Выбрать главу

– Dobrze się czujesz? – spytała Lissa, marszcząc brwi. – Wyglądasz jak byś miała zwymiotować.

– Po prostu… denerwuje się tym testem – skłamałam. Z wahaniem, ponownie wciągnęłam się przez więź. Ciemności całkowicie zniknęły. Bez śladu. Może mimo wszystko nie ma nic złego w jej pigułkach. – Wszystko w porządku.

Wskazała na zegar. – Nie będzie jeśli wkrótce się nie ruszysz.

– Cholera – zaklęłam. Miała rację. Szybko ją przytuliłam. – Do zobaczenia później!

– Powodzenia! – zawołała.

Pobiegłam przez cały kampus i znalazłam swojego mentora, Dymitra Bielikowa, czekającego obok Hondy. Jak nudno. Przypuszczałam, że nie mogę się spodziewać, nas podróżujących po drogach górskich Montany, Porsche, ale byłoby miło mieć coś bombowego.

– Wiem, wiem – powiedziałam, widząc jego twarz. – Przepraszam za spóźnienie.

Przypomniałam sobie wtedy, że zbliża się jeden z najważniejszych testów w moim życiu, i nagle, zapomniałam o Lissie i jej prawdopodobnie nie działających pigułkach. Chciałam ją chronić, ale to nie znaczy wiele dopóki nie skończę liceum i faktycznie stanę się jej opiekunem.

Dymitr stał tam, wyglądając wspaniale jak zawsze. Masywny, murowany budynek rzucał długie cienie nad nami, niepokojące jak wielkie zwierzę w mrocznym świetle świtu. Wokół nas, śnieg dopiero zaczął padać. Patrzyłam na jasne, krystaliczne płatki łagodnie dryfujące w dół. Kilka wylądowało i szybko stopniało w jego ciemnych włosach.

– Kto jeszcze będzie? – spytałam.

Wzruszył ramionami. – Tylko ty i ja.

Mój nastrój szybko poskoczył z ‘wesołego’ do ‘ekscytującego’. Ja i Dymitr. Sami. W aucie. To może być bardzo warte testu niespodzianki.

– Jak daleko to jest? – Milcząc, błagałam o to, żeby droga była naprawdę długa. Taka, która będzie trwała tygodnie. I wiązałaby się z noclegiem w luksusowym hotelu. Może byśmy utknęli w zaspie, i tylko ciepło naszych ciał trzymałoby nas przy życiu.

– Pięć godzin.

– Oh.

Nieco mniej niż się spodziewałam. Mimo to, pięć godzin było lepsze niż nic. Nie wyklucza to utknięcia w zaspie.

Mgliste, zaśnieżone drogi byłyby trudne do przebycia dla ludzi, ale dla naszych oczu dampirów nie było problemu. Patrzyłam przed siebie, starając się nie myśleć jak woda po goleniu Dymitra wypełnia samochód i jaki ma wyraźny, ostry zapach w którym chciałam się utopić. Zamiast tego, starałam się znowu skoncentrować na kwalifikatorze.

Wyżsi opiekunowie odwiedzili nowicjuszy podczas pierwszego roku i spotkali się z nimi indywidualnie w celu omówienia studenckich zobowiązań wobec opiekunów. Nie wiem dokładnie o co pytali, ale plotki płyną od roku. Starsi opiekunowie oceniali charakter i poświęcenie, a niektórzy nowicjusze zostali uznani za niezdolnych do podążania dalej ścieżką opiekuna.

– Oni zazwyczaj nie przyjeżdżają do Akademii? – spytałam Dymitra. – Mam na myśli, jestem na wycieczce, ale po co jedziemy do nich?

– Właściwie, jedziesz do niego, nie do nich. – Lekki rosyjski akcent spleciony ze słowami Dymitriego, wskazywał tylko gdzie dorastał. W przeciwnym razie, byłabym całkowicie pewna, że mówi po angielsku lepiej niż ja. – Ponieważ jest to szczególny przypadek i on robi nam przysługę.

– Kto to jest?

– Artur Shoenberg.

Przeniosłam wzrok z drogi na Dymitra.

– Co? – pisnęłam.

Artur Shoenberg był legendą. Był jednym z największych żyjących zabójców strzyg w historii opiekunów i niegdyś szefem Rady Strażników – grupy ludzi, która przypisuje opiekunów morojom i podejmuje dezycje za nas wszystkich. Ostatecznie poszedł na emeryturę i wrócił do ochrony jednej z królewskich rodzin, Badiców. Nawet na emeryturze, wiedziałam, że on nadal jest śmiercionośny. Jego wyczyny, były częścią mojego nauczania.

