Выбрать главу

Tymczasem Zworkin zaczął przedstawiać po kolei wszystkich piętnastu rosyjskich naukowców. Z jednym wyjątkiem, byli to wszystko mężczyźni, choć kilku z nich przybyło w towarzystwie żon, które to, nota bene, nie zostały przedstawione.

W pewnej chwili wstał i ukłonił się wysoki szczupły Rosjanin. Sprawiał wrażenie nieco zakłopotanego i mimo swej siwiejącej, potarganej bródki miał dość chłopięcy wygląd. Zworkin przedstawił go jako profesora Kiryła Markowa, lingwistę z Uniwersytetu Moskiewskiego.

„To jest ten, do którego napisałem — zdał sobie sprawę Stoner. — Muszę z nim porozmawiać.”

Prezentacja dobiegła końca i do mikrofonu podszedł znów McDermott.

— Przez kilka miesięcy będziemy pracowali razem nad tym projektem — powiedział tonem typowym dla trenera drużyny futbolowej. — Chciałbym teraz oddać głos profesorowi Cavendishowi, aby scharakteryzował stan naszych dotychczasowych badań problemu.

Anglik uśmiechnął się i podszedł do mikrofonu.

— A więc, proszę państwa — zaczął, aby sobie oczyścić drogi oddechowe. — Nie przygotowałem żadnych przeźroczy ani wykresów… Sądziłem, że tymi szczegółami zajmiemy się razem w najbliższym czasie. — Zawahał się przez moment, jak gdyby zbierając myśli. — Ten… hm… obiekt, który latem zeszłego roku wszedł w obręb układu słonecznego i po dość skomplikowanym torze przeleciał obok Jowisza, zbliża się teraz ku Ziemi. W trakcie tego zbliżania przyśpieszył biegu i według naszych ocen przeleci w minimalnej odległości od Ziemi w dniu piątego lipca lub bardzo blisko tej daty.

— Czy to przyśpieszenie — zapytał jeden z Rosjan — ma charakter normalny, to znaczy naturalny?

— W istocie. Obiekt spada swobodnie w polu ciążenia Słońca, proszę pana, i dlatego przyśpiesza biegu. Nie, nie wykazał żadnych oznak życia ani celowości, odkąd opuścił okolice Jowisza i po zmianie kursu skierował się w naszą stronę.

— Jest więc zupełnie bezwładny?

— Martwy, jak głaz — rzekł Cavendish. — Przynajmniej na to wskazują nasze dane. Spada, jak kamień ku Słońcu.

— Jakie są jego rozmiary?

— Czy są jakieś dane na temat jego kształtu?

— Jaka jest jego jasność powierzchniowa?

Cavendish wzniósł do góry swe ręce pianisty, aby zahamować lawinę pytań, które kierowano doń szybciej, niż był w stanie odpowiadać.

— No cóż, na pewno jest większy od piłki futbolowej…

Obecni na sali Amerykanie roześmiali się, zaś Rosjanie wymienili się znaczącymi spojrzeniami.

— Jak dotąd — ciągnął Cavendish — nie mamy właściwie wielu danych na temat jego rozmiarów, głównie dlatego, że nie zdołaliśmy zmierzyć jego jasności właściwej. Jest zrobiony z materiału silnie odbijającego światło, a więc musi być raczej niewielki, o długości stu metrów lub nieco mniejszy.

— A jaka mogłaby być jego maksymalna wielkość?

Cavendish podniósł brwi, jakby czekając na pomoc zebranych.

— Może ktoś spróbuje zgadnąć? — rzekł wreszcie.

— Nie może mieć więcej niż paręset metrów średnicy — zawołał Stoner. — Z pomiarów masy, jakie przeprowadziliśmy, gdy był blisko Jowisza, wynika, że musi być bardzo mały i mieć niewielką masę. Nie większą niż masa trzech czy czterech statków Salut lub Sylab razem wziętych.

— W takim razie jest duży, jak na statek kosmiczny — zauważył Zworkin, Poruszając się na swym krześle.

— Ale maleńki w porównaniu do asteroidów czy nawet skromnych meteorytów — rzekł Stoner.

— Rozumiem.

Cavendish zastukał palcem w mikrofon i uwaga audytorium skupiła się na jego osobie.

Obiekt jest jeszcze za daleko, aby przeprowadzić radarowe pomiary jego rozmiarów. Sądzę że będziemy to mogli zrobić w ciągu następnych tygodni, gdy znajdzie się on bliżej Ziemi.

