyboru. Pomyślałem sobie, że jestem całkiem niezły.Pomimo to, zarumieniłem się.

Starzec najpierw mnie obejrzał, a potem kazał mi wziąć broń i stanąć obok siebie.

— Odwróć się i pilnuj drzwi! — rozkazał — Dotty teraz ty! Zdejmuj z siebie wszystko!

Dotty była pracowniczką biura. Z całą pewnością alarm zastał ją w łóżku. Miała na sobie tylko bieliznę i przeźroczysty szlafrok. Stanęła na środku i zastygła ze zdumienia.

Starzec pomachał do niej pistoletem.

— Szybciej, ściągaj ubranie! To nie zabawa!

— Czy naprawdę mam to zrobić? — zapytała z niedowierzaniem i odrobiną kokieterii, która była zdecydowanie nie na miejscu.

— Ruszaj się! — wrzasnął Starzec. Przestraszona, zaczęła się rozbierać.

— No dobrze — powiedziała jeszcze — nie musi mnie pan straszyć w ten sposób. — Zagryzła wargi i powoli zdjęła stanik.

— Chyba powinien mi pan dodatkowo zapłacić. Tego niema wśród moich obowiązków — dodała prowokująco, po czym zrzuciła z siebie resztę.

Przybrała jakąś sztuczną pozę, aby należycie zaprezentować swoje wdzięki. Ze względu na sytuację, było to dość żenujące. Owszem miała się czym pochwalić, ale przynajmniej ja nie miałem nastroju, żeby to docenić.

— Stań pod ścianą — wrzasnął ze złością Starzec. — Dalej!

Nie wiem czy robił to specjalnie, ale wybieranie na przemian kobiety i mężczyzny było doskonałym sposobem, żeby zmniejszyć opór do minimum. Mężczyźni byli raczej poważni, choć niektórzy wyglądali na speszonych. Kobiety reagowały inaczej, jedne chichotały, inne rumieniły się, ale żadna nie protestowała za bardzo. Zresztą można było dowiedzieć się dzięki tej sytuacji wielu ciekawych rzeczy o innych. Na przykład jedna dziewczyna, na którą mówiliśmy „Pulpet”, była po prostu chodzącym arsenałem. Nigdy jeszcze nie widziałem takiej ilości pistoletów. Kiedy się rozebrała okazało się, że jest całkiem niewielka.

Poczułem dreszcz, kiedy przyszła kolej na Mary. Moja wspaniała współpracowniczka pokazała, jak można było rozebrać się szybko i nieprowokująco. Starzec powinien wybrać ją jako pierwszą. Mary zachowywała się bardzo naturalnie nawet wtedy, gdy była naga. Dodawało jej to godności i elegancji. Uświadomiłem sobie wtedy, że nic nie mogłoby zmienić moich uczuć do niej. Mary także dołożyła się znacznie do kupy żelastwa. Ona chyba uwielbiała broń.

W końcu wszyscy byli już nadzy, oprócz Starca i panny Haines. Starzec trochę się jej obawiał. Była dużo starsza od niego i często stawiała na swoim. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że Starzec się myli. Pasożyt mógł na przykład ukryć się w zakamarkach sufitu i czekać na dogodny moment, żeby zsunąć się na czyjeś plecy.

Starzec wyglądał spokojnie. Podszedł do sterty ubrań i sprawdził ją laską. Wiedział, iż tam nic nie ma. Może chciał zyskać na czasie. W końcu spojrzał na sekretarkę.

— Panno Haines, jeśli będzie pani tak łaskawa, teraz pani kolej.

Starsza pani nawet się nie poruszyła, jakby nie słyszała, co powiedział. Stała, patrząc na niego, statua poświęconego dziewictwa. Wiedziałem, że Starzec zastanawia się co zrobić.

— Szefie, może najpierw ty… Teraz ona albo ty. Nie ma innego rozwiązania. Wyskakuj z ciuchów — szepnąłem do niego.Spojrzał na mnie przeciągle.

— Rozbierz ją. Ja jestem następny. — Zaczął jednak rozpinać zamek od spodni.

Zawołałem Mary i powiedziałem jej, żeby wzięła kilka kobiet i rozebrała pannę Haines. Kiedy się odwróciłem Starzec miał do połowy opuszczone spodnie. Właśnie ten moment wybrała sobie panna Haines, żeby uciec.

Starzec stał w połowie drogi między nią, a mną. Nie mogłem strzelać. To także nie był przypadek. Chciał być pewien, że nikt nie strzeli. Musiał go mieć żywego.

