– Nie mogę uwierzyć, że nie powiedzieli ci gdzie idą. – powiedziała moja matka. Jej słowa brzmiały powierzchownie, ale widziałam oznaki zmartwienia na jej twarzy.
– Zwłaszcza z waszą… więzią.
– Ona działa tylko w jedną stronę. – odparła smutnie Lissa. – Wiesz o tym.
Dymitr ukląkł, by zrównać się z Lissą i spojrzeć jej w oczy. Musiał całkiem mocno się wysilić, by komukolwiek spojrzeć w oczy.
– Jesteś pewna, że nie ma niczego? Niczego, o czym mogłabyś nam powiedzieć? Nie ma ich nigdzie w mieście. Mężczyzna na stacji autobusowej nie widział ich… jednak jesteśmy prawie pewni, że musieli tam pójść. Potrzebujemy czegoś, czegokolwiek by pójść dalej. (w znaczeniu – posunąć się w poszukiwaniach)
Mężczyzna na stacji? To były kolejny szczęśliwy traf. Kobieta, która sprzedała nam bilety najwidoczniej musiała pójść do domu. Jej zmiana nie znała nas.
Lissa zacisnęła zęby i spiorunowała go wzrokiem.
– Nie sądzisz, że gdybym coś wiedziała to powiedziałabym ci? Uważasz, że ja się o nich nie martwię? Nie mam zielonego pojęcia gdzie oni są. Żadnego. I dlaczego oni uciekli… to nie ma żadnego sensu. Zwłaszcza, że ze wszystkich ludzi, zabrali ze sobą Mię.
Uczucie krzywdy przemknęło przez więź, ból pozostawienia jej z dala od czegokolwiek, co robiliśmy, nie ważne jak złego.
Dymitr westchnął i odchylił się na piętach. Sądząc po jego minie, oczywiście jej wierzył. To było również oczywiste, że się martwił – martwił w bardziej niż profesjonalny sposób. I widzenie tej troski – troski o mnie – do końca wyżarło moje serce.
– Rose? – głos Christiana przywiódł mnie do siebie – Myślę, że jesteśmy na miejscu.
Plac składał się z otwartego, szerokiego obszaru przed centrum handlowym. Kawiarnia została wpasowana w róg głównego budynku, jej stoliki wystawały wokół całego placu. Tłumy wchodziły i wychodziły z kompleksu, zabiegani
– Wiec, jak ich znajdziemy? – spytał Christian.
Wzruszyłam ramionami.
– Może jeśli będziemy działaś jak strzygi, będą próbowali nas zakołkować.
Mały, niechętny uśmieszek zagrał mu na twarzy. Nie chciał tego przyznać, ale uważał, że mój żart był zabawny.
Weszliśmy do środka. Jak każde centrum handlowe, było pełne pozawieszanych łańcuchów, i samolubna część mnie zastanawiała się, czy jeśli znajdziemy nasze trio wcześnie, to moglibyśmy znaleźć czas na zakupy.
Razem z Christianem dwa razy przeszliśmy cały metraż centrum, ale nie znaleźliśmy żadnych oznak obecności naszych przyjaciół, czy też niczego przypominającego tunele.
– Może jesteśmy w złym miejscu. – powiedziałam w końcu.
– Albo może oni walczą. – zasugerował Christian – Mogli pójść w jakieś inne… czekaj.
Wskazał na coś, a ja podążyłam za jego gestem. Trzech zdrajców siedziało przy stoliku w środku części restauracyjnej, wyglądając na przybitych. Wyglądali tak nędznie, że prawie się nad nimi zlitowałam.
– W tej chwili, zabiłbym za aparat fotograficzny. – powiedział Christian uśmiechając się z wyższością.
– To nie jest zabawne. – powiedziałam mu, zbliżając się w stronę grupy.
Wewnątrz odetchnęłam z ulgą. Najwyraźniej nie znaleźli żadnej strzygi, byli ciągle żywi, i może moglibyśmy ich zabrać z powrotem zanim wpadniemy w jeszcze gorsze tarapaty.
Nie zauważyli mnie do czasu, gdy byłam prawie tuż obok nich. Głowa Eddiego drgnęła w górę.
– Rose? Co ty tutaj robisz?
– Postradałeś rozum? – krzyknęłam. Kilku ludzi siedzących obok nas posłało nam zaskoczone zdziwione spojrzenia. – Wiesz w jak wielkich jesteś tarapatach? W jak wielkie tarapaty wpędziłeś nas?
– Jak do diabła nas znalazłaś? – spytał cicho Mason, rozglądając się wokół z niepokojem.
