Выбрать главу

Wystarczająco, by to zrobić i namówić do tego Mię i Eddiego? Nie żeby tę dwójkę trudno było przekonać. Eddie wszędzie poszedłby za Masonem, a Mia była prawie taką samą entuzjastką wybicia wszystkich strzyg na świecie, co Mason.

Jednak z tych wszystkich pytań, które sobie zadałam, jedno było zdecydowanie jasne. To ja powiedziałam Masonowi o strzygach w Spokane. Przyznaję się bez bicia, to była moja wina, i gdyby nie ja, nic takiego by się nie wydarzyło.

– Lissa zawsze utrzymuje kontakt wzrokowy. – pouczyłam Christiana, gdy zbliżaliśmy się do wyjścia. – I mówi naprawdę spokojnym głosem. Nie wiem co jeszcze. Mam na myśli to, że ona mocno się koncentruje, więc ty też tego spróbuj. Skup się na narzuceniu im własnej woli.

– Wiem. – warknął. – Widziałem jak to robi.

– Świetnie. – odburknęłam. – Staram się tylko pomóc.

Mrużąc oczy, zobaczyłam tylko jednego strażnika stojącego przy bramie. Szczęśliwy traf. Byli w trakcie zmiany. Ze słońcem na niebie, znikało ryzyko zagrożenia za strony strzyg. Strażnicy nadal pełnili swoje obowiązki, ale teraz mogli nieco odpocząć.

Facet na służbie nie wyglądał na specjalnie zaniepokojonego.

– Co tutaj robicie, dzieciaki?

Christian przełknął ślinę. Mogłam zobaczyć oznaki napięcia na jego twarzy.

– Wypuścisz nas za bramę. – powiedział.

Nutka zdenerwowania wprawiła jego głos w drżenie, ale poza tym, zbliżył sie do uspokajającego tonu Lissy. Niestety, nie wywołał pożądanego efektu. Jak Christian wcześniej wspomniał, używanie wpływu na strażniku było prawie niemożliwe. Mia miała szczęście. Strażnik uśmiechnął się do nas.

– Co? – spytał wyraźnie rozbawiony.

Christian spróbował jeszcze raz.

– Wypuścisz nas.

Uśmiech faceta nieco osłabł, i zobaczyłam jak mrugnął ze zdziwienia. Jego oczy nie przygasły tak jak u ofiar Lissy, ale Christian zrobił wystarczająco dużo, by zafascynować go na krótką chwilę. Niestety, mogłam powiedzieć, że to nie było wystarczające, by przekonać strażnika do wypuszczenia nas z ośrodka. Na szczęście, zostałam wytrenowana, aby móc zniewolić ludzi bez używania magii.

Obok jego stanowiska stał ogromny Maglite, długości dwóch stóp i z pewnością ważący siedem funtów. Chwyciłam Maglite i wymierzyłam nią cios w tył głowy strażnika. Stęknął i zgiął się upadając na ziemię. Ledwo zobaczył jak do niego podeszłam, i pomimo straszliwego czynu, którego właśnie się dopuściłam, nawet życzyłam sobie, żeby jeden z moich instruktorów był tutaj i podziwiał moje jakże niezwykłe przedstawienie.

– Jezu Chryste! – krzyknął Christian. – Właśnie napadłaś strażnika.

– Tak.

To tyle, jeśli chodzi o sprowadzenie tria bez wpadnięcia w większe kłopoty.

– Po prostu nie wiedziałam jak bardzo jesteś beznadziejny w używaniu wpływu. Wygrzebię się z tego później. Dzięki za pomoc. Powinieneś wracać zanim przyjdzie następna zmiana.

Pokręcił głową i skrzywił się.

– Nie, wchodzę w to razem z tobą.

– Nie – kłóciłam się – Potrzebowałam cię tylko do opuszczenia kurortu. Nie musisz wpadać przez to w kłopoty.

– Ja już mam kłopoty! – wskazał na strażnika.- Widział moją twarz. Jestem w to zamieszany tak czy owak, więc równie dobrze mogę pomóc ci ratować sytuację. Przestań być suką dla odmiany.

Odeszliśmy pospiesznie i rzuciłam jedno, ostatnie, pełne skruchy spojrzenie na strażnika. Byłam prawie pewna, że nie uderzyłam go na tyle mocno by spowodować poważne obrażenia, a ze świecącym słońcem, nie zamarzłby czy coś.

