Выбрать главу

– Tak, sir. – usłyszałam słowa lidera. – Są tutaj, tak jak sobie życzyłeś.

W końcu, uświadomiłam sobie. Osoba stojąca za naszym porwaniem. Panika uderzyła mnie. Musiałam uciec.

– Wypuść nas stąd! – krzyknęłam, naprężając swoje więzy. – Wypuść nas stąd, ty sku…

Przerwałam. Coś wewnątrz mnie zamarło. Moje gardło zaschło. Moje serce chciało się zatrzymać. Strażnik wrócił z mężczyzną i kobietą, których nie rozpoznałam. Jednakże, rozpoznałam, że byli…

…strzygami.

Prawdziwymi, żywymi – cóż, mówiąc w przenośni – strzygami. Nagle to wszystko zaświtało razem. Nie tylko raporty ze Spokane były prawdziwe. To czego się baliśmy – strzyg pracujących z ludźmi – stało się prawdziwe. To wszystko zmieniało. Światło dzienne nie było już wcale bezpieczne. Nikt z nas nie był już bezpieczny. Co gorsza, uświadomiłam sobie, że to muszą być te szubrawe strzygi – te, które zaatakowały dwie rodziny morojów z pomocą ludzi. Ponownie wróciły do mnie te straszne wspomnienia: krew i ciała wszędzie. Żółć wypełniła moje gardło, i starałam się przenieść swoje myśli z przeszłości do teraźniejszości. Nie żeby to było jakoś bardziej uspokajające.

Moroje mieli blada skórę, taką która zarumieniała się i łatwo spalała. Ale te wampiry…

Ich skóra była biała, kredowa, w taki sposób, że wyglądała jak rezultat zrobienia złego makijażu. Źrenice ich oczu były otoczone czerwonym pierścieniem, dowodząc jakimi potworami byli.

Kobieta, faktycznie, przypominała mi Natalie – moją biedną przyjaciółkę, którą ojciec namówił do zamienienia się w strzygę. Zajęło mi kilka chwil żeby zauważyć jakie było podobieństwo, ponieważ nie wyglądali jak coś żywego. Kobieta była niska – prawdopodobnie była człowiekiem zanim zamieniono ja w strzygę – i miała brązowe włosy z brzydkimi, rozjaśnionymi od słońca pasemkami.

I wtedy mnie to uderzyło. Ta strzyga była nowa, bardziej niż Natalie była. To nie stało się oczywiste, dopóki nie porównałam jej z tym mężczyzną. Twarz kobiety-strzygi miała w sobie odrobinę życia. Ale jego… Jego była twarzą śmierci.

Była całkowicie pozbawiona jakiegokolwiek rodzaju ciepła czy uczucia. Jego ekspresja była zimna i wyrachowana, zaprawiona nikczemną radością rozrywki. Był wysoki, tak wysoki jak Dymitr i miał szczupłą posturę ciała, która wskazywała na to, że przed zmianą był morojem. Długości ramion czarne włosy okalały jego twarz i wyraźnie odcinały się na tle jaskrawego szkarłatu jego frakowej koszuli. Jego oczy były tak ciemne i tak brązowe, że bez czerwonego pierścienia wokół, prawie niemożliwym byłoby powiedzenie gdzie kończy się źrenica a gdzie zaczyna tęczówka.

Jeden ze strażników szturchnął mnie mocno, mimo, że milczałam. Spojrzał na strzygę-mężczyznę.

– Chcesz żebym ją zakneblował?

I nagle zorientowałam się, że przypierałam plecami do swojego krzesła, nieświadomie próbując trzymać się od niego tak daleko, jak to było tylko możliwe. On również zdał sobie z tego sprawę i wąski, bezzębny uśmiech przebiegł po jego wargach.

– Nie. – powiedział. Jego głos był jedwabisty i niski. – Chciałbym usłyszeć, co ma do powiedzenia. – Uniósł brew na mnie – Proszę. Kontynuuj.

Przełknęłam ślinę.

– Nie? Nic do dodania? Cóż. Gdy coś przyjdzie ci na myśl, czuj się w obowiązku podzielić się tym z nami.

– Isaiah. – zawołała kobieta. – Dlaczego ich tutaj trzymasz? Dlaczego po prostu nie skontaktujesz się z innymi?

– Elena, Elena – zamruczał do niej Isaiah. – Zachowuj się. Nie zamierzam przepuścić okazji osobistej zabawy z dwoma morojami i… – podszedł od tyłu do mojego krzesła i odgarnął moje włosy, sprawiając że zadrżałam. Chwilę później spojrzał również na szyje Eddiego i Masona. -… trzema niezaprzysiężonymi dampirami.

