Выбрать главу

– Nie powinieneś był ich wpuszczać. – skarcił go Dymitr. – Jestem pewny, że znasz zasady obowiązujące w Akademii Św. Władimira.

Adrian wzruszył ramionami.

– Tak, ale nie muszę przestrzegać żadnych głupich szkolnych przepisów.

– Może nie – odparł chłodno Dymitr – Ale uważam, że powinieneś je mimo wszystko respektować.

Adrian przewrócił oczami.

– Jestem nieco zaskoczony widząc ciebie głoszącego mi reprymendę na temat niepełnoletnich dziewcząt.

Zobaczyłam, jak w oczach Dymitra zapłonął gniew i na moment, pomyślałam, że zaraz zobaczę jak traci nad sobą kontrolę, z powodu której zawsze mu docinałam. Ale pozostał opanowany, i tylko jego zaciśnięte pieści świadczyły o tym, jak bardzo był rozzłoszczony.

– Ponadto – ciągnął Adrian – Nic nikczemnego się tutaj nie działo. Po prostu spędzaliśmy razem czas.

– Jeśli chcesz spędzać czas razem z młodymi dziewczętami, rób to w jednym z publicznych miejsc.

Nie spodobało mi się nazwanie nas przez Dymitra 'młodymi dziewczętami'. Tutaj przesadził. I podejrzewałam, że część jego 'podejrzanej' reakcji brała się stad, że ja tutaj byłam.

Adrian tylko się roześmiał, tym dziwnym rodzajem śmiechu, który przyprawiał mnie o dreszcze.

– Dziewczęta? Dziewczęta? Pewnie. Młode i stare w tym samym czasie. Ledwie coś zobaczyły w życiu, i mimo to, zobaczyły już zbyt wiele. Jedna naznaczona życiem, i jedna naznaczona śmiercią… ale czy one są jedynymi o które się martwisz? Martw się o siebie, dampirze. Martw się o siebie, i martw się o mnie. My jesteśmy jedynymi, którzy są młodzi.

Reszta z nas po prostu się na niego gapiła. Nie sądzę żeby ktokolwiek spodziewał się, że Adrian nagle podejmie niespodziewaną wycieczkę do Krejziville.

Adrian uspokoił się i wyglądał zupełnie normalnie. Odwrócił się i podszedł do okna, mimochodem rzucając na nas okiem gdy wyciągał swoje papierosy.

– Moje panie, prawdopodobnie powinniście już iść. On ma rację. Jestem złą zarazą. (czyt.autorytetem).

Wymieniłam spojrzenie z Lissą. Szybko, obie wyszłyśmy i ruszyłyśmy za Dymitrem w dół korytarza, w kierunku holu.

– To było… dziwne. – powiedziałam kilka minut później.

Stwierdziłam oczywisty fakt, ale cóż; ktoś musiał to powiedzieć.

– Bardzo – odparł Dymitr. Był bardziej zaskoczony niż zły.

Gdy dotarliśmy do holu, zaczęłam iść za Lissą do naszego pokoju, ale Dymitr zagadnął mnie.

– Rose – powiedział. – Mogę z tobą porozmawiać?

Poczułam napływ współczujących uczuć od Lissy. Obróciłam się w kierunku Dymitra i przeszłam do bocznej strony pomieszczenia, z dala od przybywających gości. Grupa morojów, z diamentami i futrami minęła nas szybko, z widocznym na twarzach zaniepokojeniem. Boje hotelowi śpieszyli za nimi z bagażami. Ludzie ciągle wyjeżdżali szukając bezpiecznych miejsc. Paranoja wywołana strzygami była daleka od zakończenia.

Głos Dymitra z powrotem przykuł moja uwagę.

– To Adrian Iwaszkov. – wymówił jego imię w taki sam sposób, jak wymawiali je inni.

– Tak, wiem.

– To jest drugi raz, gdy cię z nim widzę.

– Tak – powiedziałam gładko – Spotykamy się czasami.

Dymitr wygiął brew w łuk, po czym potrząsnął głową w kierunku, z którego przyszliśmy.

– Często przesiadujesz w jego pokoju?

Kilka ripost wpadło do mojej głowy, i wtedy jedna złota przejęła pierwszeństwo.

– To, co się dzieje miedzy nim a mną, nie jest twoja sprawą.

Użyłam tonu bardzo podobnego do tego, którego on użył na mnie, gdy wygłaszał podobny komentarz na temat swój i Taszy.

– W rzeczywistości, tak jak długo jesteś w Akademii, to co robisz jest moja sprawą.

– Nie moje życie osobiste. Nie masz nic do powiedzenia w tej sprawie.