– Właściwie nie do końca jesteście przestępczymi mózgami. – powiedziałam im. – Twój informator na dworcu autobusowym wydał cię. Po tym, zorientowałam się, że chcesz iść na swoje bezsensowne poszukiwanie strzyg.
Spojrzenie, które posłał mi Mason mówiło, że nie był zupełnie szczęśliwy z mojego widoku. Jednakże, to Mia zabrała głos.
– To nie jest bezsensowne.
– Naprawdę? – domagałam się. – Zabiliście jakieś strzygi? Czy w ogóle jakiekolwiek znaleźliście?
– Nie. – przyznał Eddie.
– Dobrze. – powiedziałam. – Macie szczęście.
– Dlaczego jesteś taka przeciwna zabijaniu strzyg? – spytała zapalczywie Mia. – Czy to nie jest powód, dla którego trenujesz?
– Trenuję dla rozsądnych misji, nie dziecięcych popisów, jak to.
– To nie są popisy. – załkała. – Oni zabili moją matkę. A strażnicy nic nie robią. Nawet ich informacje są złe. W tunelach nie ma żadnych strzyg. Prawdopodobnie nie ma żadnych w całym mieście.
Christian był pod wrażeniem.
– Znaleźliście tunele?
– Tak. – powiedział Eddie. – Ale jak powiedziała Mia, były bezużyteczne.
– Powinniśmy je zobaczyć, zanim wrócimy. – powiedział do mnie Christian. – To może być całkiem cool, i jeśli informacje były złe, to nie ma żadnego niebezpieczeństwa.
– Nie. – warknęłam. – Wracamy do domu. Natychmiast.
Mason wyglądał na zmęczonego.
– Zamierzamy ponownie przeszukać miasto. Nawet ty nie możesz nas zmusić do powrotu, Rose.
– Nie, ale szkolni strażnicy mogą, gdy zadzwonię i powiem im, że jesteście tutaj.
Nazwanie tego szantażowaniem albo donosicielstwem: efekt był taki sam. Troje z nich patrzyło na mnie, jakbym właśnie, jednocześnie zlinczowała ich wszystkich.
– Naprawdę mogłabyś to zrobić? – spytał Mason. – Mogłabyś nas wydać w ten sposób?
Przetarłam swoje oczy, rozpaczliwie zastanawiając się, dlaczego starałam się być tutaj głosem rozsądku. Gdzie była ta dziewczyna która uciekła ze szkoły? Mason miał rację. Zmieniłam się.
– Tu nie chodzi o wydawanie kogokolwiek. Tu chodzi o utrzymanie was przy życiu.
– Myślisz, że jesteśmy bezbronni? – spytała Mia. – Myślisz, że zostalibyśmy natychmiast zabici?
– Tak – powiedziałam. – Chyba, że znalazłaś jakiś sposób by używać wody jako broni?
Zaczerwieniła się i nie powiedziała nic więcej.
– Przynieśliśmy srebrne kołki – powiedział Eddie.
Fantastycznie. Musieli je ukraść. Spojrzałam błagalnie na Masona.
– Mason, proszę. Odwołaj to. Wracajmy.
Patrzył na mnie przed dłuższy czas. W końcu westchnął.
– Okej.
Eddie i Mia wyglądali na osłupiałych, ale to Mason pełnił rolę przywódcy wśród nich, i bez niego nie mieli inicjatywy. Wydawało sie, że Mia przyjęła to najgorzej i poczułam się wobec niej źle. Ledwie, gdy miała jakikolwiek prawdziwy czas, by opłakiwać swoja matkę; ona po prostu wskoczyła na pokład zemsty, jako drogi radzenia sobie z bólem. Będzie musiała się z tym uporać, kiedy wrócimy.
Christian był ciągle podekscytowany pomysłem zobaczenia podziemnych tuneli. Biorąc pod uwagę, że cały swój czas spędzał na strychu, nie powinnam być tym aż tak zaskoczona.
– Widziałem rozkład jazdy. – powiedział do mnie. – Mamy trochę czasu przed następnym autobusem.
– Nie możemy ot tak wchodzić do jakiegoś legowiska strzyg – sprzeczałam sie, podchodząc do wyjścia z centrum handlowego.
– Tam nie ma żadnych strzyg. – powiedział Mason. – Poważnie, tam są te wszystkie rzeczy dozorców. Żadnego śladu czegokolwiek dziwnego. Naprawdę, myślę, że strażnicy mają złe informacje.
– Rose – powiedział Christian. – Znajdźmy w tym wszystkim nieco zabawy.