Przez cały czas pogoda się właściwie nie zmieniała. Wprawdzie w południe pokazało się na chwilę słońce, ale niewiele to pomogło, bo na zewnątrz utrzymywała się temperatura około minus dwunastu stopni, lodowaty wiatr przetaczał się przez wierzchołek góry i wszyscy oprócz Jennifer byli zbyt lekko ubrani, żeby wyjść. Louise i Trine były ubrane w spódnice, cienkie rajstopy i trzewiki, mężczyźni też mieli tylko niskie buty, żadnych czapek ani rękawic. Nic, co mogłoby się nadawać do brnięcia wiele kilometrów w śniegu po zawianych drogach.
Rikard, najwyraźniej po długim namyśle, przyszedł do Jennifer późnym popołudniem.
Usiadł naprzeciw niej.
– Czy możemy trochę pogawędzić?
Jennifer nie potrafiła ukryć niepokoju.
– Rikard, to bez znaczenia, to była spontaniczna reakcja i nie ma z sobą nic wspólnego…
Powstrzymał ją.
– Sama sobie przeczysz. To przecież ty nie mogłaś się zachowywać spontanicznie w towarzystwie chłopców. Ty się złościłaś, jak tylko cię dotknęli.
– Możliwe, ale tym nie musisz się martwić. Mówię ci, że to bez znaczenia.
– Jennifer, wiele myślałem. Zastanawiam się nad tym, odkąd kilka dni temu opowiedziałaś mi o swoich… trudnościach. To takie strasznie niesprawiedliwe, że jakiś drań może zmarnować ci życie. Jesteś na to zbyt delikatna i wrażliwa. Wiesz, związek mężczyzny z kobietą może być bardzo piękny. Jeśli chcesz, mogę spróbować… Może zmienią się twoje odczucia.
Najpierw nie zrozumiała, o co mu chodzi. Potem wstała i oburzona podeszła do okna, nie chcąc mu spojrzeć w oczy.
– Och, Rikard, cofnij te słowa! – jęknęła.
Rikarda, który przygotowywał się do tej rozmowy przez cały dzień, reakcja dziewczyny wytrąciła zupełnie z równowagi. Również i on wstał z miejsca i wyjąkał:
– Przepraszam, jeśli się niezręcznie wyraziłem, ale mam ku temu specjalne powody. Nie będzie to z mojej strony żadna ofiara, możesz mi wierzyć!
– To jeszcze gorzej! – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Jesteś najbardziej nieczułym i wyrachowanym człowiekiem, jakiego spotkałam w życiu! Nic dziwnego, że dziewczyny szybko mają cię dość!
– Nie rozumiem. Przecież chciałem ci tylko pomóc.
– Pomóc mi? – odwróciła się do niego ze łzami w oczach. – Czy mam być jakimś przedmiotem, który może się przyczynić do podniesienia twojego prestiżu jako mężczyzny przez to, że tobie uda się to, co innym się nie udało? Że ty możesz sprawić, że będę szczęśliwa?
Stał jak rażony piorunem.
– Musiałem się zachować okropnie niezręcznie, skoro się na mnie zezłościłaś! Nigdy wcześniej cię takiej nie widziałem. Zawsze przyjmowałaś wszystkie przykrości z uśmiechem zakłopotania. Och, Jennifer, co ja takiego zrobiłem? Zupełnie nie o to mi chodziło.
Podszedł do niej, ale się odsunęła.
– Nie dotykaj mnie – odezwała się cicho, ale z większym opanowaniem. – Zupełnie źle zrozumiałeś ten pocałunek. Ta miłość, jaką ci mogę dać, jest czysto duchowej natury i taki też był ten fatalny wczorajszy pocałunek. Nie wyobrażaj sobie nic więcej!
– Jennifer – powiedział znużonym głosem. – Sprawy zaszły za daleko i nie da się już niczego naprawić. Ale łudziłem się nadzieją, że zdołam znaleźć rozwiązanie problemu, który pojawił się dawno temu, wtedy, kiedy wyjechałem do Oslo i nie chciałem mieć z tobą nic wspólnego. Miałem nadzieję na przeżycie czegoś przyjemnego i wspaniałego. Na pomoc dla ciebie i dla mnie.
Te słowa wzbudziły jej zainteresowanie. Pomoc dla Rikarda? Jennifer zawsze była gotowa przyjść mu z pomocą. Ale teraz go nie rozumiała…
– Dlaczego wtedy…
– Teraz już nie ma o czym mówić – przerwał. – Wszystko zepsułem. Zawsze byłem niezręczny w stosunku do kobiet. Nie wracajmy więcej do tych bzdur!
