Выбрать главу

* Larry King – pseudonim artystyczny Lawrence'a Harveya Zeigera, jednej z najwybitniejszych postaci amerykańskiego dziennikarstwa. W czerwcu 1985 rozpoczął pracę w telewizji CNN. Obecnie jest gospodarzem programu „Lany King Live”. Benjamin C. Bradlee był zastępcą redaktora naczelnego dziennika „Washington Post”, gdy Woodward i Bernstein publikowali na jego lamach teksty związane z aferą Watergate.

Zapytała, jak się tutaj znalazłem.

– To jest właściwie jedyne miejsce, gdzie mnie chcą – powiedziałem. – Kiedy już było wiadomo, że się wydało, że mój świat się zawalił, redaktorzy zwarli szyki. Przeszukiwali gruzy, wynajęli biegłych sądowych, żeby porównali moje rachunki z nagłówkami. Bo skoro jadłem jajka i piłem kawę w barze przy Trzeciej Alei w Nowym Jorku, to nie mogłem w tym czasie być na Konferencji Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej w Waszyngtonie, prawda? Tak czy owak, upiłem się do nieprzytomności i

poszedłem o trzeciej nad ranem do redakcji. Chyba zamierzałem wykraść jakieś dowody, co, patrząc z perspektywy czasu, oznaczałoby, że potrzebowałbym wózka widłowego. Naprawdę nie wiem, co właściwie chciałem zrobić. Włamałem się do biura kierownika działu krajowego i próbowałem przejrzeć pliki w jego komputerze. W końcu urwał mi się film i znaleźli mnie na podłodze. To im dało pretekst, jakiego potrzebowali, żeby wysunąć oskarżenie przeciwko mnie jako dodatek do efektownego, publicznego zwolnienia z pracy. Dostałem dozór kuratorski zamiast kary więzienia, nie mieli zamiaru mnie za to zamykać. Przez rok nie robiłem właściwie nic, zapadłem w sen zimowy. Moja kuratorka jest spokrewniona z Hinchem Edwardsem, właścicielem „Littleton Journal”. Hinch okazał się litościwy. Koniec historii.

– Taak, to miły facet.

Wtedy właśnie przyszło mi do głowy, że być może Anna wie więcej, niż sądziłem.

– Znasz Hincha?

– Znałam kogoś, kto dla niego pracował.

– Kogo?

– Johna.

– Jakiego Johna? Johna Wrena? Znałaś Johna Wrena?

– Aha.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś?”

– Dlaczego miałabym ci mówić? Raz byliśmy na kolacji. Nie powiedziałam ci też, jak mam na drugie imię. Przy okazji: Alicja.

– A więc byliście przyjaciółmi czy coś w tym rodzaju?

– Tak jakby. Co w tym takiego niezwykłego?

– Nic. To po prostu zabawne, że znałaś dwóch dziennikarzy, którzy mieszkali w tym samym domu.

– Mieszkasz w jego domu? No tak, to przecież małe miasto. Nie ma tu znowu tak wielu domów.

– Właśnie. – Wypiłem łyk wina, próbując desperacko odzyskać utracony dobry humor. – Masz z nim jakiś kontakt? -zapytałem.

– Nie wiem, czy on ma kontakt z kimkolwiek. Kiedyś przyjechałam do Littleton odwiedzić tatę, a jego już tu nie było. Tak się właśnie poznaliśmy. W domu opieki. Przeprowadzał wywiady na temat tamtej… katastrofy… tej, która wydarzyła się w latach pięćdziesiątych. Słyszałeś o tym, prawda? Straszne – całe miasteczko zatopione. Myślę, że pojechał tam w poszukiwaniu kogoś, kto byłby trochę bardziej wylewny w rozmowie na ten temat niż większość mieszkańców Littleton.

Wylewny. Dobre określenie, pomyślałem.

– Chyba niewiele zdziałał – powiedziałem. – Artykuł nigdy się nie ukazał.

– Naprawdę? – powiedziała Anna. – Wydawał się podekscytowany tym reportażem. Napisał do mnie zaraz po swoim wyjeździe z Littleton – odniosłam wrażenie, że zaszył się gdzieś, żeby popracować nad tekstem.

– To dziwne, zważywszy, że nie pracował już w gazecie -powiedziałem. – W każdym razie wieść niesie, że był wtedy ogólnie dość podekscytowany. Trochę mu odbiło.

– Odbiło? Czy to termin psychiatryczny?

