– Mase, weź kajdanki. – powiedziałam.
Nie odwracając się do reszty z nas, Mason zrobił parę kroków w tył, w kierunku pudła, gdzie nasi porywacze trzymali zapas plastikowych pasów, którymi nas związali. Wyciągnął trzy takie pasy a następnie coś jeszcze. Zwrócił się do mnie z pytającym spojrzeniem i złapał rolkę taśmy izolacyjnej.
– Idealnie. – powiedziałam.
Przywiązaliśmy naszych porywaczy do krzeseł. Jeden pozostał przytomny, ale walnęliśmy go tak, że on też stracił przytomność i wtedy zakleiliśmy im usta taśmą klejącą. (duct tape – Taśma tekstylna jednostronnie klejąca o podwyższonej wytrzymałości i szerokim wachlarzu zastosowań. Charakteryzuje się dużą odpornością na warunki atmosferyczne, starzenie, wilgoć i temperaturę. Doskonale przylega do klejonych powierzchni. – przyp. szazi ze strony producenta ^^) Nie chciałam żeby narobili hałasu, gdyby odzyskali przytomność.
Kiedy uwolniliśmy Mię i Eddiego, cała nasza piątka zebrała się razem i zaczęliśmy planować nasze następne posunięcie. Christian i Eddie ledwo mogli ustać, ale Christian przynajmniej był świadomy otoczenia. Twarz Mii była zalana łzami, ale podejrzewałam, że jest w stanie wykonywać rozkazy. I w ten oto sposób, ja i Mason zostaliśmy najsprawniejszymi w grupie.
– Według zegarka tego gościa, jest rano. – powiedział. – Wszystko co musimy zrobić, to wydostać się na zewnątrz, a wtedy nie będą mogli nas dotknąć. Przynajmniej dopóki nie przybędzie tu więcej ludzi.
– Mówili, że Isaiah wyszedł. – powiedziała Mia słabym głosem. – Powinniśmy móc się stad wydostać, prawda?
– Ci mężczyźni nie uwolnią się przez kilka godzin. – powiedziałam. – Mogli się mylić. Nie możemy zrobić niczego głupiego.
Ostrożnie, Mason otworzył drzwi prowadzące do naszego pokoju i rozejrzał się po pustym korytarzu.
– Myślicie, że jest tutaj jakieś wyjście na zewnątrz?
– Dzięki temu nasze życie stałoby się prostsze, – wymamrotałam. Spojrzałam do tyłu na resztę. – Zostańcie tutaj. Idziemy sprawdzić resztę piwnicy.
– Co jeśli ktoś przyjdzie? – zawołała Mia.
– Nie zrobią tego. – zapewniłam ją.
Właściwie byłam całkiem pewna, że nie było nikogo innego w piwnicy; przybiegliby biorąc pod uwagę cały ten hałas. I gdyby ktoś próbował zejść schodami na dół, usłyszelibyśmy go najpierw.
Mason i ja, robiąc zwiad wokół piwnicy, poruszaliśmy się ostrożnie, pilnując nawzajem swoich pleców i sprawdzając każdy zakamarek. Każdy kawałek tego szczurzego labiryntu, który pamiętałam z początku naszego porwania. Pokręcone korytarze i mnóstwo pokoi. Jedne po drugich, po kolei otwieraliśmy wszystkie drzwi. Wszystkie pokoje były puste, okazyjnie zawierając jakieś krzesło, lub dwa, na czarną godzinę. Wzdrygnęłam się na myśl o tym, że wszystkie z nich były prawdopodobnie używane jako więzienia, dokładnie takie jak nasze.
– Nawet jednego, cholernego okna w całym tym miejscu. – mruknęłam kiedy skończyliśmy nasz obchód. – Musimy iść na górę.
Skierowaliśmy się do wyjścia z naszego pokoju, ale zanim tam doszliśmy, Mason złapał mnie za rękę. – Rose…
Zatrzymałam się i podniosłam na niego wzrok.
