Выбрать главу

Bernardo rzucił jej wdzięczne spojrzenie. Heather nie przeoczyła tego, jak uścisnął dłoń Angie, ani pokrzepiających uśmiechów, które wymienili. Wyglądali na dobraną parę… Natychmiast pomyślała o sobie i Lorenzo… Z jej piersi wyrwał się krótki szloch, oczy na chwilę wypełniły się łzami. Miała na sobie wspaniałą suknię ślubną. W tej chwili powinna klęczeć przed ołtarzem u boku Lorenza, podczas gdy ksiądz łączyłby ich małżeńskim sakramentem. Jednak zakpiono sobie z niej, a człowiekiem, który swymi intrygami sprowadził na nią nieszczęście, był Renato.

Heather dotąd nigdy nie darzyła nikogo nienawiścią, lecz teraz poczuła gorzki smak tego uczucia. Spojrzała na obserwującego ją Renata i wiedziała, że wyczuwał jej myśli. Chciała rzucić mu w twarz oskarżenie, lecz powstrzymał ją wyraz jego twarzy. Ze złością otarła łzy. Jego matka była chora. Nie przeklnie go, lecz nigdy nie pozwoli, by widział ją słabą i upokorzoną.

– Kochanie – szepnęła Angie, pochylając się ku niej.

– Nic mi nie jest – odparła stanowczo Heather, biorąc się w garść. – Bernardo, czy mógłbyś coś dla mnie zrobić?

– Oczywiście.

– Czy byłbyś uprzejmy zatelefonować do domu i porozmawiać z pokojówką Baptisty? Potrzebuję normalnego ubrania.

– Ja też – dodała szybko Angie.

Skinąwszy głową, odszedł na bok i wyjął telefon komórkowy. Heather stanęła przy oknie i wyjrzała na zewnątrz. Wszystko wytrzyma, jeśli tylko nie będzie musiała oglądać Renata.

Bernardo wrócił z wiadomością, że pokojówka jest już w drodze, gdy pojawił się lekarz.

– Stan stabilny – oznajmił. – Możecie do niej na chwilę zajrzeć.

Obaj mężczyźni wyszli. Angie i Heather siedziały w milczeniu, póki nie przyniesiono ubrań. Po kilku minutach nikt by się nie domyślił, że wybierały się na ślub.

Wrócił Renato. Wciąż był bardzo blady, a jego głos brzmiał dziwnie.

– Mama chce się z tobą zobaczyć – poinformował Heather.

– Jak się czuje?

– Bardzo cierpi. Obwinia się o to, co się stało.

– Bzdura. Wiem, kto tu zawinił, ale na pewno nie ona.

– Więc jej to powiedz. Mów, co chcesz, ale nie zadręczaj jej swoją miną. Tylko ty jesteś w stanie jej pomóc.

Gdy Heather weszła do pokoju chorej, Bernardo wstał z łóżka i dyskretnie się wycofał, jednak Renato stanął w drzwiach i obserwował Heather.

Starsza pani, tak niedawno jeszcze władcza i pełna werwy, teraz prawie ginęła w szpitalnym łóżku, blada, drobna i delikatna. Spojrzała na Heather. Oczy miała zmęczone i niespokojne.

– Wybacz mi – szepnęła. – Przebacz…

– Nie ma nic do wybaczania – powiedziała szybko Heather. – To nie twoja wina.

– Mój syn okrył cię hańbą.

– Nie – sprzeciwiła się ostro. – Hańbą mogłyby mnie okryć tylko moje własne uczynki i nic poza tym. To wszystko przeminie, a życie idzie naprzód. – Wzięła Baptistę za rękę. – Twoje również.

Mamma pogłaskała ją po twarzy.

– Masz wielkie serce – szepnęła – a mój syn jest głupi.

Heather uśmiechnęła się pocieszająco.

– Jak większość mężczyzn. Wiemy o tym, prawda? Ale nie damy się skrzywdzić ich głupocie.

Twarz Baptisty rozluźniła się.

– Niech ci Bóg wynagrodzi. Nie odchodź.

– Oczywiście, że nie – zgodziła się Heather. – Dopóki nie dowiem się, że wyzdrowiejesz.

– Wkrótce będę w domu. Przyrzeknij, że cię tam zastanę. – W głosie Baptisty narastało napięcie. – Obiecaj.

Heather patrzyła na nią ze zdumieniem. Chciała jak najprędzej uciec z Sycylii.

– Ale… – wyjąkała – ja nie mogę…

– Obiecaj jej! – nie wytrzymał Renato.

Baptista denerwowała się coraz bardziej.

