Выбрать главу

Maria ciężko usiadła na krześle stojącym najbliżej grzejnika. Wokół jej butów zaczęły się tworzyć jeziorka stopionego śniegu i powoli wsiąkały w perski dywan. Zapatrzyła się w promiennik grzejnika.

— To ustrojstwo nie działa jak należy — mruknęła po chwili.

— To pewnie wina napięcia — zauważył. — Musieli znów obniżyć napięcie, żeby zużycie prądu było mniejsze.

— A my marzniemy.

— Sądzę, że jest to konieczne.

Zmierzyła go czujnym, cynicznym spojrzeniem nieufnej chłopki.

Markow wiedział, że Maria zastanawia się teraz, czy mogłaby mu zaufać, czy też nie. Mógł czytać z jej twarzy, jak z dziecięcego elementarza.

— Wiesz, co zatrzymuje mnie tak długo w kwaterze głównej każdego wieczoru? — spytała sondująco.

— Nie chcę wiedzieć, jeśli moja ciekawość mogłaby ci w jakimś stopniu zaszkodzić. — Powrócił do lektury swej książki. — Nie kuś mnie lepiej, abym wyciągał z ciebie tajemnice państwowe.

— Wiem, że mogę ci zaufać… w pewnych sprawach.

Markow skoncentrował się cały na czytanej książce.

— Kirył, patrz na mnie, gdy do ciebie mówię. Potrzebuję twojej pomocy.

Podniósł na nią wzrok.

— Nic takiego nie zdarzyło się nigdy przedtem — mówiła.

— Cóż to takiego? — spytał zdejmując okulary.

— Musisz pójść ze mną jutro do kwatery głównej. Tam cię sprawdzą i przebadają.

— Przebadają? A to dlaczego? Cóż ja takiego zrobiłem?

Potrząsnęła niecierpliwie głową.

— Nie bój się! To nic z tych rzeczy — Zwykła, rutynowa kontrola. Zanim będziemy mogli ci udostępnić dane, musisz dostać przepustkę z Wydziału Bezpieczeństwa.

Serce Markowa biło z wrażenia coraz szybciej, a jego dłonie zaczęły się pocić.

— Jakie dane? Jeśli jest to takie delikatne, dlaczego mam się w to mieszać?

— Dlatego, że napisałeś tę głupawą książkę. Szefostwo chce z tobą o tym porozmawiać.

— Tę książkę o językach pozaziemskich? Przecież to zostało wydane sześć lat temu.

Maria zmroziła go wzrokiem.

— Czy ty nie rozumiesz, że nigdy jeszcze nic takiego nie wydarzyło się na świecie? Zainteresowała nas tym problemem Akademia Nauk.

— Akademia…?

— Sam akademik Bułaczow. Przewodniczący.

Okulary ześliznęły się z książki na kolana Markowa i upadły na dywan, lecz on nie zrobił najmniejszego ruchu, żeby je podnieść.

— Kir — pytała Maria — czy wiesz, gdzie jest planeta Jowisz? I co to w ogóle jest?

— Jowisz?

— Tak.

— To jest największa planeta układu słonecznego. Wiele razy większa od Ziemi. Ale jest zimna, bardzo odległa od Słońca.

— Przychodzą stamtąd sygnały radiowe — powiedziała Maria i zamknęła oczy, jakby to miało jej ułatwić rozgryzanie problemu. — Jakieś dziwne sygnały. Musisz nam powiedzieć, czy to jest nadawane w jakimś języku.

— Języku? — Jego głos zabrzmiał dziwnie cienko i wysoko, jakby wyszedł z krtani przerażonego chłopca.

— Tak. To może być zakodowana wiadomość w jakimś języku. Jakichś inteligentnych istot. Dlatego jesteś nam potrzebny. Musisz to dokładnie zbadać.

ROZDZIAŁ IV

Znany fizyk twierdzi, iż według Biblii…

James McCandlish

ADAM I EWA BYLI ASTRONAUTAMI

Adam i Ewa byli astronautami z przestrzeni pozaziemskiej. Wylądowali na Ziemi 6000 lat temu.

Przybyli na statku, który tak przeraził prymitywnych ludzi tego okresu, że stworzyli legendę o Raju, aby wyjaśnić to zadziwiające zdarzenie.

