Выбрать главу

— Jak myślisz Sam, ile takich stworzeń mogło przybyć na Ziemię? Załóżmy, że ich statek był takiej wielkości jak atrapa, którą widzieliśmy — odezwał się po chwili.

— Dowody są dość mgliste.

— Mgliste, ale niezaprzeczalne. Musiał wylądować statek kosmiczny i czuję, że jeszcze tu jest.

— Powinniśmy sprawdzić tamto miejsce.

— Zrobimy to, jak będziemy już coś wiedzieli. Nasi agenci nie byli głupcami. Co myślisz o owym pojeździe?

— Wielkość statku nie mówi nic o jego zawartości. Nie wiemy jaki ma napęd, przyspieszenie, jakie zawiera wyposażenie, czego potrzebowali do podróży pasażerowie. W tej sytuacji nie mamy szans na jednoznaczną ocenę.

— Tak. Dajmy na to, że stworów jest kilkaset. Więc mamy dziś wieczorem kilkuset zombi w stanie Iowa. I co możemy zrobić? Biegać po ulicach i zabijać wszystkich, którzy mają zgarbione plecy? To dopiero byłby temat do plotek — uśmiechnął się nieznacznie.

— Jest jeszcze jedno ważne pytanie, na które nie znajdziemy odpowiedzi: jeżeli jeden statek kosmiczny wylądował dzisiaj w Iowa, to ile ich może wylądować jutro w Północnej Dakocie, albo Brazylii.

— Masz rację — powiedział, wyglądał na bardzo zatroskanego. — Ale bez względu na to, ile jeszcze jest takich pytań, nie mamy czasu do stracenia. Musimy zacząć działać nawet jeśli niespecjalnie wiadomo od czego zacząć.

Wszyscy udaliśmy się do Sekcji Kosmetycznej, aby powrócić do pierwotnego wyglądu. Po zabiegu poszedłem do klubu w budynku biura. Chciałem się czegoś napić, ale przede wszystkiem szukałem Mary. Nie wiedziałem tylko czy szukam brunetki, blondynki, czy też rudej. Byłem jednak pewien, że rozpoznam jej boskie ciało. Rozejrzałem się po sali. Więc jednak naprawdę była ruda. Siedziała w kabinie i piła drinka. Wyglądała dokładnie tak, jak wtedy, gdy przedstawił mi ją Starzec.

— Witaj siostrzyczko! — powiedziałem.

— Cześć braciszku! — odpowiedziała, uśmiechając się i wskazując mi miejsce obok siebie.

Zamówiłem dla siebie burbona z wodą w celach leczniczych.

— Czy tak naprawdę wyglądasz? — zapytałem nieśmiało.

— Nie całkiem. Naprawdę jestem w paski jak zebra i mam dwie głowy. A ty? — popatrzyła na mnie z rozbawieniem.

— Nigdy się tego nie dowiedziałem. Moja matka udusiła mnie poduszką, zaraz po tym jak ujrzała mnie pierwszy raz. Tym razem spojrzała na mnie pobłażliwie.

— Jestem w stanie to zrozumieć. Ale już chyba się przyzwyczaiłam do ciebie.

— Dziękuję — powiedziałem. — Może podarujemy sobie tę siostrę i brata. Mam przez to zahamowania.

— Myślę, że ci się przydadzą.

— Ależ skąd. Jestem łagodny. Nie ma we mnie żadnej agresji.

Byłem pewien, że gdybym położył rękę na jej dłoni, nie byłoby to mile widziane, niewiele zostałoby również z mojej ręki.

— Może spróbujemy dziś wieczór zapomnieć o tym wszystkim. Wypij i zamówimy jeszcze — szybko wychyliła swój kieliszek. Siedzieliśmy niewiele mówiąc, czułem się wspaniale. Było mi bardzo dobrze. Wszystkie zmartwienia odpłynęły gdzieś daleko. Nieczęsto zdarzają się takie chwile, szczególnie w tym zawodzie. Może dlatego tak silnie odczuwałem ich urok.

Jedną z pozytywnych cech Mary było to, że nie prowokowała mężczyzn. Chyba, że w celach zawodowych. Wiedziała jak wielką siłą oddziaływania dysponuje. Miała jednak ujmujący sposób bycia. Zachowywała się akurat na tyle kobieco, abyśmy obydwoje czuli się miło i nieskrępowanie.

Patrzyłem na nią i myślałem, jak dobrze byłoby mieć ją obok siebie na co dzień, budzić się obok niej, siedzieć razem przy kominku. Ze względu na moją pracę nigdy nie myślałem o małżeństwie. Zresztą dziewczyna jest tylko dziewczyną i nie ma się czym ekscytować. Ale Mary… Mary jest nie tylko wspaniałą kobietą, lecz także agentem. Z nią mógłbym rozmawiać godzinami. W tym momencie uświadomiłem sobie, jak bardzo byłem dotychczas samotny.

