– Nie powiedziałam, że mieli poderżnięte gardła.
– Było we wszystkich gazetach.
– Kto? – spytała. – Podaj mi jakieś nazwiska.
– Pani mnie prosi, żebym pani pomógł?
– Nazwiska. Z kim byś rozmawiał na bloku?
Potrząsnął głową.
– Nie wiem. Ale byli tam różni. Wystarczyło na nich spojrzeć. Cela śmierci jest społecznością morderców. Nie trzeba specjalnej inteligencji, żeby wyłowić strażników, którzy byli po drugiej stronie barykady. – Ferguson nadal się nieprzyjemnie uśmiechał. – Niech pani jedzie i sama zobaczy. Nie trzeba wybitnie bystrego detektywa, takiego jak pani, żeby się zorientować, kto jest skrzywiony, a kto nie.
– Społeczność morderców – powtórzyła. – A pan, panie Ferguson, gdzie pan w tym wszystkim pasował?
– Nigdzie. Trzymałem się na uboczu.
– Ile trzeba by zapłacić?
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Dużo? Mało? Trudno oceniać w ten sposób, bo często właściwa osoba zrobi niewłaściwą rzecz z wielu najróżniejszych powodów.
– Jak pan to rozumie?
– Weźmy na przykład Blaira Sullivana. Prawdopodobnie zabiłby panią zupełnie bez powodu, tak dla czystej przyjemności, co, pani detektyw? Nie spotkała pani jeszcze nikogo takiego? Pewnie nie. Za młoda pani jeszcze jest i za bardzo niedoświadczona. – Obserwował ją bacznie, gdy zmieniła pozycję. – I wie pani co, są faceci w celi, którzy tak nienawidzą policjantów, że załatwiliby jednego czy dwóch zupełnie za darmo. I cieszyliby się każdą minutą. Szczególnie jeśli udałoby im się to jakoś wydłużyć. Wie pani, żeby trochę trwało. – Drwił z niej wyraźnie, używając niskich, śpiewnych tonów. – A już szczególną przyjemność sprawiłoby im zabicie pani policjant, nie sądzi pani? Szczególną, rzadką i okropną przyjemność.
Nie odpowiedziała, pozwalając brutalnym słowom spłynąć po niej jak zimna woda.
– … Albo weźmy pana Cowarta. Wydaje mi się, że za dobry materiał byłby w stanie zrobić absolutnie wszystko. A jak pani myśli?
Poczuła nagły przypływ energii.
– A pan, panie Ferguson? Jakiej zapłaty by pan zażądał za zabicie kogoś? Uśmiech zniknął z jego twarzy.
– Nigdy nikogo nie zabiłem. I nie zamierzam tego zrobić.
– Nie o to pytam, panie Ferguson. Jakiej zapłaty by pan zażądał?
– To by zależało – odparł lodowato.
– Zależało od czego? – naciskała.
– Zależało od tego, kogo miałbym zabić. – Wpatrzył się w nią nieruchomo przez oddzielającą ich szerokość pokoju. – Czy nie tak jest u wszystkich, pani detektyw? Są takie zabójstwa, które wymagałyby dużych pieniędzy. I inne, które zrobiłoby się za darmo.
– A co by pan zrobił za darmo, panie Ferguson? Znów się uśmiechnął.
– Trudno mi powiedzieć. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
– Naprawdę? A tym detektywom z okręgu Escambia powiedział pan co innego. I co innego stwierdziła ława przysięgłych.
Ledwo kontrolowana wściekłość zmąciła spokój jego twarzy. Odpowiedział niskim, nabrzmiałym złością tonem:
– To zostało ze mnie wybite. I pani o tym doskonale wie. Sędzia to w ogóle odrzucił. Nigdy nie zrobiłem nic złego tej dziewczynce. Sullivan tak, on ją zabił.
– A cena?
– W tym przypadku – stwierdził zimno Ferguson – ceną była przyjemność.
– A co z Sullivanem i jego rodziną? Jak pan sądzi, ile zapłaciłby za tamte śmierci?
