Выбрать главу

Wężyca spojrzała na nią, przeniosła wzrok na Alexa i zwróciła się w końcu do niewątpliwie starszej od niego kobiety.

— Ma złamany kręgosłup.

Merideth usiadła ze zwieszonymi ramionami, najwyraźniej zaszokowana.

— Ale przecież żyje! — krzyknął Alex. — A jeśli żyje, to jak…

— Może jednak się mylisz? — zapytała Merideth. — Nie możesz już nic zrobić?

— Bardzo bym chciała. Merideth, Aleksie. Ona ma szczęście, że w ogóle przeżyła. Kości są nie tylko złamane, ale też zmiażdżone i przemieszczone. Mogłabym wam powiedzieć, że kości się zrosną, a nerwy nie uległy uszkodzeniu, ale wtedy musiałabym kłamać.

— A więc jest kaleką.

— Tak — odparła Wężyca.

— Nie! — Alex chwycił ją za ramię. — Nie Jesse… Ja nie…

— Cicho, Aleksie — szepnęła Merideth.

— Jest mi bardzo przykro — rzekła Wężyca. — Mogłabym to przed wami ukrywać, ale w końcu i tak poznalibyście prawdę.

Merideth odgarnęła czerwony lok z czoła Jesse.

— Nie. Lepiej o wszystkim dowiedzieć się już teraz i… nauczyć się z tym żyć.

— Jesse nie będzie nam wdzięczna za takie życie.

— Cicho, Aleksie! Wolałbyś, żeby Jesse w tym wypadku zginęła?

— Nie! — odrzekł łagodniejszym głosem młody mężczyzna, wpatrując się w podłogę namiotu. — Ale ona mogłaby nie życzyć sobie takiego losu. A ty dobrze o tym wiesz.

Merideth patrzyła przez moment na Jesse.

— Masz rację.

Wężyca widziała, jak zaciśnięta w pięść lewa dłoń tej kobiety drży.

— Aleksie, zajmij się klaczą. Zajeździliśmy ją niemiłosiernie.

Alex zawahał się, ale — jak pomyślała Wężyca — nie dlatego, że nie miał ochoty wykonać tego polecenia.

— Dobrze, Merry.

Po chwili kobiety usłyszały odgłosy stąpających po piasku butów AIexa, którym towarzyszyły powolne kroki konia.

Jesse poruszyła się we śnie i westchnęła. Merideth drgnęła, wciągnęła do płuc haust powietrza i bez skutku próbowała powstrzymać napływające do jej oczu łzy. Lśniły w świetle lampy, spływając po jej twarzy niczym sznur diamentów. Wężyca podeszła bliżej, chwyciła ją za rękę i trzymała tak długo, aż zaciśnięte dotąd pięści wreszcie się rozluźniły.

— Nie chciałam, żeby Alex to widział…

— Wiem — odrzekła Wężyca.

„Alex również o tym wiedział — pomyślała. — Ci ludzie świetnie umieją wzajemnie się chronić”.

— Merideth, czy Jesse wytrzyma taką wiadomość? Nie lubię niczego ukrywać, ale…

— Ona jest silna — powiedziała Merideth. — Choćbyśmy nie wiem jak ukrywali, ona i tak pozna prawdę.

— A więc muszę ją obudzić. Przy takich obrażeniach głowy Jesse nie może pozwolić sobie na więcej niż kilka godzin nieprzerwanego snu. Poza tym, co jakiś czas trzeba ją przewrócić na drugi bok, bo inaczej nabawi się odleżyn.

— Ja ją obudzę.

Merideth pochyliła się nad Jesse, pocałowała ją w usta, przytrzymała za rękę i wyszeptała jej imię. Budziła się bardzo długo, mamrocząc coś niewyraźnie i odpychając od siebie dłonie przyjaciółki.

— Czy ona nie mogłaby jeszcze trochę pospać?

— Lepiej obudzić ją, choćby na krótką chwilę.

Jesse jęknęła i otworzyła oczy. Przez moment patrzyła na sufit namiotu, a potem odwróciła głowę w stronę Merideth.

— Merry… Dobrze, że już wróciłaś.

Miała ciemnobrązowe, prawie czarne oczy, które nie pasowały do jej czerwonych włosów i jasnej cery.

— Biedny Alex…

— Wiem.

Jesse zauważyła Wężycę.

— Uzdrowicielka?

