– Tego się obawiam – westchnął Rikard.
Jennifer popatrzyła na całą gromadkę. Niepojęte, ile się tu wydarzyło niewytłumaczalnych rzeczy! Ktoś z nich musi być bardzo zdesperowany, ale w tej chwili wszyscy wyglądali na miłych, spokojnych i kulturalnych ludzi.
Nagle coś błysnęło. Dopiero za jakiś czas pojęli, że błysk pochodził z żyrandola na suficie. Równocześnie usłyszeli cichy, krótki pomruk lodówki.
– Ach, Boże! – szepnęła Louise. – Spraw, żeby to była prawda! Spraw, żeby znowu włączyło się światło!
Oczy wszystkich utkwione były w ciemnej lampie. Kilka razy nieśmiało mrugnęła… I nic więcej.
– W każdym razie działa! – odezwał się Ivar z ponurą satysfakcją. – A więc mamy szansę.
– Prawdopodobnie na jakimś większym obszarze wysiadł prąd i teraz go naprawiają – zasugerował Rikard.
Trine zaklinała po cichu:
– Niech im się uda, nich im się uda!
Jej zaklęcia najwyraźniej zadziałały. Nagle żyrandol rozbłysnął jasnym światłem, włączyła się lodówka.
– Hurra! – zdążyła zawołać Jennifer i światło znowu zgasło.
– Nie mogłaś siedzieć cicho? – zapytał z wyrzutem Rikard. – Dobrze wiesz, jaki z ciebie pechowiec.
Pochyliła głowę. Rikard natychmiast pożałował swoich słów i delikatnie pogłaskał ją po włosach.
– Przepraszam, Jennifer. Tak głupio mi się wyrwało.
Obdarzyła go nieśmiałym bladym uśmiechem, pozbawionym radości. Co się z nią właściwie stało? zadał sobie po raz kolejny pytanie. Kto ją tak źle potraktował, że próbowała popełnić samobójstwo? Kto w niej zabił szczerą dziecięcą radość życia? Może nie była to tylko jedna osoba?
Ciekawość, radość i niedojrzałość w jej oczach już nie były szczere. W tych pięknych niebieskich oczach pojawił się mroczny blask.
Oczywiście musiała dorosnąć, jak wszyscy inni, ale Rikard wciąż bardzo tęsknił za tą Jennifer, którą znał i na którą się kiedyś złościł. Nikt nie okazał mu nigdy tak bezinteresownej przyjaźni. Takiej czystej i autentycznej.
Miłość była czymś zupełnie innym. Tak jak z Marit… Miał wyrzuty sumienia, że w ostatnich dniach skandalicznie mało czasu poświęcał na myślenie o Marit. Ale przecież miał tu tyle do zrobienia!
Czysta i niewinna przyjaźń łącząca go z Jennifer była czymś, czego nie powinien niszczyć.
Bezwiednie posłał dziewczynie ciepły uśmiech. Musiał być cieplejszy, niż myślał, bo jej twarz powoli łagodniała, aż zajaśniała jak gwiazda. Jak się nazywa ta, która zwykle świeci nad horyzontem i migocze przynajmniej trzema kolorami? Syriusz? Tak, na pewno. Patrząc teraz w oczy Jennifer pomyślał o Syriuszu.
„Boję się, Rikardzie. Dorosłe życie jest jak duży ciemny las…”
Drgnął i na powrót przybrał pozę policjanta.
Znowu włączyła się lodówka, tym razem już na dłużej. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Perspektywa wspólnego noclegu przy kominku nikogo nie zachwycała.
Jennifer stwierdziła z niepokojem, że z każdą chwilą czuje się gorzej. Wyglądało na to, że przeziębienie zaatakowało gardło, które bolało ją coraz bardziej. Znowu włamali się do kiosku i przez cały dzień kazali ssać dziewczynie pastylki od bólu gardła i połykać tabletki od bólu głowy, aż wszystko wokół niej zaczęło wirować. Lekarstwa nie przyniosły jednak żadnej ulgi, nie złagodziły objawów przeziębienia. Kiedy nadszedł wieczór, bardzo zatroskany Rikard przygotował dla Jennifer łóżko.
– Wiesz, chcieliśmy stąd wyruszyć, jak tylko pogoda na to pozwoli, ale przy twoim stanie nie możemy.
Rzuciła przygaszona:
– A więc przeszkadzam wam?
– Nie, skądże. Jeszcze przez długi czas nie będziemy mogli się stąd ruszyć. Wprawdzie przestało padać, ale temperatura ciągle spada. Wiatr też nie ustaje. Im szybciej wyzdrowiejesz, tym większa szansa na zabranie cię stąd.
