Выбрать главу

Mgła wysunęła język, chcąc poznać smak dziecka.

Młodszy z mężczyzn wydał z siebie krótki i cichy dźwięk, którym dał wyraz swojemu przerażeniu. Słysząc to, Stavin drgnął gwałtownie, a Mgła cofnęła się, rozwarła szczęki i, eksponując zebranym swoje jadowite zęby, wypuściła powietrze przez zaciśniętą w tej chwili gardziel. Wężyca przysiadła na piętach i również odetchnęła. Bywało już tak, że miejscowi mogli przyglądać się jej pracy, ale tutaj…

— Musicie stąd wyjść — odezwała się łagodnym głosem. — Wystraszona Mgła może być bardzo niebezpieczna.

— Ja nie…

— Bardzo mi przykro, ale musicie poczekać na zewnątrz.

Być może młody blondyn oraz matka Stavina wysunęliby uzasadnione pytania i wątpliwości, ale białowłosy mężczyzna chwycił ich za ręce i wyprowadził z namiotu.

— Potrzebne mi małe zwierzątko — rzekła Wężyca w chwili, gdy starszy z partnerów podnosił połę namiotu. — Musi mieć futro i powinno być żywe.

— Coś się znajdzie — padła odpowiedź i troje rodziców pogrążyło się w mroku ciepłej nocy. Wężyca usłyszała ich kroki na pustynnym piasku.

Położyła kobrę na kolanach i próbowała ją uspokoić. Mgła owinęła się wokół pasa opiekunki, gdyż tam było jej najcieplej. Głód, który był również udziałem Wężycy, wywołał w niej większą niż zazwyczaj nerwowość. Podczas przeprawy przez pustynię czarnego piasku nie było problemów ze zdobyciem wody, lecz zastawiane przez Wężycę pułapki nie przynosiły spodziewanych owoców. Była pełnia bardzo gorącego lata, toteż większość uwielbianych przez Mgłę i Piaska futerkowych przysmaków zapadła w letni sen. Od chwili gdy znalazła się na pustyni, Wężyca również nie miała co jeść.

Z przykrością stwierdziła, że Stavin jeszcze bardziej się bał.

— Przykro mi, że musiałam oddalić twoich rodziców — powiedziała. — Niebawem znowu się tu pojawią.

Oczy chłopca zabłyszczały, ale powstrzymał napływające do nich łzy.

— Kazali mi cię słuchać.

— Chciałabym, żebyś płakał, jeśli jesteś do tego zdolny — odparła Wężyca. — To naprawdę nic strasznego.

Miała jednak wrażenie, że Stavin jej nie zrozumiał, i nie próbowała ponawiać swojej prośby. Wiedziała, że ze względu na trudne warunki życia w tych okolicach jego ziomkowie muszą wyrobić w sobie umiejętność powstrzymywania się przed płaczem, przed okazywaniem żalu i rozpaczy, a nawet przed śmiechem. Odmawiali sobie smutku i dopuszczali do siebie bardzo niewiele radości, dzięki temu jednak przetrwali.

Mgła popadła w odrętwienie. Wężyca uwolniła się z uścisku kobry, położyła ją na łóżku Stavina i starała się sterować jej głową, czując w dłoniach napięte mięśnie węża.

— Mgła dotknie cię swoim językiem — poinformowała Stavina. — Poczujesz lekkie łaskotanie, ale to na pewno cię nie zaboli.

Ona w ten sposób wącha, tak jak ty wąchasz nosem.

— Językiem?

Wężyca skinęła głową z uśmiechem, a Mgła wysunęła język, którym powiodła po twarzy chłopca. Stavin nie cofnął się przed tym dotykiem — patrzył tylko uważnie, jak gdyby dziecięca ciekawość okazała się silniejsza od obaw. Leżał nieporuszony, czując, jak język kobry muska go po policzkach, oczach i ustach.

— Ona chce poznać smak twojej choroby — rzekła Wężyca.

Mgła przestała wyrywać się z dłoni Wężycy i po chwili cofnęła głowę. Wężyca przykucnęła i wypuściła kobrę, która umościła się na jej ramionach.

— A teraz śpij, Stavinie — powiedziała Wężyca. — Zaufaj mi i nie bój się jutrzejszego poranka.

Stavin wpatrywał się w nią przez kilka sekund, szukając w jej oczach potwierdzenia tych słów.

— Czy Trawa będzie mnie chronić?

Przeraziła się tym pytaniem, a raczej przyzwoleniem zawartym w tym pytaniu. Odgarnęła włosy z czoła Stavina i na jej twarzy pojawił się uśmiech, pod którym czaiły się jednak łzy.