— Tak.

Chora kobieta patrzyła na nią spokojnym wzrokiem, a w jej głosie nie było najmniejszego napięcia.

— Czy mam złamany kręgosłup?

Merideth wzdrygnęła się, a Wężyca — pomimo chwili wahania — stwierdziła, że nie może uniknąć odpowiedzi na tak bezpośrednio zadane pytanie. Niechętnie skinęła głową.

Jesse od razu się rozluźniła, opuściła głowę na poduszkę i patrzyła tępo na sufit namiotu.

Merideth pochyliła i objęła chorą przyjaciółkę.

— Jesse, kochana Jesse, to…

Nie potrafiła nic więcej powiedzieć, więc przylgnęła czule do ramienia partnerki.

Jesse spojrzała na Wężycę.

— Jestem sparaliżowana. Nie wyzdrowieję.

— Przykro mi, ale to prawda — odparła Wężyca. — Nigdy już nie odzyskasz pełnej sprawności.

Wyraz twarzy Jesse ani trochę się nie zmienił. Jeżeli liczyła na słowa pociechy, nie okazała śladu rozczarowania.

— Wiem, że to był poważny upadek — powiedziała. — Słyszałam łamiące się kości. — Spojrzała na Merideth. — A źrebak?

— Kiedy cię znaleźliśmy, był już martwy. Miał złamany kark. W głosie Jesse mieszały się ze sobą ulga, żal i strach.

— A zatem jemu poszło szybciej.

Po namiocie rozszedł się ostry zapach moczu. Jesse natychmiast go poczuła i zaczerwieniła się ze wstydu.

— Ja nie mogę tak żyd! — krzyknęła.

— To nic takiego, nie przejmuj się — rzekła Merideth i poszła po ręcznik.

Kiedy Merideth i Wężyca myły sparaliżowaną kobietę, ta bez słowa patrzyła w bok.

Alex ostrożnie wszedł do namiotu.

— Z klaczą wszystko w porządku.

Ale nie myślał teraz o koniu — patrzył na Jesse, która leżała z twarzą zwróconą do ściany i zakrywała ramieniem oczy.

— Jesse wie, jak wybrać dobrego konia — rzekła z wymuszoną pogodą w głosie Merideth.

Atmosfera była już napięta do granic wytrzymałości. Oboje patrzyli na Jesse, która nie zareagowała na żadne z tych słów.

— Pozwólcie jej zasnąć — rzekła Wężyca, choć nie miała pewności, czy Jesse jest jeszcze przytomna. — Kiedy obudzi się, będzie głodna. Na pewno macie jakąś odpowiednią dla niej żywność.

Ich skupienie zamieniło się teraz w gorączkową krzątaninę. Merideth przeszukała różne torby i worki, w których znalazła suszone mięso, suszone owoce i skórzany bukłak.

— Czy ona może pić wino?

— Wstrząśnienie mózgu było dość lekkie — odparła Wężyca.

— Wino nie powinno jej zaszkodzić.

„A nawet pomoże — pomyślała — jeśli tylko nie wprawi jej w przygnębienie”.

— Natomiast mięso…

— Ugotuję rosół — powiedział Alex.

Ze sterty różnorakich przedmiotów wyciągnął metalowy rondel, wyjął zatknięty za pasem nóż i zaczął nim kroić suszone mięso. Merideth w tym czasie polała owoce winem. Po namiocie rozniosły się silne, słodkie zapachy, które uzmysłowiły Wężycy, że jest głodna i spragniona. Ludność pustynna niekiedy bezwiednie rezygnowała ze swoich posiłków, ale Wężyca znalazła się w oazie dwa albo trzy dni temu, a kiedy wcześniej odsypiała działanie jadu, nie zdążyła się wystarczająco posilić. Proszenie ludzi o jedzenie nie należało tutaj do dobrych manier, lecz jeszcze gorsze wrażenie robił ten, kto poczęstunku nie zaproponował. Teraz maniery nie miały znaczenia. Wężyca po prostu trzęsła się z głodu.

— O bogowie, jestem taka głodna — rzekła Merideth ze zdziwieniem, jak gdyby odgadując myśli Wężycy. — A wy?

— Ja też — przyznał niechętnie Alex.

— Jako że pełnimy rolę gospodarzy… — powiedziała Merideth przepraszającym głosem i podała Wężycy bukłak oraz miski z mięsem i owocami.