Выбрать главу

– Nie urządzam uroczystej kolacji dla nich. – oświadczył wyniośle.

Uroczysta kolacja?

– Ale też ich teraz nie zabiję. Jesteś młoda, Eleno. Myślisz tylko o natychmiastowym zaspokojeniu. Kiedy będziesz miała tyle lat co ja, nie będziesz taka… niecierpliwa.

Przewróciła oczami, gdy nie patrzył.

Odwracając się, omiótł spojrzeniem mnie, Masona i Eddiego.

– Wasza trójka, obawiam się że umrze. Nie można tego uniknąć. Chciałbym powiedzieć, że jest mi przykro, ale, cóż, wcale nie jest mi przykro. Taki jest porządek świata. Masz wybór, w jaki sposób umrzesz, jednakże i to zostanie narzucone przez twoje zachowanie.

Jego oczy zatrzymały się na mnie. Naprawdę nie rozumiałam, dlaczego wszyscy tutaj wydawali się wyodrębniać mnie jako osobę stwarzającą problemy. Cóż, może nią byłam.

– Niektórzy z was będą umierać boleśniej niż pozostali.

Nie musiałam widzieć Masona i Eddiego żeby wiedzieć, że ich strach odzwierciedlał mój. Byłam prawie pewna, że usłyszałam nawet, jak Eddie zajęczał.

Isaiah nagle odwrócił się na pięcie, w wojskowym stylu, i stanął twarzą do Mii i Christiana.

– Wy dwoje, szczęśliwie, macie wybór. Tylko jedno z was umrze. Drugie będzie żyło w chwalebnej nieśmiertelności. Będę nawet na tyle uprzejmy, aby wziąć go pod swoje skrzydła do czasu, aż będzie nieco starszy. Taka jest moja dobroć. (raczej charytatywność -przyp. Ginger)

Nie mogłam temu zaradzić. Dusiłam się ze śmiechu.

Isaiah obrócił się i wpatrywał we mnie. Zamilkłam i czekałam, aż rzuci mną przez pokój tak jak zrobił to z Eleną, ale nie zrobił nic więcej, tylko się gapił. To wystarczyło. Moje serce gwałtownie przyspieszyło, i poczułam łzy wypełniające moje oczy. Zawstydził mnie mój własny strach. Chciałabym być taka, jak Dymitr. Może nawet jak moja matka. Po kilku długich, męczących chwilach, Isaiah odwrócił się ponownie do morojów.

– Teraz. Tak jak mówiłem, jedno z was zostanie przemienione i będzie żyło wiecznie. Ale to nie ja go przemienię. Sam przemieni się z wyboru.

– Raczej wątpię, – powiedział Christian.

W te dwa słowa włożył tyle rozdrażnienia i oporu, ile się tylko dało, ale ciągle dla wszystkich w pokoju było oczywiste, że był przerażony.

– Ah, jak ja uwielbiam ducha Ozery. – rozmyślał Isaiah. Zerknął na Mię, jego czerwone oczy błyszczały. Cofnęła się w strachu. – Ale nie pozwól mu traktować się z góry, moja droga. Nie ma możliwości podzielenia się krwią. I tak właśnie to zostanie rozstrzygnięte. – skierował się do nas, dampirów. Jego spojrzenie zamroziło mnie, i wyobraziłam sobie, że mogłabym poczuć fetor zgnilizny. – Jeśli chcecie żyć, wszystko co musicie zrobić, to zabić jedno z tej trójki. – ponownie odwrócił się do morojów. – To tyle. Nie takie nieprzyjemne, w sumie. Po prostu powiedzcie jednemu z tych gentlemanów tutaj, że chcecie to zrobić. Uwolnią was. Wtedy napijecie się z nich i przemienicie się w jednego z nas. Kto zrobi to jako pierwszy, będzie wolny. Drugi będzie obiadem dla Eleny i mnie.

W pokoju zawisła cisza.

– Nie. – powiedział Christian. – Nie ma szans żebym zabił jednego ze swoich przyjaciół. Nie obchodzi mnie, co zrobisz. Umrę pierwszy.

Isaiah machnął lekceważąco ręką.

– Łatwo jest być odważnym, kiedy nie jest się głodnym. Pożyj kilka dni bez żadnych substancji odżywczych… i tak, ta trójka zacznie wyglądać bardzo dobrze. I są. Dampiry są przepyszne. Niektórzy wolą je od morojów, i podczas gdy nigdy podzielałem takich przekonań, mogę z pewnością docenić różnorodność.

Christian zmarszczył brwi.

– Nie wierzysz mi? – zapytał Isaiah. – W takim razie, pozwól że udowodnię.

Wrócił na moją stronę pokoju. Zdałam sobie sprawę, co zamierzał zrobić, i bez żadnego przemyślenia sprawy odezwałam się.

– Użyj mnie. – wyrzuciłam z siebie. – Napij się ze mnie.