Tymczasem sekretarka dopadła drzwi i wybiegła na korytarz, zanim w ogóle ktokolwiek zorientował się, co się dzieje. Mogłem pobiec i dogonić ją, ale powstrzymywały mnie dwie rzeczy. Po pierwsze, zrobiło to na mnie takie wrażenie, że nie mogłem się ruszyć z miejsca. Wciąż była dla mnie starą panią Haines, która karciła mnie za błędy gramatyczne w moich raportach. Po drugie, jeśli była rzeczywiście ofiarą pasożyta, nie chciałem ryzykować zabicia go. Szczególnie po ostrzeżeniu Starca. Nigdy nie byłem mistrzem w strzelaniu. Jednak po krótkim zastanowieniu pobiegłem za nią. Przecież trzeba było coś zrobić. Na korytarzu zobaczyłem, że wbiegła do jednego z pokoi. Podszedłem do drzwi i znowu odruchowo zatrzymałem się. Zaraz potem, gwałtownie otworzyłem drzwi i rozejrzałem się dookoła. Broń miałem w pogotowiu. Nagle coś uderzyło mnie w głowę z prawej strony. Zdawało mi się, że upadłem na podłogę.

Nie bardzo pamiętam, co działo się potem. Czułem ciepło, przynajmniej na początku. Słyszałem jakąś szamotaninę i krzyki.

— Cholera, uderzyła mnie. Uważaj na ręce — potem ktoś powiedział ciszej. — Zwiążcie jej nogi. Zostaw go, nie jest ciężko ranny.

Czułem się dziwnie obezwładniony. Kiedy wyszli poczułem, że wracają mi siły. Usiadłem, ogarnęło mnie niezrozumiałe pragnienie ucieczki. Wstałem i zataczając się trochę podszedłem dodrzwi. Wyjrzałem na korytarz, ale nikogo nie było. Ruszyłem korytarzem, w przeciwnym kierunku niż sala konferencyjna. Zatrzymałem się przy drzwiach wyjściowych. Z przerażeniem przypomniałem sobie, że jestem nagi. Pobiegłem do męskiego skrzydła i złapałem pierwsze z brzegu ubranie. Wziąłem też parę butów. Były bardzo ciasne, ale to nie miało znaczenia. Pobiegłem z powrotem do wyjścia. Drzwi były otwarte. Już miałem nadzieję,że udało mi się uciec niezauważonym, ale ktoś mnie wołał. Nie zareagowałem. Pobiegłem przed siebie. Znalazłem się w jednym z tych dziwnych korytarzy. Każdy, kto znał dobrze rozkład pomieszczeń biur Sekcji mógł się z nich wydostać niezauważony. Było tam pełno korytarzy pokręconych jak spagetti. Po chwili znalazłem się na zapleczu kiosku z owocami. Kiwnąłem do właściciela, który nie wydawał się zdziwiony moim pojawieniem. Wałęsałem się po ulicach. Potem śledziłem faceta, który wyglądał na zamożnego. Poczekałem, aż zrobi swoje zakupy. W pierwszym ciemnym rogu rzuciłem się na niego. Teraz miałem pieniądze i byłem gotowy do działania. Nie wiedziałem jeszcze do czego są mi potrzebne. Miałem tylko mglistą świadomość, że są niezbędne.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Nie znajdowałem słów, by określić co czułem. To było zupełnie nowe doświadczenie. Oby niewielu go doznało. Wszystko dookoła odbierałem w jakiś osobliwy, podwójny sposób, jakbym przyglądał się odbiciom w wodzie. Jednocześnie nic mnie nie zdziwiło. Poruszałem się jak lunatyk. Moja świadomość działała na dwóch, odrębnych poziomach. Wiedziałem kim jestem, gdzie się znajduję, co robię, pamiętałem o mojej pracy w Sekcji, a jednocześnie nie zdawałem sobie sprawy z niczego. Coś jednak mówiło mi, że to wszystko ma jakiś cel. Działałem pod hipnozą. Przez cały ten czas nie czułem prawie żadnych emocji. Może poza drobnym zadowoleniem, kiedy wykonałem zadanie. Więc chyba byłem świadomy własnego działania. Czasem, kilka poziomów niżej, byłem straszliwie nieszczęśliwy, przerażony i przytłoczony poczuciem winy. To było jakieś zamknięte, utajone, a ja nie przejmowałem się tym.