Выбрать главу

Tonąc w takim luksusie sięgnęłam punktu przeciążenia, gdzie cała reszta wyposażenia zdawała się wirować mi przed oczami. Głęboko czarna, marmurowa wanna. Telewizor plazmowy. Tabliczka czekolady i inne przekąski. Kiedy wreszcie zdecydowaliśmy się iść na narty, musiałam praktycznie siłą odciągnąć się od tego pokoju. Mogłabym tam spędzić prawdopodobnie resztę wakacji, leżąc i będąc całkowicie kontenta.

Wyszliśmy wreszcie na zewnątrz i po raz pierwszy udało mi się wypchnąć z głowy Dymitra oraz moją mamę; zaczęłam się dobrze bawić. Z pewnością pomógł olbrzymi rozmiar ośrodka; istniała mała szansa, że na nich wpadnę.

Po raz pierwszy od tygodni byłam w stanie skupić się na Masonie i zdałam sobie sprawę jaki był fajny. Spotykałam się też częściej niż zwykle z Lissą, co dodatkowo poprawiło mój nastrój. Razem z Lissą, Christianem, Masonem i mną spędzaliśmy czas na takich jakby podwójnych randkach. Wszyscy czworo spędziliśmy niemal cały pierwszy dzień jeżdżąc na nartach, z tym, że dwójka Morojów miała problem z nadążeniem. Zwracając uwagę na to, co z Masonem przeszliśmy na zajęciach, nie baliśmy się śmiałych zjazdów. Nasza konkurencyjna natura sprawiła, że byliśmy żądni wejścia sobie w drogę i prześcignięcia siebie nawzajem.

– Macie skłonności samobójcze. – skomentował Christian w pewnym momencie.

Było ciemno na zewnątrz i wysoka lampa podświetlała jego zdezorientowaną twarz. We dwoje z Lissą czekali na dole stoku, obserwując nasze – moje z Masonem- zjazdy. Przemieszczaliśmy się z szaleńczą prędkością. Część mnie, która usiłowała uczyć się kontroli i mądrości od Dymitra wiedziała, że to niebezpieczne, ale reszta mnie lubiła tą brawurę. Ciemna smuga buntowniczości jeszcze mnie nie opuściła.

Mason wyszczerzył zęby, gdy zatrzymując się w ślizgu wzbiliśmy w powietrze sporo śniegu.

– Nie. To była tylko rozgrzewka. Mam na myśli, że Rose była w stanie za mną nadążyć, łatwizna.

Lissa potrząsnęła głową.

– Nie przesadzacie lekko?

Spojrzeliśmy na siebie z Masonem.

– Nie.

Znów potrząsnęła głową.

– No cóż, my idziemy do środka. Spróbujcie się nie pozabijać.

Odeszła z Christianem ramię w ramię. Odprowadziłam ich wzrokiem i odwróciłam się do Masona.

– Jestem gotowa na dużo więcej. A ty?

– Absolutnie.

Wróciliśmy wyciągiem na szczyt wzgórza. Kiedy już mieliśmy zjeżdżać, Mason wtrącił.

– Ok., co powiesz na to? Potrąć tamtych dwóch magnatów*, potem przeskocz krawędź, zawróć obrotowo unikając tamtych drzew i wyląduj tam.

Podążałam za jego palcem, kiedy wskazał postrzępioną ścieżkę na dole największego zbocza.

– To jedno jest naprawdę szalone, Mason.

– Ah – powiedział triumfalnie – Wreszcie spękała. Warknęłam.

– Nie spękała. – po kolejnym zbadaniu jego szaleńczej trasy, zgodziłam się. – Ok., zróbmy to.

Zrobił gest w moją stronę.

– Ty pierwsza.

Wzięłam głęboki oddech i podskoczyłam. Moje narty sunęły gładko po śniegu i przeszywający wiatr uderzał w moją twarz. Porządnie i precyzyjnie wykonałam pierwszy skok, ale widząc przed sobą dalszą część trasy, zrozumiałam nagle jak to było niebezpieczne. Musiałam podjąć decyzję w okamgnieniu. Jeżeli tego nie zrobię, gadka Masona nigdy nie dobiegnie końca – poza tym naprawdę chciałam mu coś udowodnić. Jeżeli sobie poradzę, będę mogła czuć się całkiem bezpiecznie w kwestii swojej fantastyczności. Jeśli jednak spróbowałabym i nawaliła… mogłam skręcić kark.

