Выбрать главу

– Ale do głównej drogi jest chyba daleko? – spytała Jennifer słabym głosem.

– Sześć kilometrów – odpowiedział Ivar cicho, tak żeby nie usłyszała tego Trine.

– O Boże! – mruknęła Jennifer, dodając głośno: – Miejmy nadzieję, że dali sobie radę!

W tym samym czasie radio podało prognozę pogody dla Norwegii:

„Na dużym obszarze kraju, wzdłuż wybrzeża oraz w górach, szaleje burza śnieżna, która pod wieczór jeszcze się nasili. Z powodu obfitych opadów śniegu zamknięte są dla ruchu kołowego następujące drogi górskie: droga przelotowa Ĺrdal – Tyin, droga dojazdowa Vindeid – Bogen przez Kvitefjell, następnie…”

ROZDZIAŁ IV

Nie wiedział o tym ani Børre, ani Svein, ani pozostała szóstka uwięziona w Trollstølen.

Śnieg dawał się Jennifer we znaki, wdzierał się wszędzie, za kołnierz, w mankiety rękawów i do butów, powodując nieprzyjemne szczypanie. Jarl Fretne zrezygnował z dalszych poszukiwań i zawrócił do domu, ale Trine Pedersen, nie zważając na protesty pozostałych, wyszła i brnąc w głębokim śniegu, wykrzykiwała imię męża cienkim, bezradnym głosem.

Bardzo uważali na to, żeby nie stracić z oczu hotelu. Odeszli już na tyle daleko, że budynek rysował się jako niewyraźny kontur, przysłonięty śnieżną kurtyną.

– Twoje policzki całkiem straciły kolor – krzyknął Rikard. – Wracaj, żeby ich nie odmrozić!

– A ty? – odkrzyknęła Jennifer.

– Chyba musimy zrezygnować.

Nie miał żadnego nakrycia głowy i mimowolnie wykrzywiał twarz pod naporem wiatru, ale Jennifer uznała, że nawet to nie szkodzi jego urodzie. A może tak jej się tylko wydaje dlatego, że darzy go wielką sympatią?

Ivar zawołał do nich:

– Pójdę jeszcze kawałek. Zostańcie tu, żebym wiedział, w którą stronę wracać!

– Dobry pomysł – przytaknął Rikard. – Ale masz taką cienką kurtkę.

– Ja pójdę – zadecydowała Jennifer. – Tak będzie lepiej. Rikard, czy moje policzki nie są już takie blade?

Przez pewien czas intensywnie je pocierała.

– Nie. Pójdę z tobą. Zaczekasz tu Ivar, dobrze?

Skinął głową. Brnęli zatem dalej, jak przypuszczali, w kierunku drogi, którą szli poprzedniego wieczoru. Brama, ich jedyny punkt odniesienia w tym białym krajobrazie, została dawno za nimi.

Rikard popatrzył na podążającą przed nim Jennifer. Jedyną zaletą tej naszej przygody jest to, że tak mnie ta dziewczyna absorbuje, tyle się wokół niej dzieje, że nie mam czasu rozmyślać o Marit, skonstatował. Wieczorem przed zaśnięciem próbował wzbudzić w sobie żal z powodu postępku Marit, ale stwierdził, że to uczucie utraciło swoją intensywność. Już nie czuł się tak szalenie zaangażowany. Trochę go to martwiło. Czy naprawdę nie był w stanie kochać kobiety dłużej niż miesiąc?

– Może panowie schronili się w autobusie? – zasugerowała Jennifer.

Ocknął się i odpędził obraz Marit ze swoich myśli.

– To niewykluczone, ale aż tak daleko się nie zapuścimy.

– Możemy to zrobić, jeśli tylko jedno z nas zostanie tutaj, a drugie…

Nagle złapała go za ramię.

– Rikard! – szepnęła. – Spójrz tam! Śnieżne zjawy!

Skierował wzrok we wskazaną przez dziewczynę stronę. Daleko, daleko w samym środku burzy śnieżnej, na wzniesieniu, ujrzeli dziwną postać, kręcącą się dokoła jakoby w ataku szału. W pewnej chwili upadła głową w śnieg, chwilę leżała, a potem próbowała dźwignąć się na nogi.

– Bzdury! – krzyknął Rikard. – To jakiś człowiek. Halo! – zawołał głośno.

Postać uniosła głowę. Skierowali się w jej stronę, brnąc niezdarnie w białym puchu.

– To Børre Pedersen – stwierdził Rikard. – O Boże, jak on wygląda!

Jennifer jęknęła na widok mężczyzny. Cały był pokryty śniegiem i lodem, ręce bez rękawiczek przybrały sinoczarny kolor, a twarz nabiegła mu krwią. Wpatrywał się w nich dzikim, bezrozumnym wzrokiem.

