– Rikard, nie rozumiem, co się tu dzieje.
– Ani ja. Czy mamy przyjąć, że tę samą osobę spotkaliśmy pierwszej nocy w piwnicy i później, kiedy załatwiała jakieś tajemnicze sprawy na piętrze? I że to również ona przeszukiwała bagaż Jarla?
– Też wychodzę z takiego założenia.
– Czasami myślałem, że to Ivar…
– Ale on jest przecież taki miły!
– To prawda. Ale niedługo nie będzie w kim wybierać. Ale to nie może być on, bo kiedy ktoś nas przewrócił w piwnicy, on rozmawiał ze Sveinem. Przepraszam, Jennifer, pewnie cię to nudzi?
– Nie, wcale nie. Dobrze mi się z tobą gawędzi, chociaż nie potrafię jasno myśleć.
– Wobec tego postaraj się zasnąć.
– Posiedź jeszcze trochę przy mnie, Rikardzie!
– Dobrze. Widziałaś, że zawsze, kiedy od ciebie wychodzę, zamykam drzwi na klucz? Wziąłem zapasowy, twój własny leży na stoliku, gdybyś chciała z niego skorzystać. Noszę przy sobie wszystkie zapasowe klucze, żeby nikt nie mógł myszkować po pokojach współmieszkańców.
– Jak to dobrze, że jesteś z nami, Rikardzie Mohr – uśmiechnęła się lekko Jennifer.
Za chwilę znowu pogrążyła się we śnie.
Rikard nie chciał czekać, aż Jennifer sama mu wyjaśni, dlaczego chciała popełnić samobójstwo. Właściwie postąpił nieładnie, wykorzystując jej stan otępienia spowodowany gorączką, ale wiedział, że w przeciwnym razie nigdy by mu o tym nie opowiedziała, a jeśli w ogóle, to po usilnych zabiegach z jego strony, a na to nie miał czasu.
Odwiedził ją jeszcze raz tego dnia, pod wieczór. Jennifer była wtedy bardzo osłabiona.
Usłyszała dobiegające z oddali pytanie:
– Kiedy po raz pierwszy próbowałaś sobie otworzyć żyły? Co się wówczas wydarzyło?
Chciała odpowiedzieć. Przecież pytał ją o to Rikard, jej najlepszy przyjaciel.
– Nikt mi niczego nie wytłumaczył – zaczęła niejasno. – Nic nie wiedziałam, niczego nie rozumiałam.
– Czego nie rozumiałaś?
– Rikardzie, dlaczego nie przyjechałeś, kiedy do ciebie napisałam? Dlaczego nie mogłam cię odwiedzić? Tak rozpaczliwie potrzebowałam twojej pomocy!
Wzdrygnął się.
– Czy to stało się właśnie wtedy? Czy to z mojego powodu…
– Nie, nie z twojego. Ale muszę mieć kogoś, kto mnie lubi. Dlatego próbowałam się z tobą spotkać. – Wargi jej drżały. – Nie rozumiałam, że ktoś może się mną interesować w taki sposób.
Rikard siedział nieruchomo.
– W jaki sposób?
– Był taki wstrętny. Taki zły! Zupełnie inny niż ty. Jego obawy zaczęły przybierać realne kształty. Dręczyło go gorzkie poczucie winy.
– Masz na myśli tego mężczyznę, który mnie przypominał?
– Tak, Rikardzie, to było takie straszne, takie obrzydliwe! Przecież nie miałam o niczym pojęcia! A on powiedział, że tylko udaję kokietkę i że się wygłupiam.
O Boże, pomyślał Rikard. Dziewczyna garnęła się do tego mężczyzny, pragnęła, żeby zastąpił jej ojca, a on nadużył jej zaufania! Zgwałcił ją!
Poczuł narastającą wściekłość.
– Czy zgłosiłaś to na policję?
– Nie. Odsunęłam się od ludzi, straciłam oparcie i w samotności próbowałam odzyskać równowagę. Jak to się mówi, lizałam rany. Właśnie wtedy napisałam do ciebie, bo tylko ty mnie rozumiałeś.
Biedna dziewczynko, pomyślał wstrząśnięty do głębi. Nie mogłaś stracić oparcia, bo nigdy nie dano ci możliwości jego posiadania!
– Nie mogłem przyjechać, Jennifer – szepnął, bo nie mógł mówić głośno. – Rozumiesz? To było wykluczone! Absolutnie niemożliwe!
Po raz pierwszy w swoim dorosłym życiu miał ochotę płakać.
Jennifer skończyła swoją historię, a Rikard w dalszym ciągu siedział jak sparaliżowany. Taki drastyczny krok jak podcięcie sobie żył z powodu gwałtu, nawet najbardziej brutalnego, nie był w jej stylu. To było możliwe w dziewiętnastym wieku, ale nie teraz!
