– Jesteś zaborcza – powiedziała Lissa, ponownie zgadując moje myśli.
Nic dziwnego, że była wściekła gdy czytałam jej myśli.
– Tylko trochę.
Zaśmiała się.
– Rose, nawet jeśli nie z Masonem, to powinnaś zacząć znowu się umawiać. Jest wielu chłopaków, którzy daliby się zabić za spotkanie z tobą – chłopaków, którzy są naprawdę sympatyczni.
Nigdy nie podejmowałam dobrych wyborów jeśli chodzi o facetów. Kolejny raz ogarnęło mnie pragnienie aby ujawnić wszystkie moje troski. Nie zdecydowałam się powiedzieć jej o Dymitrim przez długi czas, mimo, że ten sekret palił mnie od środka.
Przesiadywanie z nią przypomniało mi, że jest moją najlepsza przyjaciółką. Mogłam jej powiedzieć wszystko i nie być przez nią osądzona. Ale, tak jak wcześniej straciłam szansę powiedzenia jej co było w moim umyśle. Rzuciła okiem na budzik i nagle zerwała się z łóżka.
– Jestem spóźniona! Miałam się spotkać z Christianem!
Wypełniła ją radość, podkreślając nieco nerwowe oczekiwanie. Miłość. Co mógłbyś zrobić? Powstrzymałam zazdrość, która zaczynała brać nade mną górę. Kolejny raz, Christian zabierał ją ode mnie. Nie miałam zamiaru żalić się na to dziś wieczorem. Razem z Lissą opuściłyśmy dormitorium. Lisa praktycznie pobiegła sprintem, obiecując wcześniej, że porozmawiamy jutro.
Poszłam z powrotem do swojego dormitorium. Kiedy znalazłam się w swoim pokoju, minęłam lustro i jęknęłam gdy zobaczyłam swoją twarz. Ciemny siniak otaczał moje oko. Podczas rozmowy z Lissą prawie zapomniałam o incydencie z moją matką. Może to było egoistyczne, ale wiedziałam, że wyglądam dobrze. Stanęłam i przyjrzałam się sobie bliżej, zaczynając od twarzy. Może to było egoistyczne, ale wiedziałam, że wyglądam dobrze.
Nosiłam C-cup i miałam najbardziej pożądane ciało w szkole, gdzie większość dziewczyn miało smukłe figury modelek. I jak wcześniej zauważyłam, moja twarz była równie ładna. W typowy dzień byłam dziewiąta – dziesiąta w bardzo dobry. Ale dzisiaj? Tak. Byłam praktycznie na negatywnej liczbie. Zamierzałam wyglądać bajecznie podczas wyjazdu na narty.
– Moja mama mnie pobiła. – poinformowałam swoje odbicie. Spojrzało współczująco.
Z westchnieniem zdecydowałam, że mogę szykować się do spania. Nie było nic więcej co chciałabym zrobić dziś wieczorem i może dodatkowy sen przyśpieszyłby leczenie. Zeszłam na dół do łazienki umyć twarz i wyszczotkować włosy. Kiedy wróciłam do pokoju, wślizgnęłam się w moją ulubiona flanelową piżamę, co sprawiło, że poczułam się trochę lepiej.
Pakowałam plecak na następny dzień, gdy nagły przepływ emocji przebiegł przez moją wieź z Lissą. To złapało mnie nieświadomie i nie dało mi żadnej szansy na walkę.
To było jak zostanie przewróconym przez huraganowy wiatr i nagle, już nie patrząc na plecak, byłam wewnątrz Lissy, widząc jej świat na własne oczy.
I to kiedy rzeczy stawały się krępujące.
Ponieważ Lissa była z Christianem.
I robiło się… gorąco.
Rozdział ósmy
Christian całował ją i, wow, co to był za pocałunek. Nie wygłupiał się. To był pocałunek, na którego z pewnością nie wolno pozwalać dzieciom patrzeć. Cholera, tego rodzaju pocałunku nikt nie powinien oglądać – albo doświadczać przez psychiczne łącze.
Jak już wcześniej zauważyłam, silne emocje Lissy mogły przyczyniać się do tego zjawiska – kiedy zostawałam wpychana do jej głowy. Ale zawsze, zawsze działo się tak za pośrednictwem negatywnych emocji. Martwiła się, złościła albo załamywała i to mogło mnie dosięgnąć. Ale tym razem? Nie była zmartwiona.
Była zadowolona. Bardzo, bardzo zadowolona.
O cholera. Koniecznie musiałam się stąd wydostać.
Byli na poddaszu szkolnej kaplicy albo, jak lubiłam to nazywać, w ich gniazdku miłości. To miejsce stanowiło kiedyś dla nich regularny schron, gdy któreś czuło się aspołecznie i chciało uciec. Ostatecznie postanowili byś aspołeczni we dwoje, a ta jedna rzecz prowadziła do następnej. Od kiedy zaczęli się otwarcie spotykać, nie miałam pojęcia, że jeszcze tu przychodzili. Może wrócili tu ze względu na stare czasy.