Chwyciła jego dłoń i przytrzymała w kurczowym uścisku.
– Rikard, nienawidzę tego hotelu! Czuję, że tkwimy w jakiejś pułapce. Ohydnej pułapce, z której się nigdy nie uwolnimy.
– Też doznałem uczucia, że nie uda się nam stąd wydostać – przyznał. – Ale nie bój się! Cały czas będę przy tobie i zrobię wszystko, żebyśmy się znowu znaleźli wśród ludzi. Aha, nie gniewaj się na Jarla, że cię unikał przez całe popołudnie! Ma delikatne płuca i boi się przeziębienia.
– Oczywiście, rozumiem to. Rikard, jest mi tak przykro.
Uśmiechnął się.
– Nie ma powodu. Teraz już śpij. Rano na pewno poczujesz się lepiej.
Jednak Jennifer wcale rano nie poczuła się lepiej, wprost przeciwnie.
Budziła się od czasu do czasu i czuła, że ma gorączkę. Czasami przychodził Rikard, przynosząc jej ciepłe napoje, herbatę, kawę albo bulion, a potem przesiadywał u niej dość długo. (Może należało to tłumaczyć tym, że tak mocno go trzymała za rękę, że nie mógł odejść).
Był dla niej bardzo miły i okazywał wiele cierpliwości. Głaskał jej spocone włosy i szeptał słowa otuchy, jak na przykład: „Jak tylko wyzdrowiejesz, zaraz się stąd zabieramy!” lub „Proszę, wypij tę zupę, nie bądź tak strasznie niesforna!”. Jennifer odbierała jego słowa jako przepełnione czułą troską i może rzeczywiście tak było.
Cały czas przychodził do niej tylko Rikard, nikt więcej. W jednym ze swoich przebłysków świadomości dziewczyna zastanawiała się, czy znowu nie wydarzyło się coś strasznego. Nie wiedziała, czy go o to pytała, bo natychmiast o wszystkim zapominała.
Dochodziły do niej jakieś odgłosy, dziwne, niewytłumaczalne dźwięki… Jeden raz pojawiła się jakaś twarz. Wtedy się przestraszyła, ale to był tylko koszmarny sen, który wkrótce odszedł w niepamięć.
Poza tym wspaniale było tylko leżeć i móc spać.
Następnego dnia, piątego dnia w Trollstølen, świat wydał się Jennifer trochę mniej rozmazany, ale gorączka w dalszym ciągu nie ustępowała.
– Rikard – wymamrotała spierzchniętymi wargami. – Czuwał przy niej i ujął ją za rękę. – Nigdy się stąd nie wydostaniemy.
Wydawało się jej, że powtarzała te słowa już setki razy, i może naprawdę tak było.
– Już dobrze, Jennifer. Wychodzisz z tej choroby.
– Czy tylko ja was zatrzymuję?
– Nie, wcale nie! Na zewnątrz jest minus dwadzieścia stopni.
– Brr! – wykrzyknęła i szczelniej opatuliła się w kołdrę. – Sprawdź, czy Børre leży tam, gdzie powinien!
Rikard zmarszczył brwi.
– Jennifer? Czy masz aż taką gorączkę?
– Widziałam… jakąś twarz. Nie żyjesz, pomyślałam. Ale może to był tylko sen. Sprawdź to, proszę!
Obiecał jej to, ale w jego głosie brzmiał niepokój.
– Co słychać poza tym? – zapytała apatycznie.
– Ogólnie wszystko w porządku. Louise miała następny atak histerii i próbowała stąd uciec. Ivar ją zawrócił. To bardzo przyzwoity człowiek. Opiekuje się nią i Trine najlepiej jak potrafi, obie są bardzo nieszczęśliwe.
– Louise nie wygląda na histeryczkę.
– Nie, ale rzeczywiście jest nerwowa, w każdej chwili może się załamać.
– A jak po utracie męża radzi sobie Trine?
Rikard lekko się uśmiechnął.
– Wydaje mi się, że zaczyna czuć powiew wolności, chociaż oczywiście opłakuje Børrego. Albo raczej uważa, że to nieprzyjemne, iż on tam leży i nie można go pochować. Na szczęście zabrała swoją robótkę na drutach dla jednego z wnucząt i to jej zapewnia zajęcie. Jarl Fretne znalazł szachy, więc gram z nim kilka razy dziennie. Cały czas przegrywam.
Jennifer się uśmiechnęła, ale nagle spoważniała.