Chociaż się bał, musiał zadać dręczące go pytanie:
– A kiedy nie odpowiedziałem, zrobiłaś to?
– Nie, nie dokładnie wtedy.
Nic nie mógł poradzić na to, że mimo wszystko odczuł ulgę.
– Ale dlaczego, Jennifer? Dlaczego to zrobiłaś?
Widział, że ją zmęczył swoimi pytaniami, ale chciał do końca poznać tę sprawę. Potarła czoło.
– Ja… czułam się jeszcze bardziej wyobcowana niż dotychczas, rozumiesz? Przechadzałam się po szkolnym podwórzu i patrzyłam na inne dziewczyny. Wiedziałam o nich dość dużo, zawsze chętnie rozmawiały o chłopcach i randkach, ale wiedziałam, że wyznaczyły sobie pewną granicę. A ja, opóźniona w stosunku do nich o kilka lat, przeżyłam to, czego one były ciekawe, czym gardziły, czego się wstydziły i za czym tęskniły. To było takie… opaczne! A ja nie mogłam przecież o tym z nikim porozmawiać, coś takiego mogłabym powiedzieć tylko tobie. Ale to, co mnie załamało, nastąpiło rok później. Znajdowałam się wtedy w głębokiej depresji, rodzice próbowali nawiązać ze mną kontakt, ale za późno, nie mogliśmy już się ze sobą porozumieć. Te wszystkie lata, kiedy byłam zostawiana sama sobie, sprawiły, że stali się dla mnie zupełnie obcy. I wtedy…
– Mów dalej, Jennifer – poprosił łagodnie Rikard.
– Spotkałam chłopca, którego polubiłam. Po raz pierwszy w życiu, Ale po prostu nam nie wyszło.
– To znaczy?
Mówiła teraz bardzo słabym głosem.
– Wszystko było w porządku, kiedy mnie całował, chociaż niezbyt to lubiłam, ale on chciał się posunąć dalej. Uważałam, że to obrzydliwe.
– To wcale nie takie dziwne! – oburzył się Rikard. – Miałaś dopiero szesnaście lat!
– Siedemnaście. Naprawdę lubiłam tego chłopaka. Był miły i grzeczny. I rozumiał mnie, chociaż nie opowiedziałam mu o… o tym, przez co przeszłam. Mówił, że może poczekać. Ale od tamtego czasu nie mogłam znieść nawet jego pocałunków. Napawały mnie wstrętem! Właśnie wtedy zrozumiałam, że nigdy nie zaznam miłości. Ten chłopak wyjechał z miasta, ale po krótkim czasie spotkałam następnego. I czułam dokładnie taką samą niechęć do fizycznego kontaktu. To było ponad moje siły.
Rikard jęknął.
– Wiesz, Jennifer, tak strasznie mi wstyd!
– Tobie? – zdziwiła się dziewczyna. – Jesteś przecież jedyną osobą, która się kiedykolwiek o mnie troszczyła i która mnie lubiła!
Jej słowa sprawiły, że zawstydził się jeszcze bardziej.
– A poza tym nie mogłeś się ze mną spotkać.
Rikard poczuł się podle. Jennifer po prostu zaakceptowała jego zachowanie, nie dopytywała się, dlaczego nie mógł się z nią wtedy zobaczyć. Wykrztusił tylko niezręcznie:
– Pragnąłbym… pragnąłbym cię teraz wziąć w ramiona i powiedzieć ci, jak bardzo bym chciał ci pomóc. Ale jeśli nie znosisz, kiedy cię ktoś dotyka…
– Och, to zupełnie co innego – wybuchnęła i wyciągnęła do niego ramiona. Przytulił ją natychmiast do siebie. – Ty jesteś przecież Rikard. Chodziło mi o młodych chłopców, których nie mogłam pokochać.
Z przykrością uświadomił sobie, że Jennifer uważa go za starszego pana.
– Mała kochana Jennifer – odezwał się, głaszcząc ją po karku. – Musisz mieć teraz dziewiętnaście albo dwadzieścia lat, prawda? A ja nie mam jeszcze dwudziestu dziewięciu. Czy sądzisz, że dzieli nas taka ogromna różnica wieku?
W jej zamglonych temperaturą oczach pojawiło się zdziwienie.
– Nie jesteś starszy? Nie, oczywiście, że nie, ale zawsze sprawiałeś wrażenie takiego dorosłego i poważnego! Nieważne. Ty nigdy byś nie wpadł na pomysł, żeby mnie tknąć.
Oparła głowę na jego ramieniu, wyczerpana, ale szczęśliwa.
– Mogę cię zarazić – wymamrotała.
– Nie poddaję się tak łatwo zarazkom.