Wymówił te słowa z prawie szczęśliwym westchnieniem i wtedy zdałam sobie sprawę, że szukał tatuaży strażników.

Podchodząc do Mii i Christiana, Isaiah oparł rękę na swoim biodrze, w miarę jak ich studiował. Mia mogła tylko spotkać jego spojrzenie na chwilę przed tym, jak odwróciła wzrok. Strach Christiana był wyraźny, ale zdołał oddać badawcze spojrzenie strzygi. To napełniło mnie dumą.

– Spójrz na te oczy, Eleno.

Elena podeszła i stanęła przy Isaiah’u, gdy ten mówił.

– Te bladoniebieskie. Jak lód. Jak atrament. Prawie nikt nie ma takich poza rodzinami arystokratów. Badicóv. Ozerów. Okazjonalnie Zeklosów.

– Ozera. – powiedział Christian, bardzo starając się zabrzmieć nieustraszenie.

Isaiah przechylił swoja głowę.

– Doprawdy? Na pewno nie… – nachylił się bliżej nad Christianem. – Ale wiek się zgadza… i te włosy… – uśmiechnął się. – Syn Lucasa i Moiry?

Christian nic nie powiedział, ale potwierdzenie na jego twarzy było oczywiste.

– Znałem twoich rodziców. Świetni ludzie. Niebywali. Ich śmierć była hańbą… ale, cóż… przypuszczam, że sami byli sobie winni. Mówiłem im, że nie powinni po ciebie wracać. To byłoby marnotrawstwo zmieniać cię tak młodo. Twierdzili, że zamierzają po prostu trzymać cię przy sobie i przebudzić, gdy będziesz starszy. Ostrzegłem ich, że to będzie katastrofa, ale, cóż…

Delikatnie wzruszył ramionami. "Przebudzenie" było terminem którego używały między sobą strzygi, gdy kogoś zamieniały. To brzmiało jak religijne doświadczenie.

– Nie chcieli słuchać, i nieszczęście spotkało ich w inny sposób.

Nienawiść, głęboka i ciemna, zagotowała się w oczach Christiana. Isaiah uśmiechnął się ponownie.

– To bardzo wzruszające, że znalazłeś drogę do mnie po takim czasie. Być może, po tym wszystkim, będę mógł zrealizować ich marzenie.

– Isaiah. – powiedziała kobieta-Elena-znowu. Każde słowo z jej ust brzmiało jak jęk – Powiadom pozostałych…

– Przestań wydawać mi rozkazy!

Isaiah złapał ją za ramię i odepchnął – tyle tylko, że pchniecie rzuciło nią przez pokój i prawie przez ścianę. Ona ledwie wyciągnęła rękę w odpowiednim momencie, by zatrzymać zderzenie. Strzygi miały lepszy refleks niż dampiry i nawet moroje: jej brak gracji oznaczał całkowite zaskoczenie. I naprawdę, on ledwie ja dotknął. Pchniecie było lekkie – jednak sforsowałoby mały samochód.

To bardziej wymusiło moje przekonanie, że oboje byli zupełnie innej klasy. Jego siła powalała jej siłę rozmiarem. Była jak mucha, którą mógł pacnąć daleko. Siła strzyg rosła z wiekiem – jak również przez konsumpcję krwi morojów, i w mniejszym stopniu, krwi dampirów. Uświadomiłam sobie, że ten facet nie był po prostu stary. On był wiekowy. I przez lata wypił mnóstwo krwi. Przerażenie napełniło postać Eleny, i nawet mogłam zrozumieć jej strach. Strzygi zwracały się przeciwko sobie przez cały czas. On mógł oderwać jej głowę, jeśli by zechciał.

Skuliła się, odwracając wzrok.

– Ja… przepraszam, Isaiah.

Isaiah wygładził koszulę – nie żeby była pognieciona. Jego głos nabrał chłodnego, przyjemnego charakteru, którego wcześniej używał.

– Oczywiście masz swoje opinie, Eleno, i przyjąłbym je z otwartymi ramionami gdybyś wyrażała je w cywilizowany sposób. Jak myślisz, co powinniśmy zrobić z tymi szczeniętami?

– Powinieneś – to jest, myślę że powinniśmy wziąć ich teraz. Zwłaszcza morojów. – Ona najwyraźniej bardzo się starała nie jęknąć ponownie i go nie zdenerwować. – Jeśli… nie zamierzasz rzucać ich innym na uroczysta kolację, prawda? To byłoby kompletne marnotrawstwo. Musielibyśmy się podzielić, a wiesz, że pozostali nie będą wdzięczni. Nigdy nie są.