Выбрать главу

Jeden z mężczyzn wydobył parę ostrych szczypiec. Przesunął się za Christiana i pochylił. Usłyszałam ostry dźwięk przebijanego plastiku, gdy więzy ustępowały. Chwytając ramię Christiana, strażnik szarpnął go do pozycji pionowej i doprowadził go do mnie.

– Christian! – krzyknął Mason z furią wypełniającą jego głos. Pomimo swojego skrępowania, walczył, kołysając nieco krzesło. – Postradałeś rozum? Nie pozwól im tego zrobić!

– Wy, musicie umrzeć, ale ja nie. – odparował Christian, odgarniając czarne włosy z oczu – Nie ma z tego innego wyjścia.

Naprawdę nie wiedziałam co teraz się stanie, ale byłam pewna, że powinnam pokazać o wiele więcej emocji, gdybym właśnie miała umrzeć. Dwóch strażników stanęło po obu stronach Christiana, patrząc przezornie, jak pochyla się w moim kierunku.

– Christian. – szepnęłam, zaskoczona jak łatwo było brzmieć na wystraszoną – Nie rób tego.

Jego wargi wykrzywiły się w jeden z gorzkich uśmiechów, które tak dobrze inscenizował.

– Ty i ja nigdy się nie lubiliśmy, Rose. Jeśli już mam kogoś zabić, równie dobrze możesz to być ty. – jego słowa były lodowate, skrupulatne. Wiarygodne. – Ponadto, myślałem, że tego chcesz.

– Nie tego. Proszę, nie…

Jeden ze strażników popchnął Christiana.

– Skończ z tym, albo wracaj do swojego krzesła.

Z mrocznym uśmiechem na twarzy, Christian wzruszył ramionami.

– Przykro mi, Rose. W każdym razie i tak umrzesz. Może warto zrobić to w słusznej sprawie?

Przysunął swoją twarz do mojej szyi.

– To prawdopodobnie będzie bolało – dodał.

W rzeczywistości wątpiłam w to… jeśli naprawdę zamierzałby to zrobić. Ponieważ nie zamierzał… prawda? Poruszyłam się niespokojnie. Z tego co mówią, jeśli cała krew zostałaby z ciebie wyssana, dostajesz również tyle endorfin pompowanych w ciebie w trakcie tego procesu, że przyćmiewają większość bólu. To było jak zasypianie. Oczywiście, to były tylko spekulacje. Ludzie, którzy umarli z powodu ugryzień wampira nigdy tak naprawdę nie wrócili żeby zrelacjonować to doświadczenie.

Christian trącił nosem moją szyję, przesuwając swoją twarz pod moje włosy tak, że częściowo go zakryły. Jego wargi otarły się o moja skórę, każda tak miękka, jak ją pamiętałam z czasu kiedy on i Lissa całowali się. Chwilę później, koniuszki jego kłów dotknęły mojej skóry.

I wtedy poczułam ból. Prawdziwy ból.

Ale nie pochodził z ugryzienia. Jego zęby tylko napierały na moją skórę; nie przerwały jej. Jego język był przystawiony do mojej szyi w chlupoczącym ruchu, ale nie było krwi do ssania. Jeśli cokolwiek, to było więcej niż jakiś rodzaj dziwnego, nienormalnego pocałunku.

Nie, ból pochodził z moich nadgarstków. Palący ból. Christian używał swojej magii by doprowadzić ciepło do moich więzów, właśnie tak jak tego chciałam. Zrozumiał moją wiadomość. Plastik stawał się coraz gorętszy i gorętszy, w miarę jak ledwie kontynuował picie. Ktoś, kto patrzyłyby z bliska nie byłby w stanie powiedzieć, że na wpół udaje, ponieważ moje włosy przysłaniały widok strażnikom.

Wiedziałam, że plastik jest trudny do stopienia, ale dopiero teraz, gdy topił się naprawdę, naprawdę rozumiałam, co to oznaczało. Temperatura wymagana do zrobienia jakichkolwiek uszkodzeń, była daleko poza wymaganą normą. To było jak zanurzenie rąk w lawie. Więzy z plastiku paliły moją skórę, gorąco i okropnie. Wierciłam się, mając nadzieję, że przyniesie mi to ulgę w bólu. Nie przyniosło. Jednakże, zauważyłam, że więzy nieco ustępowały kiedy się ruszałam. Miękły. Dobrze. To było coś. Po prostu musiałam wytrzymać nieco dłużej. Rozpaczliwie próbowałam się skupić na ugryzieniu Christiana i zarazem oderwać się od tego. Podziałało na jakieś pięć sekund. Nie dostawałam jednak w ten sposób dużo endorfin, z pewnością nie dość, by zwalczyć ten narastający, straszliwy ból. Zajęczałam, prawdopodobnie czyniąc siebie bardziej przekonywującą.

