Выбрать главу

Heather uśmiechnęła się i uścisnęła jej dłoń.

– Sama wiesz najlepiej.

– Przed tobą nie było kobiety zdolnej do tego, by zmusić go do refleksji, oduczyć arogancji, przywrócić mu wiarę w miłość. Chciałam, byś została, bo bardzo cię potrzebował. Czy było to z mojej strony samolubne?

– Nie, mamma. Jesteśmy bardzo szczęśliwi. Czasami czuję, że chce się przede mną otworzyć, lecz zawsze się cofa. Jak mam mu powiedzieć, że go kocham?

– Czy to musi być wyrażone słowami?

– Dla mnie tak.

– Myślę, że jego uczucie rozkwitło przed twoim pierwszym… ślubem. Matko przenajświętsza, co za szczęście, że Lorenzo wykazał dość rozsądku, by uciec!

– Lorenzo? – żachnęła się Heather.

– Zrozumiał, co powinien zrobić, by zapobiec nieszczęściu. Jacy biedni bylibyście, gdyby nie uciekł! Nadal jest nieodpowiedzialny, ale kiedyś wyrośnie na wspaniałego, wrażliwego mężczyznę. Tylko mu tego nie powtarzaj – dodała.

– A skądże, zresztą jeśli stanie się zbyt wrażliwy, przestanie być sobą. Weźmy na przykład Renata. Nie kocha mnie, bo nie rozumie miłości. Dobrze zna potrzeby, zachcianki i kaprysy, ale nie wie nic o miłości.

– Jesteś w błędzie – odparła teściowa. – Po prostu nie pojął jeszcze, że jesteś dla niego najważniejsza na świecie. Na to trzeba czasu. Może nawet lat.

Heather nie odpowiedziała, lecz w głębi serca zastanawiała się, czy będzie potrafiła tak długo czekać na coś, co wcale nie musi się spełnić. Baptista obserwowała ją z zatroskaniem.

Kończyła się zima, zroszona deszczem ziemia była nawilżona i gotowa pod siew. Wszystko budziło się do życia. Jej pierwsza wiosna, pierwszy wykot owiec. Czekały ją pierwsze żniwa.

Dobrze zarządzała posiadłością. Mówili to wszyscy, nawet Luigi, który faktycznie wszystkim kierował.

– Ciebie chyba nie nabiorę – krygowała się.

– Dobrze sobie radzisz. Stoisz z boku i pozwalasz mi robić, co należy. To sprytne.

Miała znakomite wyniki. Zrządzając finansami zgodnie z radami Luigiego, zaskarbiła sobie taki kredyt zaufania w banku, że mogła pomagać mężowi w mniejszych transakcjach. Satysfakcję umniejszał fakt, że nalegał, by pobierała należną prowizję.

– Chcę mieć czyste konto – powtarzał. Było to logiczne wyjaśnienie, lecz ją napawało smutkiem.

Rzadko widywała Lorenza, który przeważnie pracował za granicą. Jego następny wyjazd do Anglii zbiegł się z dziesięciodniowym pobytem Renata w Rzymie. Tym razem nie prosił Heather, by mu towarzyszyła.

Po kilku dniach pobytu w Bella Rosaria wróciła do Residenzy. Okazało się, że Baptista wybrała się do przyjaciół i wróci późno. Rozpakowała się w swoim pokoju, usiłując stłumić wewnętrzny niepokój. Wyrzucała sobie niewdzięczność. Miała prawie wszystko, co sobie wymarzyła, wyglądało jednak na to, że świat budził się do nowego życia, i tylko ona nie miała co ze sobą zrobić.

Z okna sypialni był widok na morze. Gdzieś stała przycumowana „Santa Maria", z którą wiązały się niezapomniane przeżycia. Po pierwsze Heather prawie utonęła, a po drugie poznała siłę uczuć skierowanych do brata narzeczonego.

Jakże straszne konsekwencje wynikłyby z tego ślubu! Baptista miała rację. Już wiedziała, że fizyczne połączenie z Lorenzem nie uchroniłoby jej od Renata, a wręcz przeciwnie. Im więcej nauczyłaby się o miłości, tym bardziej chciałaby zakosztować jej z mężczyzną, który wzbudzał w niej niepohamowaną namiętność. I pasję…

Zamiast tego poślubiła mężczyznę, którego pragnęła, a być może nawet kochała.