– Przyrzekam – powiedziała szybko Heather. – Będę w domu aż do twojego powrotu. Teraz już pójdę, zostawię cię z rodziną.

– Będziesz w domu – powtórzyła Baptista. – Obiecałaś.

– Zawsze dotrzymuję słowa. – Wyszła na korytarz.

– No i co? – spytała natychmiast Angie, widząc jej pobladłą twarz.

– Sama nie wierzę w to, co zrobiłam. – Szybko zdała relację przyjaciółce.

– Nie miałaś innego wyjścia.

– To prawda, ale jak mam mieszkać pod jednym dachem z Renatem, nie mówiąc mu, jak bardzo go nienawidzę?

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Residenza była upiornie cicha. Znikły hordy gości spragnionych jadła i napoju, a przede wszystkim pikantnych szczegółów, pożywki do kolejnych plotek.

Za to ocalał weselny tort, bo wszyscy byli zbyt przesądni, by go napocząć. Wysoki, piękny i biały, samotnie głosił chwałę związku, który nie został zawarty.

Heather stała w półmroku wielkiej sali, spoglądając na figurki nowożeńców, wieńczące najwyższe piętro tortu. Czuła się schwytana w potrzask. Za nią znajdowały się bolesne wspomnienia, drogę do przodu uniemożliwiała obietnica złożona Baptiście.

Nagle poczuła wielki głód. No tak, od zeszłego wieczoru nie miała nic w ustach, zbyt była podniecona. Czekała do wesela. Podczas krajania tortu zamierzała zdjąć owe dwie figurki i zachować na zawsze. Cóż, nadal tam były.

Nagle coś w niej pękło. Przez cały dzień choroba Baptisty pomagała jej uciec przed prawdą, lecz teraz musiała spojrzeć jej w oczy. Lorenzo nie kochał jej, uciekł sprzed ołtarza, wystawił ją na pośmiewisko. Marzenia o miłości zmieniły się w odrażającą farsę.

Zapomniała o męczących ją ubiegłej nocy wątpliwościach.

Teraz dręczyły ją obrazy, jak Lorenzo swym urokiem i wdziękiem, pogodą ducha i zalotami umilał jej życie. Była nim zauroczona, i gdyby tak zostało, miałaby sympatyczne wspomnienia, niestety zakochała się, a teraz cierpiała. Zakryła oczy ręką i oparła się o stół. Powstrzymała cisnące się do oczu łzy.

Nie będę płakała. Nie będę.

Dopiero wtedy, gdy zostanie sama, z dala od tego domu, Sycylii i Renata Martellego.

Odwróciła się na odgłos kroków. Renato stał w drzwiach i spoglądał na nią. Pomimo złości, że zakłócił jej spokój, spróbowała się opanować.

– Jak czuje się matka? – spytała uprzejmym tonem.

– Zasnęła, nim wyszedłem. Lekarze uważają, że to z nadmiaru emocji.

– Zatem nie ma niebezpieczeństwa?

– Ma chore serce, ale to nie był zawał.

– Doskonale, mogę więc wyjechać.

– Jeśli chcesz ją zranić. Przyjęła cię jak córkę…

– Ale nią nie jestem – odparła szorstko Heather. – I nigdy nie będę.

– Nie rozumiesz. Nie mówię o sprawach formalnych, tylko o tym, że cię kocha. Powitała cię z otwartymi ramionami. Nie czujesz tego?

– Owszem, i znaczyło to dla mnie więcej niż cokolwiek…

– Odwrócisz się teraz od niej? Tak chcesz jej odpłacić?

– Powiedziałam, że zostanę do jej powrotu. Nic więcej nie obiecywałam.

Poraził ją dźwięk własnego głosu. Brzmiał ostro, słychać w nim było ogromne napięcie.

Pokojówka, która jakiś czas kręciła się niespokojnie, wreszcie po sycylijsku zapytała o coś Renata.

– Chce wiedzieć, co ma zrobić z tortem – wyjaśnił.

Heather spojrzała na niego z niedowierzaniem. Była głodna, roztrzęsiona, z trudem trzymała nerwy na wodzy i teraz to proste pytanie doprowadziło ją na skraj histerii.

– A skąd mam wiedzieć? – spytała ze złością. – Nigdy jeszcze nie byłam w takiej sytuacji. Co więcej, nie przewiduje jej ślubna etykieta. Zaproponuj coś, przecież zawsze wszystko wiesz najlepiej i nigdy się nie mylisz.

Wzdrygnął się, lecz zachował spokój.

– Niech odeśle go do sierocińca.

– Świetny pomysł. Prócz najwyższego piętra. Poproś, żeby mi je podała.