– Nie mogę w to uwierzyć. – wymamrotał jeden ze strażników – On rzeczywiście to robi.

Za nimi, myślałam że słyszę płacz Mii. Więzy paliły coraz bardziej. Nigdy nie czułam niczego tak bolesnego w całym swoim życiu, a przeszłam wiele. Zemdlenie szybko stało się bardzo realną możliwością.

– Hej. – powiedział nagle strażnik. – Co tak śmierdzi?

Tym zapachem był roztopiony plastik. Albo może moje roztopione ciało. Szczerze mówiąc, to nie miało znaczenia, bo kiedy następnym razem poruszyłam swoimi nadgarstkami, przedarły się przez brejowate, rozpalone więzy.

Miałam dziesięć sekund zaskoczenia i wykorzystałam je. Zerwałam się ze swojego krzesła, popychając przy tym Christiana do tyłu. Miał strażników po obu swoich stronach, a jeden z nich ciągle trzymał szczypce. Jednym ruchem, złapałam za nie i wyrwałam po czym dźgnęłam je w policzek tamtego faceta. Wydał coś w rodzaju bulgotającego krzyku, ale nie czekałam by zobaczyć co się stało. Moje okno zaskoczenia zostało zamknięte, i nie mogłam już tracić czasu. Tak szybko, jak puściłam szczypce, uderzyłam pięścią drugiego faceta. Z reguły moje kopniaki były silniejsze niż ciosy pięścią, ale ciągle uderzałam dość mocno by go zaskoczyć i wprawić w osłupienie.

Do tego czasu, lider strażników wszedł do akcji. Tak jak się obawiałam, ciągle miał broń i zaatakował nią.

– Nie ruszaj się! – krzyknął, mierząc do mnie.

Zamarłam. Strażnik, którego uderzyłam otrząsnął się i złapał mnie za ramię. Obok, facet w którego wbiłam szczypce, jęczał na podłodze. Ciągle trzymając mnie na muszce, lider zaczął coś mówić i wtedy krzyknął, przestraszony. Broń żarzyła się słabym pomarańczem i wypadła z jego rąk. Gdy ją trzymał, jego skóra stała się czerwona i zaogniona. Zdałam sobie sprawę, że to Christian podgrzał metal. Tak. Zdecydowanie powinniśmy byli użyć magii na samym początku. Jeśli z tego wyjdziemy, zamierzałam stanąć w obronie poglądów Taszy. Anty-magiczne nastawienie morojów względem walki, było tak wpojone w nasze mózgi, że nawet nie pomyśleliśmy, żeby spróbować tego wcześniej. To było głupie.

Obróciłam się do faceta, który mnie trzymał. Nie sądzę, by spodziewał sie, że dziewczyna mojego rozmiaru podejmie tyle prób walki i dodatkowo, ciągle był w pewnym sensie ogłuszony tym, co stało się tamtemu facetowi i broni. Miałam wystarczająco dużo miejsca, by kopnąć go prosto w brzuch, kopniakiem, który zasługiwałby na szóstkę na mojej lekcji walki. Chrząknął przy uderzeniu, którego siła popchnęła go na ścianę. Błyskawicznie znalazłam się na nim. Łapiąc garść jego włosów, trzasnęłam jego głową o podłogę wystarczająco mocno by go znokautować, ale nie zabić.

Natychmiast zerwałam się z miejsca, zaskoczona, że lider jeszcze mnie nie dopadł. To nie powinno zabrać mu dużo czasu by otrząsnąć się z szoku spowodowanym rozgrzaniem broni. Ale kiedy odwróciłam się, pokój był cichy. Lider leżał nieświadomy na ziemi – z nowo uwolnionym, wiszącym nad nim, Masonem. Obok, Christian trzymał w jednej ręce szczypce a w drugiej broń. Musiała być ciągle gorąca, ale jego moc musiała go na to uodpornić. Mierzył do mężczyzny, którego dźgnęłam. Facet nie był nieprzytomny, zaledwie krwawił, ale, tak jak ja, zamarł pod lufą.

– Cholera jasna. – mruknęłam, ogarniając scenę. Wprawiając w osłupienie Christiana, wyciągnęłam rękę – Daj mi to, zanim zrobisz komuś krzywdę.

Oczekiwałam zgryźliwego komentarza, ale on po prostu oddał mi broń trzęsącymi się rękami. Schowałam ją za pasek. Studiując go uważniej, dostrzegłam, jak bardzo był blady. Wyglądał jakby mógł w każdej chwili runąć na podłogę. Zrobił całkiem dobre czary, jak na kogoś, kto głodował przez dwa dni.