I faktycznie, świętowanie zdawało się przeć naprzód. Małe, aromatyczne świece rozstawione wokół tego zakurzonego, starego miejsca, wypełniały powietrze zapachem lilii. Byłam lekko podenerwowana rozstawieniem tych wszystkich świec w ograniczonej przestrzeni, pełnej łatwopalnych pudeł i książek, ale Christian prawdopodobnie wywnioskował, że będzie w stanie kontrolować wszystkie ewentualne podpalenia.
W końcu przerwali ten szalenie długi pocałunek i odsunęli się, by móc na siebie patrzeć. Leżeli na podłodze bokiem, a pod nimi rozciągało się kilka koców.
Twarz Christiana była łagodna i czuła kiedy obserwował Lissę, a jego bladoniebieskie oczy promieniały jakimś wewnętrznym uczuciem. Wyglądało to inaczej od sposobu, w jaki Mason patrzył na mnie. Było w nim pewne uwielbienie, ale Masona przypominało raczej to, gdy wchodzisz do kościoła, padasz z szacunkiem i bojaźnią przed czymś, co czcisz, ale nie do końca pojmujesz. Christian wyraźnie wielbił Lissę na swój sposób, ale był w jego spojrzeniu porozumiewawczy błysk, poczucie, że oboje dzielili się pełnym i tak mocnym zrozumieniem, że nie potrzebowali słów, aby to wyrazić.
– Czy nie myślisz, że trafimy za to do piekła? – spytała Lissa.
Wyciągając dłoń dotknął jej twarzy, przesuwając palce wzdłuż jej policzka i szyi, niżej, ku górze jedwabnej koszulki. Oddychała ciężej pod wpływem jego dotyku, który mógł być tak delikatny i drobny, a mimo wszystko wywoływał w niej tak silną namiętność.
– Za to? – bawił się brzegiem jej koszulki, pozwalając swoim palcom tylko trochę wsunąć się do środka.
– Nie – roześmiała się. – Za to – wskazała ręką wokół poddasza. – To jest kościół. Nie powinniśmy robić tego rodzaju, um, rzeczy tutaj.
– Nieprawda. – zaprzeczył. Delikatnie, popchnął ją na plecy i pochylił się nad nią. – Kościół jest na dole. To jest tylko magazyn. Bóg nie miałby nic przeciwko.
– Nie wierzysz w Boga. – upomniała go. Jej ręce powędrowały wzdłuż jego klatki piersiowej. Ruchy miała tak lekkie i nieśpieszne jak jego, jednak wyraźnie wyzwalały w nim równie mocną reakcję.
Westchnął szczęśliwie kiedy wślizgnęła ręce pod jego koszulkę, wędrując w górę brzucha.
– Zaspokajam twoje zachcianki.
– Nie powinieneś nic teraz mówić. – zarzuciła mu.
Chwyciła palcami brzeg jego koszuli i uniosła ją do góry. Przesunął się, żeby mogła zdjąć ją do końca i potem znów pochylił się nad nią, tym razem półnagi.
– Masz rację – zgodził się. Ostrożnie odpiął jeden guzik jej bluzki. Tylko jeden. Następnie znów się nad nią pochylił i obdarzył ją jednym z tych mocnych, głębokich pocałunków. Kiedy się zatrzymał, kontynuował jak gdyby nic się nie wydarzyło. – Powiedz mi co potrzebujesz usłyszeć, a to powiem. – Rozpiął kolejny guzik.
– Nie ma niczego co potrzebuję usłyszeć. – zaśmiała się. I następny guzik. – Możesz mi powiedzieć co tylko chcesz – byłoby jednak miło, gdyby to była prawda.
– Prawda, huh? Nikt nie chce słyszeć prawdy. Prawda nigdy nie jest seksowna. Ale ty… – ostatni guzik odzyskał wolność i Christian odrzucił jej koszulę na bok. – Jesteś zbyt piekielnie sexy, żeby być prawdziwa.
Jego słowa utrzymywały swój zwykły lekko sarkastyczny ton, ale oczy przekazywały całkowicie co innego. Doświadczałam tej sceny z perspektywy Lissy, ale mogłam sobie wyobrazić co widział. Jej gładką, białą skórę. Smukłą talię i biodra. Koronkowy, biały biustonosz. Mogłam wyczuć, że uwierała ją ta koronka, ale zignorowała to. Obie emocje, czułość i pragnienie, odzwierciedliły się w rysach jego twarzy. Z wnętrza Lissy mogłam wyczuć jej przyśpieszające serce i oddech. Uczucia podobne do tych Christiana przyćmiły resztę jej spójnych myśli. Przesuwając się niżej, położył się na niej, przyciskając ich ciała do siebie. Jego usta znowu poszukały jej, a kiedy ich wargi i języki się spotkały, wiedziałam, że muszę się stąd wydostać.