Выбрать главу

– Mam ci dużo do opowiedzenia, ale najpierw powiedz mi, co się z tobą dzieje.

– Nic się ze mną nie dzieje.

– Wszystko jedno, Rose. Nie jestem połączona z tobą psychicznie jak ty, ale wiem, kiedy jesteś wkurzona na coś. Jesteś jakby przybita od świąt Bożego Narodzenia. Co jest?

Teraz nie był odpowiedni czas na zagłębianie się w to, co stało się podczas świąt, kiedy moja mama powiedziała mi o Dymitrim i Taszy. Ale opowiedziałam Lissie historię o Masonie-zmieniając przyczyny, dlaczego przerwałam-i mówiłam wprost jak zwykle.

– Cóż… – powiedziała kiedy skończyłam. – Miałaś rację.

– Wiem. Ale tak jakby go sprowokowałam. Mogę sobie wyobrazić, dlaczego był zmartwiony.

– Prawdopodobnie możecie to jednak naprawić. Idź pogadać z nim. On szaleje za tobą.

To było więcej niż niedopowiedzenie. Rzeczy pomiędzy mną a Masonem nie dało się tak łatwo naprawić.

– Nie wiem, – powiedziałam jej. – Nie wszyscy są tacy jak ty i Christian.

Jej twarz pociemniała.

– Christian. Dalej nie mogę uwierzyć, że zachowuje się tak głupio w związku z tym.

Nie to miałam na myśli, ale zaczęłam się śmiać.

– Liss, pocałujecie się i pogodzicie w dzień. Prawdopodobnie więcej niż pocałujecie.

Wymknęło mi się, zanim zdążyłam się powstrzymać. Jej oczy się rozszerzyły.

– Ty wiesz. – Pokręciła głową w rozdrażnieniu. – Oczywiście, że wiesz.

– Przepraszam, – powiedziałam. Nie miałam zamiaru pozwolić jej dowiedzieć się o tym, że wiem o sprawie z seksem, przynajmniej dopóki sama by mi powiedziała.

Wpatrywała się we mnie.

– Jak dużo wiesz?

– Uh, nie dużo, – skłamałam. Skończyłam czesać swoje włosy, ale zaczęłam bawić się uchwytem szczotki żeby uniknąć jej oczu.

– Muszę nauczyć się trzymać cię z dala od mojego umysłu. – wymamrotała.

– To jedyna droga, którą mogę 'rozmawiać' z tobą ostatnio. – Kolejne potknięcie.

– Co to miało znaczyć? – Zażądała.

– Nic… Ja… – Rzuciła mi ostre spojrzenie. – Ja… Ja nie wiem. Po prostu czuję jakbyśmy już za wiele ze sobą nie rozmawiały.

– Potrzeba dwojga żeby to naprawić. – powiedziała z powrotem życzliwym głosem.

– Masz rację, – odpowiedziałam, nie wspominając o tym, że we dwie możemy to naprawić tylko jeśli jedna nie będzie zawsze ze swoim chłopakiem. To prawda, też byłam winna na swój sposób zablokowania stosunków-ale chciałam z nią porozmawiać ostatnio wiele razy. Po prostu czas nigdy nie wydawał się być odpowiedni-nawet teraz.

– Wiesz, nigdy nie sądziłam, że będziesz pierwsza. Albo raczej nigdy nie sądziłam, że będę na ostatnim roku i ciągle będę dziewicą.

– Tak, – powiedziała sucho. – Ja też.

– Hej! Co to miało znaczyć?

Uśmiechnęła się szeroko, kiedy złapałam jej wzrok. Potem jej uśmiech zniknął.

– Ugh. Muszę iść na bankiet Priscilli. Christian miał iść ze mną, ale wyszedł na idiotę… – jej oczy skupiły się z nadzieją na mnie.

– Co? Nie. Proszę, Liss. Wiesz jak nienawidzę tych arystokratycznych formalności.

– Oh, no chodź, – błagała. – Christian odpadł. Nie możesz rzucić mnie wilkom. I nie mówiłaś właśnie, że powinnyśmy więcej rozmawiać? – Jęknęłam. – Poza tym, kiedy będziesz moim strażnikiem, będziesz musiała robić coś takiego cały czas.

– Wiem, – powiedziałam ponuro. – Myślałam, że może mogłabym cieszyć się swoimi ostatnimi sześcioma miesiącami wolności.

Ale w końcu przekonała mnie żebym z nią poszła, jak z resztą obie wiedziałyśmy, że się stanie.