– Blair Sullivan? Sądzę, że zapłaciłby własną duszą, żeby tylko zabrać ich z sobą. – Ferguson pochylił się do przodu, zniżając głos. – Wie pani, co mi powiedział, zanim jeszcze doszedłem do tego, że to on zabił tę małą dziewczynkę, dzięki czemu znalazłem się w celi? Miał zwyczaj opowiadać o raku. Jak jakiś cholerny doktorek, tyle o tym wiedział. Zaczynał po prostu mówić o zdeformowanych komórkach, strukturach molekularnych, o degeneracji DNA i o tym, jak to niewidoczne, mikroskopijne zło niepostrzeżenie niszczy człowieka od wewnątrz, wdzierając się w najczarniejsze, najbardziej niedostępne zakamarki, docierając do płuc, do odbytnicy, do trzustki i mózgu, i absolutnie wszędzie, aż w końcu człowiek zgnije, ani się spostrzeże. A kiedy kończył już swój wykład, rozpierał się wygodnie i stwierdzał, że on jest dokładnie tym samym, że niczym się nie różni. Co pani o tym wszystkim sądzi, pani detektyw?
Ferguson oparł się, jakby się odprężając, Shaeffer widziała jednak grę napiętych mięśni pod jego bluzą. Nie odezwała się, podjęła tylko swą wędrówkę po mieszkaniu, czując, jak podłoga chwieje się lekko pod stopami.
– Rozmawiał z panem o śmierci? Ferguson pochylił się naprzód.
– W celi śmierci jest to częsty temat.
– I czego się pan dowiedział?
– Dowiedziałem się, że jest to najzwyklejsza rzecz pod słońcem. Jest dosłownie wszędzie, gdziekolwiek się człowiek obejrzy. Ludzie myślą, że umieranie jest czymś szczególnym, ale tak nie jest, prawda, pani detektyw?
– Niektóre śmierci są szczególne.
– To muszą być te, którymi pani się interesuje.
– Dokładnie. – Zobaczyła, jak się pochyla naprzód, uprzedzając jakby jej następne pytanie.
– Lubi pan buty sportowe? – zapytała nagle. Przez mgnienie wydało się jej, że to czyjś inny głos zabrzmiał w pokoju. Wyglądał na lekko zaskoczonego.
– Pewnie. Cały czas w nich chodzę. Wszyscy tutaj nic innego nie mają na nogach.
– A ta para? Co to za marka?
– Nike.
– Wyglądają na nowe.
– Bo są. Kupiłem w ubiegłym tygodniu.
– Ma pan w szafie jakąś inną parę?
– Oczywiście.
Przeszła przed nim, kierując się w stronę sypialni.
– Proszę się stąd nie ruszać – powiedziała. Czuła, jak jego oczy podążają za nią, wpijając się w plecy.
W szafie znalazła parę wysokich butów do koszykówki. Podniosła je.
– Cholera – zaklęła gwałtownie. Były marki Converse, stare i tak zniszczone, że miały dziurę na palcach. Odwróciła je jednak i uważnie obejrzała podeszwy.
W okolicy podbicia guma została wytarta na gładko. Potrząsnęła głową. To byłoby widać. Wzór bieżnikowania podeszwy też różnił się od reeboków, które miał na sobie zabójca, kiedy składał wizytę pod numerem trzynastym na Tarpon Drive. Odstawiła buty na miejsce i wróciła stawić czoło Fergusonowi. Popatrzył na nią.
– Więc ma pani ślad buta z miejsca zbrodni, tak?
Nie odezwała się.
– … I pomyślała sobie pani, że dobrze byłoby sprawdzić moją szafę. – Patrzył na nią nieruchomo. – Co jeszcze pani ma? – I po chwili: – Zdaje się, że nie za wiele, prawda? Ale dlaczego właściwie jest pani tutaj?
– Powiedziałam już. Blair Sullivan, Matthew Cowart i pan.
Nie od razu zareagował. Widziała wyraźnie, jak coś intensywnie rozważa. Wreszcie odezwał się, a jego głos pobrzmiewał głuchym gniewem.
– Więc tak już zawsze będzie, co? Nigdy się nic nie zmieni? Tak to sobie wymyśliliście? Jakiś gliniarz, rozlazła dupa z Florydy, będzie potrzebował kogoś na podejrzanego o morderstwo, więc będzie walił jak w dym do mnie, bo jestem wygodny? Raz zostałem skazany, więc będę teraz podejrzewany o wszystko, czego nie będziecie w stanie od razu rozpracować, tak?