Westchnęła, znużona nieustannym trybem przypuszczającym swych myśli. Bała się przyznać przed sobą, że kocha człowieka, który nie wierzy w miłość. Renato żył w bardzo szczególny sposób, bo zawsze umiał zdobyć to, czego pragnął. Teraz pragnął jej i w łóżku był równie zadowolony z ich związku, co ona, ale to nie była miłość. Mówiła Baptiście, że on nie wie nic o sercu. Obawiała się, że to prawda, więc jak mogła otworzyć przed nim swoje?

Nagle zadzwonił telefon.

– Halo. Lorenzo, to ty?

– Heather, jesteś sama? – usłyszała przestraszony głos Lorenza.

– Chwileczkę. – Powiedziała pokojówce Sarze, która układała serwetki na stole, by na chwilę wyszła z pokoju. – Już jestem sama.

– Musimy porozmawiać, ale Renato nie może się o tym dowiedzieć. W ogóle nikomu nic nie mów.

– O co chodzi, Lorenzo?

– Przyjedź do Londynu.

– Co takiego?

– Potrzebuję cię. To ważne. Są tu pewne sprawy… Heather, błagam…

Prosił tak rozpaczliwie, że nie mogła mu odmówić.

– Dobrze – powiedziała. – Przylecę najbliższym rejsem.

Przy odrobinie szczęścia może uda mi się dotrzeć wieczorem.

Znalazła paszport i wrzuciła trochę drobiazgów do torby podręcznej. Dzięki nieobecności Baptisty mogła wyjść bez zbędnych pytań.

– Wrócę jutro lub pojutrze – oznajmiła pokojówce i szybko wybiegła.

Renato miał wrócić dopiero za tydzień, lecz zjawił się wczesnym rankiem następnego dnia.

Był uśmiechnięty, bo spodziewał się ujrzeć zdumienie na twarzy żony, że zrezygnował z tylu klientów, byle być przy niej. Być może nawet Heather przestanie traktować go z pewnym dystansem.

– Amor mia! - zawołał, otwierając drzwi do sypialni. – Gdzie jesteś?

Pokój był pusty. Wzruszył ramionami i szybko zbiegł na dół. Pewnie siedzi na tarasie i rozmawia z matką. Albo jest w posiadłości. Dlaczego najpierw pobiegł do sypialni? Uśmiechnął się. No cóż…

– Sara, gdzie jest moja żona? – spytał pokojówkę.

Dziewczyna zmieszała się.

– Nie wiem, signore. Najpierw telefonował signor Lorenzo, a potem pani szybko wyszła. To było wczoraj.

– Czy mówiła, dokąd się udaje?

– Nie, signore. Powiedziała tylko, że wróci dziś, najdalej jutro.

– Gdzie moja matka?

– Odpoczywa w swoim pokoju.

Zajrzał cicho do Baptisty, ale spała. Powinien wykazać więcej cierpliwości, jednak nie dawała mu spokoju pewna myśl. Co takiego powiedział Lorenzo, że Heather opuściła dom?

Renato poszedł do gabinetu i wziął się do pracy. Przez godzinę szło mu jako tako, jednak gdy po dłuższej rozmowie z klientem odłożył słuchawkę, stwierdził, że nie pamięta ani słowa. Poddał się i zadzwonił do Lorenza do Londynu.

Lorenzo tym razem nie zatrzymał się w „Ritzu", lecz w nowo otwartym luksusowym hotelu, z którym rodzina Martellich zamierzała współpracować.

– Proszę z pokojem Lorenza Martellego – rzekł Renato.

– Sir, przykro mi, ale pan Martelli wymeldował się kilka godzin temu.

Renato podskoczył na krześle.

– Dziś rano? Myślałem, że ma zostać przez tydzień.

– My też, sir, ale po tym, jak wczoraj przybyła pani Martelli, postanowili wyjechać wcześniej.

– Pani Martelli? Ta młoda angielska dama?

– Tak jest, pani Heather Martelli. Rano zwolnili pokój.

Serce omal nie wyskoczyło mu z piersi. Nie pamiętał, jak zakończył rozmowę. Siedział jak sparaliżowany.

Tego właśnie się obawiał. Zawsze wiedział, że Lorenzo nadal jest bliski jej sercu, a mimo to walczył o Heather. I po co? By ponieść klęskę, po nic więcej.

Miał trudności z oddychaniem. Czuł się niczym człowiek porwany śnieżną lawiną. Najpierw wszystko wiruje wokół, potem lodowacieje.

Chciał zerwać się, zacząć działać, ale nie mógł, bo nie wiedział, co właściwie powinien zrobić. Gdyby tylko można było cofnąć czas do chwili, nim zaczął się ten koszmar…