– Chodź! – polecił Rikard. – Wesprzyj się na nas!

Wydawało się, że Pedersen stracił całą wolę walki, kiedy nadeszła pomoc. Sami musieli położyć jego zesztywniałe z zimna ramiona na swoje barki i tak na zmianę ciągnąc go lub wlokąc, posuwali się z powrotem ku hotelowi. Rikard krzyknął do Ivara, że znaleźli Børrego, i Jennifer została zluzowana.

– A Svein? – zapytał Ivar, rozglądając się wokół. – Widziałeś go, Børre?

Przemarznięty mężczyzna nie mógł mówić.

– Svein? – próbował wykrztusić – Nie, tak… Ślady. Nie.

– Gdzie? Gdzie widziałeś ślady? – usiłował się dowiedzieć Rikard.

Børre wydobył z siebie jakieś niezrozumiałe dźwięki, które z trudem zinterpretowali jako „daleko stąd”.

– Jennifer, biegnij przodem – poprosił Rikard – i powiedz, żeby przygotowali coś ciepłego! Powiedz też Trine, że odnaleźliśmy jej męża.

Kiedy Jennifer spieszyła do domu, przyszła jej do głowy bluźniercza myśl, że gdyby mieli znaleźć tylko jednego z tych, którzy wyszli, to lepiej by się chyba stało, gdyby był nim Svein. Zawstydziła się, że mogła coś takiego pomyśleć, ale pocieszyła się, że z wyrazu twarzy Rikarda i Ivara odczytała dokładnie to samo.

Gdy tylko dotarła do hotelu, położonego dalej niż przypuszczała, i znalazła się w błogim cieple, zawołała Trine, ale pojawiły się tylko Louise i Fretne.

Jennifer opowiedziała im w kilku słowach, co się wydarzyło, i zapytała o Trine.

– Jeszcze nie wróciła. Sądziliśmy, że poszła z wami.

– O, nie! – jęknęła Jennifer. – Tylko nie to!

– Przygotuję coś w kuchni, a ty spróbuj ją zawołać!

Wychodząc znowu na burzę, Jennifer zobaczyła nadchodzących mężczyzn. Raz po raz wykrzykiwała imię zagubionej.

W tym czasie zdążyli do niej podejść, wszyscy od stóp do głów w śniegu.

– Czy ona nie wróciła? – zaniepokoił się Rikard.

– Nie, ale nie mogła odejść daleko.

– Zabierz go do domu – polecił Ivarowi Rikard – Chodź, Jennifer, poszukamy jej.

Wkrótce odnaleźli Trine. Błąkając się na tyłach hotelu, wpadła do pokrytego śniegiem dołu. Usłyszeli jej nawoływanie i wybawili ją z opresji.

– Znaleźliśmy Børrego – oznajmił Rikard. – Obawiam się tylko, że ma sporo odmrożeń. Nie, nie wolno ci płakać. To niebezpieczne w taką pogodę.

– Chcę do domu – szlochała Trine. – Nie chcę wracać do tego strasznego hotelu!

Jennifer czuła dokładnie to samo.

Nareszcie znaleźli się w środku. Børre został w holu, a oni razem z nim. Musieli go podtrzymywać, bo nogi odmówiły mu posłuszeństwa.

– Miałem nadzieję, że już nigdy nie zobaczę tej parszywej rudery – mówił z trudem zdrętwiałymi z zimna wargami. – Skrzynka pocztowa… coś z nią jest nie tak.

– Co masz na myśli? – dopytywał się Rikard.

Potrząsnął głową zbity z tropu.

– Jest tu jeszcze ktoś oprócz nas. Rano, kiedy wychodziłem…

– Tak?

Børre zaczął się zastanawiać.

– Nie, musiało mi się przywidzieć.

Dali mu spokój. Nic więcej nie powiedział. Pod troskliwym okiem Trine przygotowano mu posłanie, podano ciepłą herbatę i trochę jedzenia, bo Louise Borgum udało się znaleźć konserwy w piwnicy. Stan zdrowia fanatycznego kibica stanowił powód do niepokoju.

W końcu przywrócili go do życia na tyle, że znowu mógł komenderować Trine. Biegała jak przestraszone pisklę w tę i z powrotem, wykonując polecenia męża, podczas gdy on wygłaszał pogardliwe uwagi na temat jej czerwonej przemarzniętej twarzy i zapłakanych oczu. Równocześnie pozwalał sobie na uwodzicielskie aluzje pod adresem Jennifer, bardzo obraźliwe i dla niej, i dla Trine.