— Oczywiście — odparła i wzięła do ręki Trawę. — Obserwuj i chroń tego chłopca.

Wąż snu spoczywał spokojnie w jej dłoni, a jego oczy wyraźnie zabłyszczały. Wężyca położyła go na poduszce małego.

— A teraz zaśnij już.

Stavin zamknął oczy; wyglądał teraz na istotę żegnającą się z życiem. Zmiana była tak gwałtowna, że Wężyca dotknęła go, chcąc przekonać się, iż oddycha — powoli zresztą i bardzo płytko. Owinęła małego kocem, a kiedy wstała, zakręciło jej się w głowie, zachwiała się i w ostatniej chwili odzyskała równowagę. Leżąca na jej ramieniu kobra natychmiast się naprężyła.

Węźyca poczuła ból w oczach, chociaż widziała wszystko aż nazbyt wyraźnie. Wydawało jej się, że słyszy dźwięk, który powoli zaczyna się do niej zbliżać. Z całych sił próbowała nie poddawać się ogarniającym ją uczuciom głodu i wyczerpania. Pochyliła się ostrożnie i podniosła skórzaną torbę, a Mgła musnęła ją koniuszkiem języka.

Wężyca odsunęła połę namiotu i z ulgą stwierdziła, że noc nie dobiegła jeszcze kresu. Potrafiła znieść upały, ale jasność słonecznego dnia doszczętnie wypalała ją od środka. Księżyc był w pełni. Chociaż kopułę nieba przysłaniały chmury, jego światło równomiernie przenikało przez tę zasłonę, sprawiając, że wszędzie panowała lekka szarość. Za namiotami wznosiły się skupiska bezkształtnych cieni, tutaj bowiem — na skraju pustyni — było wystarczająco dużo wody, aby rosnące tu i ówdzie krzaki mogły udzielić schronienia wszelkim żywym stworzeniom. Czarny piasek, który za dnia mienił się oślepiającym blaskiem, w nocy przypominał podściółkę z miękkiej sadzy. Jednak kiedy tylko Wężyca wyszła z namiotu i jej buty zetknęły się ze skrzypiącymi, twardymi i ostrymi grudkami, złudzenie owej miękkości w jednej chwili się rozwiało.

Czekająca na nią rodzina chłopca usadowiła się między namiotami, które rozbito na piasku oczyszczonym wcześniej z jakichkolwiek śladów roślinności. Patrzyli na nią w milczeniu i z kamiennym wyrazem twarzy, choć w ich spojrzeniach widoczna była nadzieja. Obok rodziców dziecka siedziała kobieta nieco młodsza od matki Stavina. Podobnie jak oni, miała na sobie długi i luźny strój pustynny, nosiła jednak jeszcze pewną ozdobę — zwisające z szyi na skórzanym pasku kółko oznaczające jej przywódczą pozycję w grupie. Musiała być krewną najstarszego z rodziców Stavina, gdyż tak jak on wyróżniała się ostrymi rysami twarzy i wysokimi kośćmi policzkowymi. Poza tym białej barwie włosów mężczyzny odpowiadały jej siwiejące już czarne włosy, oczy zaś oboje mieli ciemnobrązowe. Pod ich stopami leżała siatka, a w niej czarne zwierzątko futerkowe, które próbowało się uwolnić, miotając się bezradnie i przeszywając powietrze żałosnymi jękami.

— Stavin już śpi — rzekła Wężyca. — Nie powinniście go budzić, ale zajrzyjcie do niego, jeżeli sam się ocknie ze snu.

Matka Stavina oraz najmłodszy z partnerów weszli do namiotu, lecz starszy mężczyzna zatrzymał się naprzeciwko Wężycy.

— Czy potrafisz mu pomóc?

— Taką mam nadzieję. Guz jest wprawdzie pokaźnych rozmiarów, ale więcej już chyba nie urośnie. — Oznajmiła to nieobecnym głosem, w którym pobrzmiewała delikatna nutka fałszu. — Rano Mgła będzie gotowa. — Czuła, że musi ich jakoś pocieszyć, ale nic nie przychodziło jej do głowy.

— Moja siostra chciała z tobą porozmawiać — rzekł starszy mężczyzna i odszedł, zostawiając dwie nieprzedstawione sobie kobiety i nie wspomniawszy nawet, że jego siostra jest przywódczynią całego klanu. Wężyca obejrzała się za siebie, ale poła namiotu opadła już na swoje miejsce. Coraz dotkliwiej odczuwała wyczerpanie i po raz pierwszy stwierdziła, że leżąca na jej ramionach Mgła jest trochę za ciężka.