Выбрать главу

— Inteligentne istoty?

— Zgadza się.

Thompson rozdął policzki, po czym wypuścił powietrze z ust.

— To wielka sprawa — rzekł.

— Aha.

Stoner, cały pogrążony w myślach, odchodził od biurka Thompsona, kierując się ku schodom prowadzącym do swego gabinetu. W pewnej chwili zrównała się z nim studentka, ta sama, która wcześniej usiłowała z nim nawiązać rozmowę.

— Panie doktorze, czy może mi pan poświęcić chwilę czasu?

Skierował na nią wzrok.

— Oczywiście, panno…

— Nazywam się Camerata. Jo Camerata.

Nie patrząc więcej w jej stronę, wszedł na schody. Jo podążyła za nim.

— Chodzi o profesora McDermotta — powiedziała.

— Wielkiego Maca? Czegóż on chce?

— Lepiej będzie, jak sądzę, jeśli porozmawiamy o tym w pana gabinecie, za zamkniętymi drzwiami.

— Właśnie tam idę.

— To pan brał udział w lotach, nieprawdaż? — mówiła do jego pleców. — Pomagał pan zbudować teleskop orbitalny.

Dotarli do szczytu schodów i Stoner odwrócił się, by ją zlustrować wzrokiem. Była młoda, wysoka, a jej twarz odznaczała się klasycznością rysów typową dla piękności przedstawianych na greckich wazach. Krucze, krótko przycięte i ładnie ufryzowane włosy stanowiły doskonałą oprawę dla jej wydatnych kości policzkowych i zdecydowanego zarysu brody. Dżinsy przylegały ściśle do jej pełnych ud, a sweter uwydatniał jej kształtne piersi.

„Pewnie jakiś astronauta w spódnicy” — pomyślał.

— Tak, wchodziłem w skład ekipy konstrukcyjnej i pomagałem przy montażu teleskopu na orbicie — rzekł. — Wielki Mac zaprosił mnie tu dlatego, że potrafiłem namówić moich starych druhów, aby nam podesłali parę zdjęć Jowisza.

Na pierwszym piętrze obserwatorium było spokojniej niż na dole, choć spod podłogi dochodziło buczenie i wibracja aparatury elektrycznej. Stoner wkroczył do wąskiego korytarza, a Jo podążała o pół kroku za nim. Jeszcze moment i już otwierał drzwi do niewielkiej klitki, którą przydzielono mu jako gabinet.

W środku czekało na niego dwóch mężczyzn. Jeden stał przy oknie, dokładnie tam, skąd Jo obserwowała jego ćwiczenia na parkingu, drugi — obok drzwi.

— Czy doktor Keith Stoner? — spytał osobnik przy oknie.

Był niższego wzrostu niż jego kolega. Przedzielało ich biurko Stonera z rozrzuconymi na nim zdjęciami Jowisza.

Stoner skinął potakująco głową. Mężczyzna przy oknie był o kilkanaście centymetrów niższy od niego, ale dobrze zbudowany, zaś dryblas obok niego, ten przy drzwiach — wysoki i zwalisty, jak skrzydłowy w grze w rugby. Zawodowy rugbista. Obaj byli w szarych garniturach, takich, jakie noszą biznesmeni. Obaj mieli pełne, gładko ogolone twarze.

— Jesteśmy z wywiadu Marynarki Wojennej — odezwał się mężczyzna przy oknie.

Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki portfel i otworzywszy go, pokazał Stonerowi nad biurkiem oficjalnie wyglądającą legitymację.

— Pan pozwoli z nami — rzekł.

— Co chcecie przez to powiedzieć? — Na twarzy Stonera odmalowało się kompletne zaskoczenie. — Dokąd…?

— Proszę, doktorze Stoner. To bardzo ważna sprawa.

Dryblas przy drzwiach chwycił ramię Stonera, lekko, ale zdecydowanie. Jego niższy kolega okrążył tymczasem stół i cała trójka wyszła na korytarz.

Jo Camerata stała cały czas przed drzwiami gabinetu i przyglądała się całej scenie. Wyraz jej twarzy nie odzwierciedlał szoku ani nawet nie był gniewny. Przebijało zeń poczucie winy.