— Mary?

— Tak?

— Czy jesteś mężatką?

— Jeśli pytasz poważnie, to nie. A o co chodzi? Czy to ma jakieś znaczenie?

— Nie ma — odpowiedziałem. — Jestem teraz absolutnie poważny. Spójrz na mnie. Mam obydwie ręce, obydwie nogi, jestem jeszcze młody i nie wchodzę do domu w zabłoconych butach. Mogłaś trafić gorzej.

Roześmiała się radośnie.

— Tylko mi nie mów, że już niedługo dostaniesz lepsze stanowisko.

— Dlaczego nie?

— Nie robię ci wymówek. Stwierdzam tylko, że twoja technika jest do niczego. Nie ma żadnego powodu, by tracić głowę i proponować kobiecie małżeństwo, tylko dlatego, że nie zamierza przespać się z tobą dzisiejszej nocy. Niektóre kobiety mogłyby zmusić cię do spełnienia tej obietnicy.

— Wziąłem to pod uwagę — powiedziałem zirytowany.

— W takim razie, jakie warunki finansowe proponujesz?

— Do cholery! Zgadzam się, nawet jeśli chcesz takiego typu kontraktu. Zatrzymasz swoją pensję, a ja oddam ci połowę mojej. Oczywiście do czasu, kiedy będziesz ze mną.

— Tak naprawdę, to nie chcę czegoś takiego. Nie z mężczyzną, dla którego najważniejsze jest to, by być ze mną.

— Tak myślałem.

— Chciałam tylko sprawdzić, czy traktujesz to wszystko poważnie. Przypuszczam, że tak — powiedziała dziwnie miękko.

— Traktuję to bardzo poważnie.

— Agent nie powinien się wiązać. Wiesz o tym.

— Agent nie powienien się wiązać z nikim oprócz drugiego agenta. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nagle zamilkła. Mój nadajnik mówił mi coś do ucha. To był głos Starca. Wiedziałem, że Mary słyszy to samo. Wzywał nas do siebie. Wstaliśmy oboje bez słowa. Przy drzwiach, Mary nagle zatrzymała się i popatrzyła mi prosto w oczy.

— To jest właśnie powód, dla którego nie należy rozmawiać o małżeństwie. Mamy ważne zadanie do wykonania. I obiecaj mi, że przez ten cały czas będziesz myślał tylko o tym.

— Nie — krzyknąłem na cały głos.

— Nie drażnij mnie! Wyobraź sobie, że już jesteś żonaty i pewnego ranka znajdujesz takiego potwora na ciele swojej żony.

Albo, ja znajduję coś takiego na twoim ciele.

— Zaryzykuję i na pewno nie pozwolę, żeby cokolwiek stało się tobie.

— Nie wierzę, że możesz mnie przed tym ochronić. Do biura Starca szliśmy w milczeniu.

— Wyjeżdżamy — oznajmił nam, kiedy pojawiliśmy sie w jego gabinecie.

— Gdzie? — zapytałem. — A może nie powinienem pytać?

— Do Białego Domu. Musimy się zobaczyć z Prezydentem. I zamknij się już!

ROZDZIAŁ TRZECI

Zanim zdarzy się katastrofa, wybuchnie pożar czy epidemia, pojawia się krótki czas, kiedy wszelkie podejmowane działania zawodzą. I to był właśnie taki moment. Nie trzeba znajomości wyższej matematyki, żeby to zrozumieć. Wszystko zależy od natychmiastowego rozpoznania sytuacji i podjęcia właściwej akcji, zanim wszystko wymknie się z rąk. Jakiego działania oczekiwał Starzec od Prezydenta można się domyślać. Chciał ogłoszenia stanu zagrożenia, odseparowania obszaru Des Moines, rozkazu zatrzymania każdego, kto chciałby się stamtąd wymknąć, bez względu na wiek, płeć, rasę. Należało sprawdzać każdego. Uruchomić radary, ostrzec stacje kosmiczne i rakietowe, żeby były w każdej chwili gotowe zniszczyć następny, próbujący wylądować statek. Trzeba uprzedzić inne państwa, bez natrętnego powoływania się na prawa międzynarodowe. W tej sytuacji chodzi o bezpieczeństwo wszystkich, nawet nie, teraz chodzi o przetrwanie. W tym momencie nieważne jest skąd przychodzą agresorzy, z Marsa, Jowisza czy z Systemu Słonecznego. Trzeba odeprzeć inwazję.