Odprężyła się i uśmiechnęła swoim nieporadnym uśmiechem, który tak dobrze znał. Ale tym razem nie dał się oszukać.
– Zapomnimy o wszystkim? – zaproponował. – Od momentu, w którym wpadłaś w silne ramiona Ivara, do mojej głupiej propozycji? Czy możemy być przyjaciółmi, tak jak kiedyś? Ogromnie dużo to dla mnie znaczy, że mogę być twoim przyjacielem, Jennifer. Odkryłem to właśnie dzisiaj, a szczególnie przed chwilą, kiedy się na mnie wściekłaś, a twoja twarz przybrała taki dorosły wyraz.
– Dobrze! – rozpromieniła się. – Zapomnijmy o wszystkim!
Ale w głębi duszy wiedziała, że nie będzie mogła zapomnieć. W ciągu ostatniej doby coś się w niej zmieniło i wcale nie była z tego zadowolona!
Ta noc w Trollstølen była najgorsza.
Po północy Jennifer znowu usłyszała znane jej już dziwne odgłosy. Nie zdołała się jeszcze do budzić i dlatego nie potrafiła ich zlokalizować, nie wiedziała, czy dochodzą z holu, czy z góry. Dziwaczne szybkie skradanie się na palcach albo drobne kroczki, podobne do dźwięku powstającego przy bębnieniu palcami o krawędź stołu. Potem nastała cisza. Rozległo się tylko kilka trzasków i nic więcej.
Leżała bez ruchu przez dziesięć minut. Próbowała trochę uspokoić bijące mocno serce, żeby móc lepiej słyszeć. Ale odgłosy się nie powtórzyły. Wyciągnęła rękę, żeby zapalić światło.
W kontakcie rozległ się trzask, kiedy go włączyła.
– No, nie. Nie teraz! – szepnęła i wytężyła wzrok, próbując dojrzeć coś w ciemności.
Stwierdziła, że wiatr trochę się uspokoił, ale i tak słychać było szum, kiedy napierał na ściany.
Jeśli teraz nie powiem o tym Rikardowi, nigdy mi tego nie wybaczy, pomyślała. Łatwo mu mówić!
Nie chciała krzyczeć, bo gdyby ktoś miał nieczyste zamiary, byłby to dla niego świetny sygnał ostrzegawczy.
Ale czy się odważy wyjść ze swojego bezpiecznego pokoju?
Brednie, przecież w Trollstølen nie wydarzyło się nic niebezpiecznego! Tylko ktoś z nich próbował ich przestraszyć albo płatał jakieś głupie figle.
Dodała sobie odwagi i uchyliła drzwi.
W holu było dość zimno, ale panował spokój. Żarzący się w kominku ogień podziałał na nią uspokajająco.
Jennifer minęła możliwie najszybciej kontuar recepcji, próbując nie patrzeć na pochylającego się nad nią groteskowego trolla. Wpadła w korytarzyk, w którym mieszkali pozostali goście.
Nagle potknęła się o coś miękkiego i ciężkiego, leżącego na podłodze.
Mimowolnie wydała okrzyk przerażenia. Sprawdziła po omacku, co to takiego, i głośno krzyknęła.
Leżał tam człowiek, a ona miała ręce we krwi.
ROZDZIAŁ VIII
Natychmiast otworzyło się kilkoro drzwi. Ktoś był na tyle rozsądny, że zapalił świecę.
– Co się stało, Jennifer? – rozległo się wołanie Rikarda.
Przywarła do ściany.
– Tam… tam ktoś leży!
Światło zalało blaskiem postać na podłodze. Chociaż twarz była niewidoczna, od razu rozpoznali, że to Jarl Fretne.
Rikard natychmiast przy nim klęknął.
– Louise – krzyknęła Trine. – Nie ma tu Louise?
– Idź sprawdzić, czy jest w pokoju – mruknął Rikard, nie przerywając oględzin.
Ivar pochylił się nad leżącą postacią.
– Co z nim? – zapytał trochę niepewnym głosem.
– Niedobrze – odparł krótko Rikard. – Został uderzony w tył głowy ciężkim przedmiotem.
Trine gwałtownie waliła do drzwi Louise.
– Nie ma jej – stwierdziła, drżąc na całym ciele, i wróciła do zgromadzonych.
– Czy jest zamknięta na klucz? – dopytywał się Rikard.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi i pojawiła się w nich Louise.