Do takiego zaskakującego wniosku doszedł znany fizyk doktor Irwin Ginsburgh, który przez trzydzieści lat studiował Biblię i religie starożytności.

— Moje badania wykazują, że Księga Rodzaju nie jest mitem, lecz znakomitą relacją naukową, dokumentującą początek stworzenia — mówi doktor Ginsburgh, który opublikował książkę na temat swych zadziwiających ustaleń.

A światowej sławy badacz Erich von Daniken, który w książce Rydwany bogów przedstawił dowody, że w zamierzchłych czasach Ziemię odwiedzili przybysze z kosmosu, tak powiedział w wywiadzie dla pisma „Enquirer”: „Jestem pewny, że wnioski doktora Ginsburgha są poprawne.”

„National Enquirer”, 16 stycznia 1979 roku

Sala była zdecydowanie mała, mniejsza niż inne sale gimnastyczne, lecz wypełniał ją tłum ludzi. Siedzieli na twardych, drewnianych ławkach ze wzrokiem utkwionym w szczupłą sylwetkę mężczyzny o blond włosach, który stał na środku boiska koszykówki i zawzięcie gestykulując przemawiał.

Willie Wilson, z mikrofonem w dłoni, trzymanym tak blisko ust, że każdy jego oddech odbijał się donośnym echem od nagich ścian sali, głosił zebranym swą ewangelię.

— A czego Jezus nienawidzi?

— Grzechu! — rozległa się chóralna odpowiedź tłumu.

Słowo zabrzmiało jak wystrzał i odbiwszy się od ścian, powróciło jeszcze raz do uszu słuchających.

— Co to jest?

— Grzech! — zawołali jeszcze głośniej.

— Powiedzcie mi!

— GRZECH! — ryknęli.

Fred Tuttle, komandor porucznik Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, zatkał swe zbolałe uszy rękami i uśmiechnął się. Siedział w ostatnim rzędzie ławek, pod ścianą. W odróżnieniu od dwukolorowego tłumu — niebiesko-białego z powodu dżinsów i podkoszulek — miał na sobie starannie wyprasowane spodnie i sportową koszulę. Jego równo złożona marynarka spoczywała na kolanach.

— Ten świat jest pełen grzechu! — wołał Willie Wilson do mikrofonu. — Umiera z powodu grzechu! A kto może zbawić ten grzeszny świat? Kto jest tym jedynym, który może zbawić ten ginący świat?

— Jezus! — zabrzmiało z tłumu. — JEZUS!

— Jezus Chrystus, Pan i Zbawca. Tak, to jest prawda. — Głos Wilsona stał się chrapliwym szeptem i grzechoczące po sali echo powoli zamarło. Tłum pochylił się do przodu, aby nie uronić ani jednego słowa kaznodziei. — Ale Jezus nie może tego dokonać sam. Choć oczywiście mógłby, gdyby chciał. Ale to nie byłby sposób, w jaki działa Bóg. Bóg nie jest samotnikiem. Gdyby Bóg szedł swą drogą sam, nigdy nie stworzyłby człowieka. Nigdy nie powołałby do istnienia tego grzesznego ciała i tego grzesznego świata. Nigdy nie zesłałby swego jedynego Syna, naszego Pana i Zbawcy, Jezusa Chrystusa, na ten ziemski padół, aby pokazać nam Swoją Drogę… Tak czynie?

— Nie — rozległo się murmurando tłumu.

— Jezus chce zbawić ten świat. Chce zbawić ciebie! Kocha cię. Uczynił cię na swoje własne, boskie podobieństwo, czyż nie? Chce, abyśmy byli tacy jak on. Abyśmy przebywali razem z nim w niebie na wieki wieków.

— Amen — zawołał ktoś z końca sali.

— Amen z tobą, bracie — odparł Wilson i swobodną ręką otarł pot z czoła. — Jezus chce nas zbawić. Zbawić świat. Ale potrzebuje twojej pomocy. Nie zaprojektował tego świata dla siebie. Zaprojektował go dla ciebie, dla każdego z nas. I nie zbawi go, o ile mu nie pokażemy, o ile mu nie udowodnimy, że chcemy być zbawieni!

Przez rząd zasłuchanych wiernych przedarł się ku Tuttle’owi mężczyzna o figurze sportowca i krótko przyciętych, brązowych włosach.