Przez więź poczułam jak Lissa staje się niespokojna. Nie była osoba lubiącą rozmawiać o makabrycznych rzeczach. Oczy Masona zabłysnęły.
– Jaka jest najlepsza bron żeby to zrobić?
Moja matka dobrze to przemyślała.
– Siekiera. Możesz lepiej wyważyć cios.
Zrobiła płynny ruch by to zilustrować.
– Super – powiedział – mam nadzieję, że pozwolą mi nosić siekierę.
To był komiczny i groteskowy pomysł – odkąd siekiery były poręcznymi broniami noszonymi dookoła? Przez pół sekundy, myśl że Mason mógłby iść ulicą z siekierą ponad swoim ramieniem poprawiła mi na trochę nastrój. Ten moment szybko minął. Szczerze mówiąc, nie mogłam uwierzyć, że prowadzimy te rozmowę podczas Świat. Jej obecność wszystko zepsuła.
Na szczęście zgromadzenie rozproszyło się. Christian i Lissa wyszli zająć się swoimi sprawami, Dymitri i Tasza najwyraźniej mieli dużo do nadrobienia. Mason i ja byliśmy w połowie drogi do dormitorium dampirów, gdy dołączyła do nas moja matka. Żadne z nas się nie odezwało.
Ciemne niebo było usiane gwiazdami, ostrymi i jasnymi. Ich blask pasował do lodu i śniegu wokół nas. Nosiłam swoja kurkę w kolorze kości słoniowej ze sztucznym, futrzanym przybraniem. Bardzo dobrze utrzymywała ciepło mojego ciała, nawet jeśli nie miałam nic przeciwko chłodnym powiewom wiatru muskającym moje policzki. Przez cały czas odkąd szliśmy czekałam aż moja matka skręci w kierunku strefy strażników, ale ona weszła z nami prosto do dormitorium.
– Chciałabym z tobą porozmawiać – powiedziała w końcu.
Mój alarm się włączył. Co powinnam teraz zrobić?
To było wszystko co powiedziała, ale Mason natychmiast wychwycił aluzję. Nie był ani głupi ani nieświadomy towarzyskich sygnałów, ale w tym momencie chciałam żeby był. Znalazłam w tym nieco ironii: chciał walczyć z każdą strzygą na świecie, a bał się mojej matki. Spojrzał na mnie przepraszająco, wzruszył ramionami i powiedział:
– Musze się dostać do… ym… pewnego miejsca. Zobaczymy się później.
Z żalem patrzyłam jak odchodzi. Miałam ochotę pobiec za nim. Prawdopodobnie moja matka zaatakowałaby mnie i podbiła kolejne oko, gdybym próbowała ucieczki. Lepiej było robić rzeczy po jej myśli i mieć to za sobą.
Czując się niekomfortowo, patrzyłam wszędzie tylko nie na nią i czekałam aż zacznie mówić. Kątem oka zauważyłam, że kilka osób się nam przygląda. Przypomniałam sobie, że prawdopodobnie każdy na świecie wiedział, że to ona podbiła mi oko i nagle postanowiłam że nie chcę mieć świadków dla jakiegokolwiek wykładu który zamierzała mi dać.
– Chcesz… ym… iść do mojego pokoju? – spytałam.
Wyglądała na zaskoczoną, prawie niepewną.
– Oczywiście.
Zaprowadziłam ja na górę, trzymając się w bezpiecznej odległości, kiedy szłyśmy.
Niezręczne napięcie między nami wzrastało. Nie powiedziała nic gdy doszłyśmy do mojego pokoju, ale dostrzegłam jak dokładnie ocenia każdy jego kąt, jakby mogły się tam czaić strzygi.
Niepewna co powinnam zrobić, usiałam na łóżku i czekałam, podczas gdy ona przechadzała się tam i z powrotem. Przejechała palcami przez stos książek o zachowaniach zwierząt i ewolucji.
– Są potrzebne do sprawozdań?
– Nie. Interesuję się nimi. To wszystko.
Uniosła brwi. Nie wiedziała tego. Ale skąd mogła? Nie wiedziała nic o mnie. Kontynuowała swoje oszacowywanie, zatrzymując się na niewielkiej rzeczy, która najwyraźniej ją zaskoczyła – zdjęciu moim i Lissy przebranych za wróżki w Halloween. Niespodzianka. To było jakby moja matka spotykała mnie po raz pierwszy. Nagle odwróciła się i wyciągnęła do mnie rękę.
– Proszę.
Zaskoczona pochyliłam się do przodu i wsunęłam swoja rękę pod jej. Coś małego i zimnego spadło na moją dłoń. To był okrągły naszyjnik z wisiorkiem, mały – niewiele większy niż dziesięciocentówka w średnicy. Srebrna podstawa trzymała płaski dysk z kolorowymi szklanymi kołami. Marszcząc brwi, przesunęłam kciukiem po jego powierzchni. To dziwne, ale koła wyglądały prawie jak oczy. Jedno wewnętrzne było małe, zupełnie jak źrenica. Było tak ciemnoniebieskie, że wyglądało na czarne. Otaczał je większy, bladoniebieski krąg, który z kolei otoczony był przez koło bieli. Bardzo cienki pierścień ciemnoniebieskiego koloru zamykał go od zewnątrz.
