Выбрать главу

— Szukał mnie pan, panie Prezydencie? — powiedział człowiek z ekranu a jego głos brzmiał, jakby był oszołomiony wyróżnieniem.

— Tak. Panie Barnes, czy rozpoznaje pan kogokolwiek z tych ludzi?

Dyrektor zrobił zdziwioną minę.

— Obawiam się, że nie. A powinienem?

— Powiedz mu, żeby zawołał ludzi do gabinetu — odezwał się Starzec.

Prezydent spojrzał na Starca, w jego oczach dostrzegłem kpinę, ale zrobił to. Barnes wyglądał na zakłopotanego, jednak nie miał wyjścia. Po chwili weszło kilka osób. W większości kobiety. Rozpoznałem sekretarkę, siedzącą zazwyczaj przy drzwiach szefa.

— Ach, to Prezydent! — szepnęła jedna z kobiet. Nikt z zebranych oczywiście nas nie poznał. Nic dziwnego jeśli chodzi o mnie i Starca, ale przecież Mary wyglądała tak samo. Jej wygląd zapisuje się w pamięci każdej kobiety, która kiedykolwiek ją widziała. Może odpowiedzią na to był fakt, że wszyscy tam obecni mieli zaokrąglone plecy, tak samo jak Barnes.

Prezydent podszedł do Starca i położył mu rękę na ramieniu.

— Poważnie radzę ci, żebyś pojechał na wakacje. — Uśmiechnął się sztucznie. — Republika nie upadnie przez ten czas, zajmę się nią do twojego powrotu.

Dziesięć minut później staliśmy na Rock Creek. Starzec jakby się skurczył, po raz pierwszy wyglądał na zrezygnowanego.

— Co teraz szefie?

— Dla was dwojga nic. Jesteście wolni do odwołania.

— Zajrzałbym jeszcze do biura Barnesa.

— Ani mi się waż! I trzymaj się z daleka od Iowa. To rozkaz. A co ty masz zamiar robić, jeśli wolno spytać?

— Słyszałeś, co powiedział Prezydent? Wybieram się na Florydę. Będę leżał w słońcu i czekał, aż świat diabli wezmą. Jeżeli masz trochę rozumu zrobisz to samo. Zostało cholernie mało czasu.

Spróbował wyprostować ramiona i odszedł. Odwróciłem się, by powiedzieć coś do Mary, ale i ona oddaliła się. Rada Starca wydała mi się bardzo słuszna a zrealizowanie jej z Mary, byłoby pełnią szczęścia. Rozejrzałem się jeszcze dookoła, lecz nigdzie jej nie było. Podbiegłem do Starca.

— Przepraszam szefie! Dokąd poszła Mary?

— Nie ma wątpliwości, chce pewnie wykorzystać, może ostatnią, okazję na urlop. I nie zawracaj mi głowy!

Rozważałem próbę odnalezienia jej przez Sekcję, ale przypomniałem sobie, że nie znam jej nawet prawdziwego imienia.

Mogłem jeszcze ją opisać, tylko skąd pewność, że naprawdę wygląda tak jak teraz. Podczas naszych dwu spotkań, dwa razy miała rude włosy, w tym raz na pewno z wyboru. Znam się na kobietach, a ona jest jedną z tych, o które mężczyźni walczą. Jak mogłem przekazać to przez telefon?

Zniechęcony znalazłem sobie pokój na noc. Zastanawiałem się, dlaczego właściwie nie wyjechałem ze stolicy i nie wróciłem do własnego mieszkania. Potem pomyślałem, że może jest tam jeszcze tamta blondynka. Próbowałem sobie przypomnieć, skąd ona się właściwie wzięła. Po chwili zasnąłem.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Obudziłem się o zmierzchu. Pokój, który wynająłem miał olbrzymie okno. Wyjrzałem, żeby popatrzeć na nocne życie wielkiego miasta. Widać było stąd rzekę, która błyszczała od świateł neonów. Małe łódki, wożące nocą zakochanych wyglądały jak świetliki. Całe miasto, kolorowe i pełne świateł, sprawiało wrażenie krainy czarów. Znałem ten widok bardzo dobrze. W związku z moją pracą bywałem tu często, także o tej porze. Ale dzisiaj jego nastrój robił na mnie zupełnie inne wrażenie niż zwykle. Jego piękno nie pozwalało mi zapomnieć o tym, co się stało. Wręcz czułem ból, kiedy pomyślałem o wszystkich ludziach nieświado-mych zbliżającej się tragedii. Współczułem tym, którzy zostali już opanowani przez pasożyty i jak marionetki wypełniają wolę swoich władców. Obiecałem sobie, że jeśli uda się tym potworom opanować świat, nie będę czekał, aż któryś z nich zajmie się mną osobiście. Dla agenta to nie jest trudne. Starzec jest mistrzem od wymyślania ekstremalnych sytuacji. Chociaż wiedziałem, że moim zadaniem jest chronić ludzi, a nie uciekać, kiedy będą w kłopotach.