– Nie jesteś jeszcze dorosła.

– Jestem bardzo blisko tego. Poza tym, to nie jest tak, że magicznie stanę się dorosła w dniu swoich osiemnastych urodzin.

– Oczywiście.- odparł.

Zarumieniłam się.

– Nie to miałam na myśli. Chciałam…

– Wiem, co miałaś na myśli. I szczegóły techniczne nie mają teraz znaczenia. Ty jesteś uczennicą Akademii. Ja jestem twoim instruktorem. Moją pracą jest pomaganie ci i zapewnienie bezpieczeństwa. Przebywanie w sypialni kogoś takiego jak on… cóż, nie jest bezpieczne.

– Potrafię sobie radzić z Adrianem Iwaszkovem – mruknęłam.- Jest dziwny – bardzo dziwny, najwyraźniej – ale nieszkodliwy.

Potajemnie zastanawiałam się, czy problemem Dymitra może być to, że jest zazdrosny. Nie odciągnął Lissy na stronę, by na nią nakrzyczeć. Ta myśl uczyniła mnie na chwile szczęśliwą, ale potem przypomniałam sobie moją ciekawość, dlaczego on tam był.

– Rozmawiając o życiu osobistym… Przypuszczam, że właśnie byłeś z wizytą u Taszy, co?

Wiedziałam, że to było małostkowe i oczekiwałam odpowiedzi w rodzaju "to nie twój interes". Zamiast tego odpowiedział:

– Właściwie, to byłem u twojej matki.

– Z nią też masz zamiar się spiknąć?

Oczywiście wiedziałam, że nie, ale dowcipna uwaga była zbyt dobra, żeby ją przepuścić. On również wydawał się to wiedzieć, ale posłał mi jedynie zmęczone spojrzenie.

– Nie, szukaliśmy nowych danych o strzygach z ataku na Drozdovów.

Mój sarkazm i gniew odpłynął. Drozdovie. Badica. Nagle, wszystko co stało się dzisiaj rano wydało się niezwykle banalne. Jak mogłam stać tutaj, kłócąc się z Dymitrem o romanse, które mogły lub nie mogły się wydarzyć, podczas gdy on i reszta strażników starali się nas chronić?

– Czego się dowiedzieliście? – spytałam cicho.

– Udało się nam wpaść na trop niektórych strzyg – odpowiedział. – Albo co najmniej ludzi, którzy z nimi współpracowali. Są świadkowie, którzy mieszkali niedaleko i widzieli niektóre z samochodów używanych przez tę grupę. Wszystkie tablice rejestracyjne pochodziły z różnych stanów – grupa wydaje się rozdzielać, co prawdopodobnie będzie stanowiło dla nas problem. Ale jeden ze świadków zapamiętał jeden z numerów. Był zarejestrowany na adres w Spokane.

– Spokane? – zapytałam z niedowierzaniem. – Spokane, w stanie Waszyngton? Kto bierze Spokane na miejsce swojej kryjówki?

Byłam tam kiedyś, raz. To miejsce było tak nudne, jak wszystkie inne północno-zachodnie zalesione miasta.

– Strzygi, najwidoczniej. – powiedział z kamienną twarzą. – Adres był fałszywy, ale inne dowody wskazywały na to, że tam naprawdę były. Mieści się tam coś w rodzaju centrum handlowego, pod którym znajdują się podziemne tunele. W ich okolicy widziano strzygi.

– Więc… – zmarszczyłam brwi – Zamierzasz je ścigać? Inni też idą? Mam na myśli to, co Tasza mówiła od dawna… Jeśli wiemy, gdzie oni są…

Pokręcił głową.

– Strażnicy nie mogą nic zrobić bez pozwolenia kogoś z góry. A to się na pewno nie zdarzy w najbliższym czasie.

Westchnęłam.

– Bo moroje za dużo gadają.

– Są przezorni. – odpowiedział.

Poczułam, że zdenerwowałam się jeszcze raz.

– Daj spokój. Nawet ty nie chcesz być ostrożny w tej sprawie. Teraz rzeczywiście wiesz, gdzie ukrywają się strzygi. Strzygi, które masakrowały dzieci. Nie chcesz ich dorwać, kiedy one się tego nie spodziewają?

Brzmiałam zupełnie jak Mason.

– To nie takie proste. – powiedział – Odpowiadamy przed Radą Strażników i Rządem Morojów. Nie możemy tak po prostu tam wpaść i działać pod wpływem impulsu. A poza tym, nie wiemy jeszcze wszystkiego. Nigdy nie powinnaś wchodzić w jakąkolwiek sytuację bez znajomości wszystkich detali.