– Dziękuje. – powiedziałam. Nie spodziewałam się niczego od niej. Prezent był dziwny – po co do cholery dała mi oko? – ale to był prezent.
– Ja… Nie mam nic dla ciebie.
Skinęła głową. Jej twarz znowu była pusta i obojętna.
– Nie szkodzi. Niczego nie potrzebuję.
Odwróciła się i ponownie zaczęła chodzić po pokoju. Nie miała na to dużo miejsca ale jej krótki wzrost sprawiał, że stawiała mniejsze kroki. Za każdym razem, gdy mijała okno ponad moim łóżkiem, światło odbijało się w jej kasztanowych włosach rozświetlając je. Obserwowałam ją z zaciekawieniem i zdałam sobie sprawę, że była tak samo zdenerwowana jak ja. Zatrzymała się w swoim tempie i spojrzała z powrotem na mnie.
– Jak twoje oko?
– Coraz lepiej.
– Dobrze.
Otworzyła usta, a ja miałam wrażenie, że była o krok od przeprosin. Ale nie. Kiedy ponownie zaczęła chodzić, postanowiłam, że nie mogę znieść tej bezczynności. Zaczęłam odkładać swoje prezenty.
Dzisiaj rano zdobyłam całkiem niezły połów rzeczy. Jedną z nich była sukienka z jedwabiu od Taszy; czerwona i haftowana w kwiaty. Moja mama przyglądała się jak wieszam jaą w maleńkiej wnękowej szafie.
– To bardzo miłe ze strony Taszy.
– Tak – zgodziłam się. – Nie wiedziałam, że zamierza mi coś podarować. Lubię ją.
– Ja też.
Odwróciłam się od szafy ze zdziwieniem i spojrzałam na mamę. Jej zdziwienie odzwierciedlało moje. Gdybym nie znała się lepiej, powiedziałabym, że właśnie się w czymś zgodziłyśmy. Może stał się cud Bożego Narodzenia.
– Strażnik Belikov będzie odpowiednią partią dla niej.
– Ja… – mrugnęłam – Dymitri?
– Strażnik Belikov – poprawiła mnie surowo, nie akceptując mojego zwracania się do strażnika po imieniu.
– Jak… Jakiego rodzaju partią? – spytałam.
Uniosła brew.
– Nie słyszałaś? Poprosiła go aby został jej strażnikiem – odkąd nie ma żadnego.
Czułam się, jakbym znowu została uderzona pięścią.
– Ale on… jest przydzielony tu. Do Lissy.
– Przydział zawsze może zostać zmieniony. I niezależnie od reputacji Ozerów… ona ciągle jest z rodziny królewskiej. Jeśli zechce, może osiągnąć swój cel.
Wpatrywałam się ponuro w przestrzeń.
– Tak więc zgaduję, że są przyjaciółmi i wszystkim.
– Więcej niż to – albo mogliby być.
Bam! Uderzona jeszcze raz.
– Co?
– Hmm?? Oh. Ona… interesuje się nim. – Ton mojej matki wskazywał na to, że nie interesowały ją romantyczne sprawy.
– Tasza chce mieć wampirze dzieci, więc to możliwe że mogą zrobić… hm… ustawienie jeśli on byłby jej strażnikiem.
O. Mój. Boże.
Czas zamarł.
Moje serce przestało bić.
Zdałam sobie sprawę, że moja mama czekała na odpowiedź. Oparła się na moim biurku i obserwowała mnie. Może była w stanie dopaść Strzygi ale była zupełnie nieświadoma moich uczuć.
– Czy… Czy on zamierza to zrobić? Zostać jej strażnikiem? – spytałam z trudem.
Wzruszyła ramionami.
– Nie sądzę żeby już się na to zgodził, ale oczywiście to zrobi. To jest świetna okazja.
– Oczywiście – powtórzyłam.
Dlaczego Dymitri miałby stracić szansę zostać strażnikiem swojej przyjaciółki i mieć z nią dziecko?
Myśl, że moja mama powiedziała coś jeszcze, ale tego nie słyszałam. Nie słyszałam niczego. Kontynuowałam myślenie o Dymitrim opuszczającym Akademię, opuszczającym mnie. Pomyślałam o tym, że Dymitri i Tasza tak dobrze ze sobą koegzystują. A następnie po tych wspomnieniach moja wyobraźnia zaczęła komponować przyszłe scenariusze. Tasza i Dymitri razem. Dotykający się. Całujący. Nadzy. Inne rzeczy…