Nie miałyśmy dużo czasu, musiałam wziąć szybki prysznic, wysuszyć się i zrobić makijaż. Dla kaprysu założyłam sukienkę od Taszy, i podczas gdy ciągle chciałam żeby okropnie cierpiała za to że pociągała Dymitra, byłam teraz wdzięczna za ten prezent. Wygładziłam jedwabny materiał, zadowolona widząc że ten odcień czerwieni wyglądał na mnie tak zabójczo, jak sobie to wyobrażałam. To była długa, w azjatyckim stylu sukienka z wyhaftowanymi na jedwabiu kwiatami. Wysoka stójka i długi brzeg zakrywały większość ciała. Moje czarne oczy do tej pory praktycznie nie istniały.

Lissa, jak zawsze, wyglądała niesamowicie. Założyła głęboko liliową sukienkę Johnny Raski, znanej morojskiej projektantki. Była bez rękawów i zrobiona z satyny. Cienkie wyglądające jak ametyst kryształy rozłożone w paski błyszczały na jej twarzy. Włosy spięła w koka w luźny i artystyczny sposób.

Kiedy doszłyśmy do sali bankietowej, przyciągnęłyśmy kilka spojrzeń. Nie sadzę, żeby arystokraci spodziewali się, że księżniczka Dragomirów przyprowadzi ze sobą swoją dampirzą przyjaciółkę na ten pełen uprzedzeń, tylko-z-zaproszeniem obiad. Ale hej, na zaproszeniu Lissy było 'z osobą towarzyszącą'. Zajęłyśmy swoje miejsca przy jednym ze stolików z kilkoma arystokratami, których imiona szybko zapomniałam. Oni byli zadowoleni ignorując mnie, a ja byłam zadowolona będąc ignorowana.

Poza tym, to nie tak, że nie było żadnych innych osób do rozmowy. Ta sala była w całości udekorowana na srebrno-niebiesko. Niebieskie jedwabne obrusy pokrywające stoły, były tak lśniące i gładkie, że byłam przerażona jedząc na nich. Świeczniki z miodowymi świecami wisiały wszędzie na ścianach, a kominek udekorowany barwionym szkłem, trzeszczał dalej w rogu. Efekt był spektakularny, panorama koloru i światła, dezorientowały wzrok. W rogu szczupła morojka grała łagodnie na wiolonczeli, z marzycielskim wyrazem twarzy, kiedy skupiała się na piosence. Brzdęk kryształowych kieliszków do wina dopełniały niskie, słodkie nuty smyczka.

Obiad był równie fascynujący. Jedzenie było wyszukane, ale rozpoznałam wszystko na swoim talerzu (chińszczyzna oczywiście) i wszystko mi smakowało. Nie było żadnego foie gras (pasztet strasburski). Łosoś w sosie z grzybów shiitake (twardziak japoński). Sałatka z gruszkami i kozim serem. Łagodne, wypchane migdałami ciastka (Pastries/pastry – rodzaj ciastek duńskich) na deser. Jedyne, na co narzekałam to to, że porcje były małe. Jedzenie wydawało się być tu bardziej po to, żeby po prostu dekorować talerze, i przysięgam, zjadłam wszystko w dziesięciu gryzach. Moroje mogli ciągle potrzebować jedzenia ze swoją krwią, ale nie potrzebowali jej tak dużo jak ludzie – albo, powiedzmy, dorastające dampirki-potrzebowały.

Zdecydowałam, że samo jedzenie mogłoby zmotywować mnie do przejścia przez to przedsięwzięcie. Z wyjątkiem tego, że kiedy posiłek się skończył, Lissa powiedziała mi, że nie możemy wyjść.

– Musimy wmieszać się w tłum. – wyszeptała.

Wmieszać się w tłum?

Lissa roześmiała się na mój dyskomfort.

– Ty jesteś tą towarzyską.

To była prawda. W większości sytuacji, ja byłam tą, która rzucała się w tłum i nie bała się rozmawiać z ludźmi. Lissa zazwyczaj była bardziej nieśmiała. Tylko, z tą grupą, strony się zamieniły. To był jej żywioł, nie mój, i to zdumiało mnie widząc po prostu jak dobrze teraz radzi sobie z wyższymi kręgami arystokratów. Była idealna, błyszcząca i grzeczna. Każdy żarliwie z nią rozmawiał, a ona zawsze wydawała się wiedzieć jak dobrze odpowiedzieć. Nie używała wpływu, właściwie, ale zdecydowanie dobrze funkcjonowała w tym otoczeniu, przyciągając do siebie innych. Myślę, że to może być nieświadomy efekt ducha. Nawet z lekarstwami, jej magiczna i naturalna charyzma spisywała się dobrze. Wcześniej, gdy zainteresowanie towarzystwa skupiało się na niej, stresowała się, teraz z łatwością sobie radziła. Byłam z niej dumna. Większość rozmów była całkiem lekka: moda, arystokratyczne miłości i życie, itd. Nikt zdaje się nie chciał psuć atmosfery okropną rozmową o strzygach.