— Można by użyć radarów z Goldstone albo Haystack — zasugerował ktoś z sali.

— Albo z Arecibo — zawtórował mu inny głos.

McDermott wstał i nie podchodząc do mikrofonu, rzekł:

— Chodzi o uniknięcie przecieków. Nasze rządy umówiły się, że będą ten projekt utrzymywały w tajemnicy, aby nie narażać opinii publicznej na niepotrzebny szok i nie wywoływać paniki.

— Moglibyśmy przeprowadzić obserwacje za pomocą aparatury Ośrodka Landaua — powiedział Zworkin, również ze swego miejsca, tak iż jego głos zupełnie utonął w szmerze sali.

— Proszę państwa — włączył się Cavendish, próbując odzyskać kontrolę nad dyskusją. — Ponieważ obiekt mknie w naszą stronę, wystarczy, że poczekamy parę tygodni, a będziemy go mogli sfotografować zwykłym aparatem.

— Mam pytanie — odezwała się jakaś kobieta z sali, nie należąca jednak do rosyjskiej delegacji. — Na jakim etapie jesteśmy, jeśli chodzi o kontakt z tym obiektem?

— Próbowaliśmy drogą radiową — rzekł Cavendish.

— A co z laserami?

— Jakiej długości fale należałoby zastosować do kontaktu?

Cavendish wzruszył ramionami.

— Przypuszczam, że im więcej długości, tym lepiej — rzekł. — Na razie nie mamy pojęcia, na jakiej długości fali można się porozumieć z obiektem.

— Jeśli w ogóle można.

Stoner wstał ze swego krzesła.

— Powinniśmy spróbować przeprowadzić rendez-vous w kosmosie z tym obiektem — powiedział. — Wylecieć mu naprzeciw i wejść na jego pokład.

— Sądzę, że jest to sprawa warta rozważenia.

— Wykluczone! — zagrzmiał McDermott. — Przygotowanie takiego lotu zajęłoby miesiące, nawet lata, a tymczasem to „coś” śmignie obok Ziemi i poleci sobie w dal. Poza tym…

— Gdybyśmy się postarali, moglibyśmy przygotować na czas któryś z promów orbitalnych.

— A w jaki sposób nadalibyśmy mu dodatkową prędkość na starcie? — zapytał McDermott. — Może za pomocą procy?

— Gdyby było trzeba.

— Proszę państwa — odezwał się znów Cavendish. — Sądzę, że powinniśmy najpierw spróbować nawiązać kontakt radiowy.

Z krzesła w środku sali wstał Markow, a na jego czerwonawej twarzy zagościł psotny uśmiech. Obejrzał się za siebie i zerknął na Stonera, tak jakby go rozpoznał.

— Nie jestem adeptem nauk fizycznych — powiedział, zwracając się znów w stronę podium — ale w kwestii łączności z tym statkiem miałbym pewną sugestię.

— Słuchamy — zachęcił go Cavendish.

— Jeśli macie panowie nagrania sygnałów radiowych, które nadchodziły z okolic Jowisza w okresie zbliżania się doń statku, może byłoby dobrze wyemitować te same sygnały w kierunku statku, gdy będzie się zbliżał do Ziemi.

McDermott rzucił mu złe spojrzenie, a Cavendish zmarszczył swe krzaczaste brwi.

— Odtworzyć i wysłać z powrotem sygnały z Jowisza?

— Tak — potwierdził Markow. — To natychmiast uzmysłowi przybyszom, że odebraliśmy wysłane przez nich sygnały. Uznają to za znak, że na Ziemi istnieje jakaś cywilizacja.

— Hmm. Ciekawy pomysł.

— Dlaczego pan uważa, że to są przybysze, w ogóle jakieś istoty? — zapytała jakaś kobieta z sali.

— Może powinniśmy być ostrożniejsi — zasugerował Jeff Thompson, wstając z krzesła obok Stonera. — To znaczy, może powinniśmy poczekać, obiekt wyśle nam jakiś sygnał, zanim zaczniemy go bombardować wiązkami fal radiowych i światłem laserowym. Jemu może się nie spodobać taka kąpiel w falach elektromagnetycznych.

— Jeśli będziemy czekali zbyt długo — sprzeciwił się Cavendish — obiekt leci obok nas i opuści zupełnie układ słoneczny, jak to zauważył profesor McDermott.