– Czy nie… Czy nie było dostępnego nikogo innego? – zapytałam cichym głosem.

Widziałam, że Dymitr ukrywa uśmiech. – Poradzisz sobie. Poza tym, jeśli Art ciebie akceptuje, to w twoich aktach muszą być świetne rekomendacje.

Art. Dymitr był na „ty” z jednym z najbardziej ostrych opiekunów w okolicy. Oczywiście, Dymitr sam był dość wymagający, więc się nie dziwię.

W samochodzie zapadła cisza. Zagryzłam wargę, nagle zastanawiając się czy będę w stanie sprostać standardom Artura Shoenberga. Moje oceny były dobre, ale takie rzeczy jak uciekanie i wprowadzenie do walki w szkole może rzucić mi cień na poważne myślenie o mojej przyszłej karierze.

– Poradzisz sobie – powtórzył Dymitr. – Dobro w twoich aktach przewyższa zło.

To było tak jakby on czasami umiał mi czytać w myślach. Uśmiechnęłam się nieco i odważyłam zerknąć na niego. To był błąd. Długie, szczupłe ciało, rzucające się w oczy nawet siedząc. Ciemne bezdenne oczy. Brązowe włosy siegające ramion związane z tyłu na szyi. Włosy jak jedwab. Wiedziałam to, ponieważ moje palce przebiegały po nich, kiedy Wiktor Daszkow opętał nas urokiem pożądania. Z wielką powściągliwością, zmusiłam się do oddychania i odwrócenia wzroku.

– Dzięki, trenerze – droczyłam się z nim, tuląc się z powrotem w fotelu.

– Jestem, żeby pomóc – odparł. Jego głos był lekki i zrelaksowany – rzadko taki był. Był zwykle mocny, gotowy na wszelkie ataki. Prawdopodobnie liczył na to, że jest bezpieczny wewnątrz Hondy – albo przynajmniej tak samo bezpieczny jak może być koło mnie. Nie byłam jedyna, która miała kłopoty pomijając romantyczne napięcie między nami.

– Wiesz, co mi naprawdę pomoże? – spytałam, nie patrząc mu w oczy.

– Hmm?

– Jeśli wyłączysz tą bzdurną muzykę, i włączysz coś co wyszło po upadku muru berlińskiego.

Dymitr się zaśmiał. – Twoją najgorszą lekcją jest historia, ale jakoś, wiesz wszystko o Europie Wschodniej.

– Hej, muszę mieć materiał do swoich żartów, towarzyszu.

Wciąż uśmiechnięty, zmienił stację radiową. Na stację krajową.

– Hej! To nie jest to co miałam na myśli – zawołałam.

Mogę powiedzieć, że znów był na skraju wybuchnięcia śmiechem. – Wybieraj. To lub tamto.

Westchnęłam. – Wróć do badziewia z 1980.

Zmienił stację, a ja założyłam ręce na piersi, ponieważ Europejski band śpiewał o tym jak magnetowid zabił gwiazdę radiową. Ja pragnęłam zabić kogoś z tego radia.

Nagle, pięć godzin nie wydawało się tak krótkie, jak myślałam.

Artur i rodzina, którą on ochrania mieszka w małym miasteczku wzdłuż I-90 niedaleko od Billings. Ogólna opinia moroji została podzielona na miejsca zamieszkania. Niektórzy argumentowali, że duże miasta są najlepsze, ponieważ uwzględnione wampiry gubiły się w tłumach; nocne rozrywki nie budziły tak wielkiej uwagi. Inne moroje, jak ta rodzina, najwyraźniej zdecydowały się na mniej zaludnione miasta, wierząc, że jeśli mniej ludzi cię obserwuje, to mniej prawdopodobne, aby cię zauważyli.

Dom był wybudowany w stylu wędrowca, całe pierwsze piętro było szare, a duże drewniane klapy szczelnie blokowały dostanie się promieni słonecznych do środka. Wyglądało to drogo i nowo.

Zeskoczyłam z siedzenia, moje buty zatopiły się w płynnym śniegu i zaskrzypiały na żwirze. Dzień był cichy i spokojny, z wyjątkiem sporadycznych podmuchów wiatru. Dymitr i ja poszliśmy po domu, po skalistym chodniku, przecinajacym podwórze. Widziałam go przesuwającego się w służbowy sposób, ale jego ogólna postawa była tak wesoła jak moja. Oboje byliśmy zadowoleni z przyjemnej jazdy samochodem.