– Zamknął się w redakcji pewnej nocy i trzeba go było wyrzucić siłą. Myślę, że to oznacza, że mu odbiło. Wiem coś o tym.

– Czy tak mówili o tobie? Że ci odbiło?

– Tylko ci, którzy chcieli być mili. Pozostali twierdzili, że byłem opętany.

– Nie wyglądasz na opętanego.

– Dzięki. – Czerwieniąc się, upiłem kolejny łyk wina. – Czy twój ojciec tu mieszkał? Wtedy, kiedy wydarzyła się katastrofa?

– Tak. Tylko że oczywiście nie mógłby zbyt wiele o tym opowiedzieć. Już nie.

Cisza.

– Niedawno do niego dzwoniłem – powiedziałem. – Do Wrena.

– Tak? Po co?

– Chciałem zasięgnąć języka na temat czegoś, nad czym właśnie pracuję.

– Przecież powiedziałeś, że stracił rozum?

– Może go odzyskał?

Kusiło mnie, żeby powiedzieć Annie, że pracuję nad tym samym tematem, nad którym kiedyś pracował Wren. Wyżej wymieniony wariat Wren.

Tylko że mogłem wyjść na paranoika. Zdesperowanego reportera próbującego odzyskać swoją moc.

Nie, żeby to miało jakieś znaczenie.

Zrobiło się jakoś niezręcznie. Jakby ktoś wyciągnął korek z butelki oznaczonej „Rozmowy przy kolacji Anny i Toma”. Zawartość wylała się na podłogę, zostało zaledwie kilka marnych kropel.

Czułem, że w jej oczach wyglądam jak upośledzony. Byłem etycznym kaleką. Cały nastrój się popsuł. Próbowała go ożywić, ale jakoś bez przekonania.

Zapłaciłem. Wyszliśmy na zewnątrz i odprowadziłem ją do samochodu. Powinienem powiedzieć „dobranoc” czy „żegnaj”?

Zatrzymaliśmy się przed jej wiśniowym beetle'em, który w świetle księżyca wydawał się rdzawoczerwony, i poczułem się, jak gdybym stał przed drzwiami do mieszkania dziewczyny, nie wiedząc, czego mogę się spodziewać za chwilę.

Nachyliła się i pocałowała mnie.

W policzek.

– Zadzwonię kiedyś – powiedziała. – Dziękuję za kolację.

Chciałem zapytać: i to wszystko?

Chciałem złapać tego motyla, który trzepotał w moim żołądku od czasu, gdy naprawiła mój samochód – chciałem przebić

go szpilką, a potem umieścić gdzieś, gdzie będę mógł podnosić go do światła i oglądać.

Zadzwoni do mnie kiedyś. I co wtedy? Zadzwoni do mnie jak do przyjaciela albo znajomego czy do kogoś więcej? Zadzwoni do mnie, dlatego że chce, dlatego że musi, czy wcale do mnie nie zadzwoni?

– Nie ma o czym mówić – odparłem.

ROZDZIAŁ 21

Powrót do domu stał się wyprawą w użalanie się nad sobą.

Okolica nie była mi obca, miałem okazję bywać tam wielokrotnie podczas dwunastu miesięcy, które spędziłem zamknięty w swoim mieszkaniu w Noho jak więzień w izolatce. Często wtedy litowałem się nad sobą, próbując miejscowej tequili i bazgrząc kartki pocztowe do doktora Payne'a: „Bawię się kiepsko, szkoda, że Pana tu nie ma”.

Oszczędziłem Annie psychobełkotu, ale doktor Payne nie miał takich zahamowań.

„Dlaczego ten kłamca skłamał?”

Naprawdę chcesz wiedzieć, Anno?

Jesteś pewna?

Ponieważ obudziłem się o kilka godzin za późno i kłamstwo było mi potrzebne.

Ponieważ Ward Cleaver* dziennikarzy pogłaskał mnie po głowie i powiedział „dobra robota”.

* Ward Cleaver – bohater serialu Laeve it to Beaver emitowanego w telewizji amerykańskiej w latach 50. i 60. Mądry i odpowiedzialny ojciec.

Nie wystarczy?

Mam mówić dalej?

Ponieważ okłamywałem dziewięcioletniego siebie. Wmawiałem sobie, że mój tata nie sypia z tamtą kelnerką, że wróci do domu lada chwila, że moja mama nie jest sadystką ani pijaczką, że mężczyźni idący z nią na górę naprawdę mnie lubią, podczas gdy nie lubili nawet jej.