ROZDZIAŁ III

…Jansky nieoczekiwanie zarejestrował fale radiowe z naszej galaktyki podczas badania… trzasków i szumów przeszkadzających w odbiorze radiowym. Jego odkrycie, dokonane w roku 1932, zapoczątkowało erę sukcesów radioastronomii. To dziwne, że potrzeba było aż tyle czasu, aby zdać sobie sprawę, iż dociera do nas promieniowanie radiowe ciał niebieskich.

J. S. HEY
Ewolucja radioastronomii
Science History Publications
1973

W Moskwie była niemal godzina jedenasta wieczorem. Ciemne, ołowiane niebo prószyło drobnym śnieżkiem, który przykrywał białym, puszystym całunem zarówno najstarsze pomniki, jak najnowsze bloki mieszkalne. O świcie całe zastępy starych mężczyzn i kobiet staną w swych rewirach wzdłuż każdej ulicy i odgarną uciążliwy biały pył z chodników, tak aby mogły go uprzątnąć duże, mechaniczne pługi.

Kirył Markow zerknął na stojący u wezgłowia budzik.

— To łaskocze — powiedziała dziewczyna.

Popatrzył na nią w milczeniu. Przez chwilę nie mógł sobie przypomnieć, jak ma na imię. Było mu trudno dostrzec jej twarz w ciemnościach, ale na złotych zwojach jej długich włosów igrały słabe refleksy światła ulicznej latarni za oknem. „Nadia — przypomniał sobie wreszcie. — To smutne — dumał — że dopóki mężczyzna ugania się za kobietą, nie może myśleć o niczym innym, jak tylko o niej, lecz gdy ją zdobędzie, szybko zapomina o jej istnieniu.

„Jaka tam kobieta — mruknął do siebie. — To przecież jeszcze dziewczyna.

— Łaskoczesz mnie!

Markow zdał sobie sprawę, że to jego zarost jest winowajcą i zataczając podbródkiem maleńkie kręgi, połaskotał końcem brody jej prawą pierś wokół sutka.

Zachichotała i objęła go ramionami za szyję.

— Możesz to zrobić jeszcze raz? — spytała.

— Mów po angielsku — szepnął łagodnie. — Umówiliśmy się przecież, że gdy będziemy się kochać, będziemy rozmawiali wyłącznie po angielsku. To najlepszy sposób nauczenia się obcego języka.

Zacisnęła wargi i przez chwilę intensywnie nad czymś medytowała, a Markow pomyślał sobie, za jej twarz jest naprawdę pospolita i nieciekawa.

Z grymasem na ustach, związanym najwyraźniej z potrzebą koncentracji, powiedziała powoli, po angielsku, lecz z okropnym akcentem:

— Czy jesteś zdolny zerżnąć mnie jeszcze raz?

Markow z trudem powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem, słysząc, jak wymówiła słowo „zerżnąć”, i nie omieszkał jej skorygować.

Skinęła głową na znak, że rozumie, i powtórzyła to samo zdanie, tym razem poprawnie.

— To słowo uchodzi za sprośne wśród Amerykanów i Anglików. Ale nie wśród Australijczyków.

— Ach, tak.

— Oni najczęściej posługują się zamiast niego eufemizmem.

— Eufemizmem?

Markow podniósł wzrok ku górze, jakby oczekując pomocy od niebios. „Ona nigdy nie zda egzaminów bez względu na to, do czyjego łóżka trafi” — pomyślał zdesperowany. Dopiero gdy wyłożył jej po rosyjsku, co to jest eufemizm, błysnęła mu myśl, że być może dziewczyna zda egzaminy, ale będzie musiała orżnąć komputer.

— Teraz już rozumiem — ucieszyła się, gdy było po lekcji.

— W porządku — powiedział.

— Ale nie odpowiedziałeś mi, czy możesz…

— Co masz na myśli?

— No, przecież wiesz…

— Ach, o to ci chodzi. — Markow zdał sobie sprawę, że jej cielesne żądze wciąż dominują nad innymi. — Chcesz, żebym cię kochał jeszcze raz, czy tak? Z przyjemnością i w podskokach. Ale nie teraz. Jest już czas, abyś wróciła do swej sypialni.

— Czy naprawdę muszę? — spytała po rosyjsku ze skargą w głosie. — Tak tu ciepło i przytulnie. — Jej palce przebiegały wzdłuż jego ramion i karku.

— Zaraz tu nie będzie przytulnie. Moja żona niedługo wraca.