Odwróciłem się od okna. Byłem przytłoczony własną bezradnością. Zdecydowałem, że jedynym lekarstwem na mój stan może być jakieś towarzystwo. Na stoliku leżały katalogi biur towarzyskich i agencji modelek, ale była tylko jedna dziewczyna, którą naprawdę chciałbym wziąć w ramiona tej nocy. Tylko zupełnie nie wiedziałem, gdzie ona może być.

Zawsze noszę przy sobie pigułki czasowe, większość agentów to robi. Nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się stać jedynym ratunkiem przed kompletnym załamaniem. Zresztą, wbrew propagandzie, nie uzależniają one nawet w takim stopniu, co oryginalny haszysz. Chociaż purytanie i tak powiedzieliby, że jestem narkomanem, bo przyzwyczaiłem się brać je od czasu do czasu. Przyznam też, że lubię tę subtelną euforię, która jest efektem ubocznym. Przede wszystkim jednak wydłużają one subiektywny czas przynajmniej dziesięć razy. W efekcie żyje się dłużej, niż według zegarka i kalendarza. Nie można z nimi przesadzać. Znam historię faceta, który umarł w ciągu miesiąca przez częste branie pigułek. Ale ja używam ich bardzo rzadko. Może to niezły pomysł? Żył długo i można być pewnym, iż był szczęśliwy. A jakie to ma znaczenie, że przez ten cały czas słońce wzeszło tylko trzydzieści razy? Kto powiedział, że to gorsze?

Siedziałem przy stole, gapiąc się na pudełko z pigułkami. Miałem ich wystarczająco dużo, żeby cieszyć się chwilą obecną przez dwa lata. Mógłbym zamknąć się w tej dziurze i zapomnieć o wszystkim. Wyjąłem dwie pigułki i nalałem sobie szklankę wody. Wziąłem spluwę i wyszedłem z hotelu. Udałem się do Biblioteki Kongresowej.

Po drodze wstąpiłem do baru na jednego drinka i obejrzałem wiadomości. Żadnych informacji o Iowa. Ale czy przekazywane są stamtąd jakieś wiadomości?

W bibliotece poszedłem prosto do głównego katalogu. Założyłem okulary i zacząłem szukać. „Latające talerze”, „Latające dyski”, „Błyski na niebie”, „Ogniste kule”, „Teorie kosmicznego rozprzestrzeniania się źródeł życia” i dwa tuziny innych ślepych uliczek i szalonych pomysłów literackich. Potrzebowałbym miernika Geigera, żeby zorientować się, co z tego wszystkiego ma jakiś sens. Tym bardziej, że to czego potrzebowałem, według semantycznego klucza klasyfikacji, powinno się znajdować gdzieś między bajkami Ezopa, a mitem o zagubionym kontynencie. Pomimo to, po godzinie miałem ręce pełne rewersów. Podałem je dziewiczej westalce siedzącej za biurkiem. Długo czekałem, aż sprawdzi, czy będę mógł je otrzymać.

— Większość filmów o jakie panu chodzi jest właśnie w użyciu — powiedziała w końcu — ale część zostanie dostarczona do pokoju 9-A. Może pan pojechać tam windą.

Pokój 9-A był zajęty. Nie posiadałem się ze szczęścia, kiedy ujrzałem Mary.

— No proszę. To się nazywa wilcza natura. Jak zdołałeś mnie tu odnaleźć? Mogłabym przysiąc, że postawiłam sprawę jasno.

— Witaj agencie — powiedziałem.

— Witaj — odrzekła — a teraz żegnaj. Myślę, że powiedzieliśmy sobie wszystko, a teraz pracuję.

— Słuchaj, ty mała, próżna idiotko, może to dla ciebie dziwne, ale ja także czasami pracuję. Na pewno nie przyszedłem tu szukać, twojego niewątpliwie powabnego ciała. Mam nadzieję, że zniesiesz moją niepożądaną obecność, aż przyniosą mi filmy. Potem postaram się znaleźć inne miejsce pracy — wrzeszczałem, nie panując nad sobą.

Zamiast wybuchnąć. Mary nagle zmiękła. Zresztą dowiodła tym, iż jest lepiej wychowana ode mnie.