Zadowolenie z siebie Isaiaha, zachwiało się na chwilę, a jego brwi się podniosły.

– Zgłaszasz się na ochotnika?

– Robiłam to już wcześniej. Pozwól morojowi pożywić się ze mnie. Nie mam nic przeciwko. Lubię to. Zostaw resztę w spokoju.

– Rose! – wykrzyknął Mason.

Zignorowałam go, i patrzyłam błagalnie na Isaiaha. Nie chciałam żeby pożywiał się ze mnie. Na myśl o tym, czułam się chora. Ale dawałam krew wcześniej, i wolałam żeby wziął półkwarty (Półkwarta – jednostka objętości lub pojemności równa 0,568 l – przyp. Szazi) ode mnie, zanim dotknie Eddiego lub Masona.

Nie mogłam odczytać jego uczuć, kiedy mnie oceniał. Przez pół sekundy, myślałam że może się zgodzi, ale zamiast tego, pokręcił głową.

– Nie. Nie ty. Jeszcze nie.

Poszedł dalej i stanął przed Eddim. Szarpnęłam więzy tak mocno, że wbiły się boleśnie w moją skórę. Nie puściły.

– Nie! Zostaw go w spokoju!

– Cisza. – rzucił ostrym tonem Isaiah, nie patrząc na mnie.

Oparł rękę z jednej strony twarzy Eddiego. Eddi zadygotał i stał się tak blady, że myślałam, że zemdleje.

– Mogę to uczynić łatwym, albo mogę uczynić żeby bolało. Twoje milczenie wesprze wybór.

Chciałam krzyczeć, chciałam wyzwać Isaiaha wszystkimi rodzajami przezwisk i wykrzyczeć mu wszystkie rodzaje gróźb. Ale nie mogłam. Moje oczy skakały po pokoju, tak jak wcześniej, szukając wyjścia. Ale nie było żadnego. Tylko puste, czyste białe ściany. Żadnych okien. Jedyne, cenne drzwi, które zawsze były strzeżone. Byłam bezradna, dokładnie tak bezradna jak w momencie kiedy ciągnęli nas do vana. Czułam się jakbym płakała, bardziej z frustracji niż strachu. Jaką będę strażniczką, skoro nie potrafię chronić swoich przyjaciół?

Ale siedziałam cicho, a satysfakcja przeszyła twarz Isaiaha. Fluorescencyjne światło dawało jego skórze słaby, szarawy odcień, podkreślający ciemne kręgi pod jego oczami. Chciałam go zaatakować.

– Dobrze. – uśmiechnął się do Eddiego i trzymał swoją twarz tak, aby mogli utrzymywać bezpośredni kontakt wzrokowy. – Nie będziesz ze mną teraz walczył, nieprawdaż?

Tak jak wspominałam, Lissa była dobra w używaniu wpływu. Ale ona nie mogłaby zrobić tego. W kilka sekund, Eddi zaczął się uśmiechać.

– Nie. Nie będę z tobą walczył.

– Dobrze. – powtórzył Isaiah. – I dasz mi swoją szyję dobrowolnie, prawda?

– Oczywiście. – odpowiedział Eddi, odchylając swoją głowę do tyłu.

Isaiah zniżył usta, a ja odwróciłam wzrok, próbując skupić się na wyświechtanym dywanie. Nie chciałam tego widzieć. Słyszałam jak Eddi wydawał łagodne, zadowolone jęki. Karmienie samo w sobie było stosunkowo ciche – żadnego siorbania czy czegoś takiego.

– Tutaj.

Spojrzałam ponownie, kiedy usłyszałam że Isaiah znowu zaczął mówić. Krew kapała z jego ust, ale oblizał je w poprzek, swoim językiem. Nie mogłam zobaczyć rany w szyi Eddiego, ale podejrzewałam, że też była zakrwawiona i straszna. Mia i Christian wpatrywali się w niego z rozszerzonymi oczami, zarówno ze strachem jak i fascynacją. Eddi rozglądał się dookoła szczęśliwym, odurzonym mglistym wzrokiem, nawalony zarówno endorfinami jak i wpływem.

Isaiah doprowadził się do porządku i uśmiechnął do morojów, zlizując ostatnie krople krwi ze swoich ust.

– Widzicie? – powiedział, kierując się do drzwi. – To jest właśnie takie proste.

Rozdział dwudziesty

Potrzebowaliśmy planu ucieczki i to szybko. Niestety, moje jedyne pomysły wymagały użycia rzeczy, których w rzeczywistości nie miałam pod kontrolą. Jak na przykład żeby nas zostawić samych, żebyśmy mogli się wymknąć. Albo gdybyśmy mieli głupich strażników, których moglibyśmy łatwo ogłupić i wyślizgnąć się stąd. W ostateczności, powinniśmy być niedokładnie strzeżeni, żebyśmy mogli się uwolnić.