Po około pięciu minutach spacerowania w dół autostrady, wiedziałam, że mamy problem. Pomimo przykrycia i założenia okularów przeciwsłonecznych, słonce dawało się we znaki Christianowi. Spowalniał nas, i z pewnością nie zajęłoby długo czasu znalezienie strażnika, którego powaliłam i ściganie nas z powrotem.

Samochód – nie jeden z tych, z Akademii – pojawił się za nami i wtedy podjęłam decyzję. Nie pochwalałam jeżdżenia autostopem, wcale. Nawet ktoś taki jak ja wiedział, jakie to było niebezpieczne. Ale musieliśmy szybko dostać się do miasta, i modliłam się byśmy nie trafili na jakiegoś odrażającego, natrętnego faceta, który próbowałby z nami partaczyć.

Na szczęście, gdy samochód zjechał na pobocze, to była tylko para w średnim wieku, wyglądająca na nic więcej, tylko bardzo zaniepokojoną.

– W porządku dzieciaki?

Wskazałam kciukiem za siebie.

– Nasz samochód zjechał z drogi. Możecie nas podwieźć do miasta, żebym mogła zadzwonić do mojego taty?

Podziałało. Piętnaście minut później wysadzili nas na stacji benzynowej.

Miałam naprawdę kłopot z pozbyciem się ich, bo tak bardzo chcieli nam pomóc. Ostatecznie, przekonaliśmy ich, że nic nam nie będzie i przeszliśmy kilka bloków do dworca autobusowego. Tak jak podejrzewałam, to miasto nie było doborowym miejscem do podróży. Trzy linie obsługiwały miasto: dwie prowadziły do innych ośrodków narciarskich i jedna, która prowadziła do Lowston w Idaho.

Z Lowston można było dostać się do innych miejsc.

Trochę liczyłam na to, że wpadniemy na Masona i resztę zanim przyjedzie ich autobus. Wtedy moglibyśmy zaciągnąć ich z powrotem do kurortu bez jakichkolwiek kłopotów. Niestety, nie było po nich śladu. Wesoła kobieta siedząca w kasie doskonale wiedziała, o kim mówimy. Potwierdziła, że cała trójka kupiła bilety do Spokane, które było po drodze do Lowston.

– Cholera. – powiedziałam.

Kobieta uniosła brwi na moje przekleństwo. Zwróciłam się do Christiana.

– Masz pieniądze na autobus?

Christian i ja nie rozmawialiśmy za wiele podczas podróży, z wyjątkiem tego, że nazwałam go idiotą za głupie zachowanie w sprawie Lissy i Adriana. Do czasu, gdy dotarliśmy do Lowston, w końcu wymusiłam na nim poczucie winy, co było małym cudem. Christian przespał resztę drogi do Spokane, ale ja nie mogłam. Po prostu w kółko myślałam o tym, że to była moja wina.

Było późne popołudnie, gdy dotarliśmy do Spokane. Zaczepiliśmy kilku ludzi i w końcu znaleźliśmy kogoś, kto wiedział gdzie znajduje się centrum handlowe, o którym wspominał Dymitr. To była długa droga z dworca autobusowego, ale możliwa do przejścia. Moje nogi były sztywne po pięciu godzinach jazdy autobusem i chciałam ruchu. Słońce było jeszcze na niebie, ale słabło i było mniej szkodliwe dla wampirów, więc Christian nie miał nic przeciwko spacerowi.

I jak to często się zdarzało, gdy byłam w spokojnym nastroju, poczułam szarpnięcie i zostałam wciągnięta do głowy Lissy. Nie opierałam się wchodzeniu w nią, ponieważ chciałam wiedzieć, co się działo w kurorcie.

– Wiem, że chcesz ich chronić, ale musimy wiedzieć gdzie oni sa.

Lissa siedziała na łóżku w naszym pokoju, podczas gdy Dymitr i moja matka wpatrywali się w nią. To Dymitr był tym, który to powiedział. Widzenie go jej oczami było interesujące. Darzyła go dużym szacunkiem, bardzo różniącym się od intensywnej kolejki górskiej (roller coaster – przyp. Ginger), której zawsze doświadczałam.

– Mówiłam ci. – powiedziała. – Nie wiem. Nie wiem co się stało.

Frustracja i troska o nas wybuchły w niej. Zasmuciło mnie widzenie jej zaniepokojonej, ale jednocześnie cieszyłam się, że więź działała w jedna stronę. Nie mogła zrelacjonować tego, o czym nie wiedziała.