Gdzieś w mojej głowie, głos, który podejrzanie przypominał ten Dymitra, zaczął mówić mi na temat mądrych wyborów i uczenia się, kiedy należy zachować umiar.

Zdecydowałam się go zignorować.

Trasa okazała się tak ciężka, jak się tego obawiałam, ale przejeżdżałam ją doskonale, jeden szaleńczy ruch, za drugim. Śnieg fruwał wokół mnie kiedy wykonałam ten ostry, niebezpieczny zakręt. Kiedy bezpiecznie dotarłam na dół, spojrzałam w górę i zobaczyłam dziko machającego Masona. Nie mogłam zrozumieć o co mu chodzi i co mówi, ale wyobrażałam sobie jego wiwaty. Odmachałam mu i czekałam, aż pójdzie w moje ślady.

Ale nie poszedł. I to dlatego, że w połowie drogi nie wytrzymał jednego skoku. Narty rozjechały się, wykręcając jego nogi. Upadł w dół.

Dotarłam do niego prawie równocześnie z pracownikami ośrodka. Ku uldze wszystkich, Mason nie złamał karku ani niczego innego. Jego kostka zdawała się być paskudnie skręcona, co i tak uniemożliwiało mu narciarstwo podczas reszty pobytu.

Jedna z instruktorek monitorujących stok podbiegła naprzeciw, z twarzą pełną furii.

– Co wy dzieciaki sobie myślałyście? – wykrzyczała. Obróciła się do mnie. – Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, kiedy zrobiłaś te idiotyczne popisówki! – Jej pełne furii spojrzenie opadło na Masonie – A wtedy ty musiałeś iść śmiało i ją naśladować!

Chciałam kłócić się, że to wszystko był jego pomysł, ale wina nie miała w tej sprawie najmniejszego znaczenia. Byłam po prostu szczęśliwa, że nic mu się nie stało. Ale kiedy weszliśmy wszyscy do środka, zaczęło mnie gnębić poczucie winy. Zachowałam się nieodpowiedzialnie. Co by było, gdyby stała mu się poważna krzywda? Zatańczyły mi przed oczami okropne wizje. Mason ze złamaną nogą… złamanym karkiem…

Co ja sobie myślałam? Nikt mnie nie zmusił do tego zjazdu. Mason to zaproponował… ale nie sprzeciwiłam się. Niebiosa wiedzą, że prawdopodobnie powinnam. Mogłabym znieść jakieś kpiny, ale Mason wystarczająco za mną szalał, że jakaś babska sztuczka szybko ukróciłaby to szaleństwo. Wpadłam w sidła ekscytacji i ryzyka – podobnie, kiedy całowałam Dymitra – nie myśląc wiele o konsekwencjach, bo w sekrecie, w głębi duszy, to impulsywne pragnienie bycia dziką, szaloną wciąż się czaiło.

Mason też to miał i było to wymierzone we mnie.

Mentalny głos Dymitra upomniał mnie raz jeszcze.

Kiedy Mason bezpiecznie dotarł do ośrodka, dostał lód na kostkę, wyniosłam nasz sprzęt z powrotem na zewnątrz, stawiając go naprzeciwko magazynów. Kiedy wracałam do środka, przeszłam przez inne drzwi wejściowe niż zwykle. Było ono za wielkim, otwartym gankiem z ozdobnymi drewnianymi poręczami. Ganek był wybudowany w kierunku gór i miał zapierający dech w piersiach widok na szczyty i wzniesienia wokół- jeśli lubisz wystarczająco długo stać na kompletnym mrozie, by to podziwiać – czego wielu raczej nie robiło.

Wspięłam się po kilku stopniach na ganek, otrzepując jednocześnie z butów śnieg. W powietrzu wisiał ciężki zapach, ostry i słodki zarazem. Coś w nim wydawało mi się znajome, ale nim zdążyłam to zidentyfikować, doszedł mnie z cienia czyjś głos.

– Hej, little damphir.

Zaskoczona, zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście był ktoś jeszcze na ganku. Facet – Moroj – opierał się o ścianę niedaleko drzwi. Uniósł papierosa do ust, zaciągnął się nim długo i rzucił go na podłogę. Przydepnął niedopałek i wysłał mi cwaniackie spojrzenie. To był ten zapach, zrozumiałam nagle. Luksusowe papierosy.