– Tak?
Jego niebieskie oczy – bardziej poważne niż kiedykolwiek widziałam – patrzył żałośnie w dół.
– Naprawdę spieprzyłem sprawę.
Myślałam o wszystkich wydarzeniach, które do tego doprowadziły.
– My spieprzyliśmy sprawę, Mason.
Westchnął.
– Mam nadzieję… mam nadzieję, że kiedy to wszystko się skończy, będziemy mogli usiąść i porozmawiać, i wszystko sobie wyjaśnić. Nie powinienem był wściekać się na ciebie.
Chciałam mu powiedzieć, że tak się nie stanie, że kiedy zniknął, byłam właściwie na drodze do powiedzenia mu, że sprawy pomiędzy nami nie potoczą się lepiej. Ale to nie wydawał się być odpowiedni czas ani miejsce żeby zrywać, więc skłamałam.
Ścisnęłam jego dłoń.
– Też mam taką nadzieję.
Uśmiechnął się i wróciliśmy do reszty.
– W porządku. – powiedziałam im. – Zrobimy tak.
Szybko naradziliśmy się co do planu i zaczęliśmy skradać się po schodach. Ja prowadziłam, za mną podążała Mia, która próbowała wesprzeć ociągającego się Christiana. Mason podniósł częściowo naćpanego Eddiego.
– Powinienem być pierwszy. – mruknął Mason, kiedy stanęliśmy na szczycie schodów.
– Nie powinieneś, – odburknęłam, opierając swoja dłoń na klamce.
– Tak, ale jeśli coś się stanie…
– Mason. – przerwałam.
Spojrzałam na niego ostro i nagle, miałam przed sobą krótkie przebłysk widoku mojej matki w dniu, w którym rozpętała się sprawa ataku na Drozdovów. Spokojna i kontrolująca się, nawet w obliczu czegoś tak okropnego. Oni potrzebowali przywódcy, dokładnie tak, jak ta grupa potrzebowała go teraz, i starłam się tak bardzo, jak mogłam, naśladować ją.
– Jeśli coś się stanie, wydostaniesz ich stąd. Uciekajcie szybko i jak najdalej stąd. Nie wracajcie bez gromady strażników.
– Ty będziesz pierwszą, którą zaatakują! Co powinienem zrobić? – syknął. – Zostawić cię?
– Tak. Zapomnij o mnie, jeśli możesz ich wydostać.
– Rose, nie zamierzam…
– Mason. – Ponownie widziałam swoją matkę, walczącą z taką siłą i mocą żeby przewodzić innym. – Możesz to zrobić czy nie?
Wpatrywaliśmy się w siebie przez kilka ciężkich chwil, podczas gdy reszta wstrzymała oddechy.
– Mogę to zrobić. – powiedział sztywno.
Kiwnęłam głową i obróciłam się dookoła.
Drzwi do piwnicy zaskrzypiały kiedy je otworzyłam, i wykrzywiłam się na ten dźwięk. Ledwo śmiałam oddychać, stałam idealnie nieruchomo na szczycie schodów, czekając i nasłuchując. Dom i jego ekscentryczne urządzenie wyglądało tak samo jak wtedy, kiedy zostaliśmy wprowadzeni. Ciemne zasłony zakrywały całe okna, ale na krańcach, mogłam dostrzec dostające się jasne światło. Słońce nigdy nie smakowało tak słodko jak w tym momencie. Dostanie się do niego, oznaczało wolność.
Nie było żadnych dźwięków, żadnego ruchu. Rozglądając się, próbowałam sobie przypomnieć gdzie były drzwi wejściowe. Były z drugiej strony domu – naprawdę niedaleko, biorąc pod uwagę, że w tym momencie to była wielka przepaść.
– Chodź ze mną na zwiady. – szepnęłam do Masona, mając nadzieję, że dzięki temu poczuje się lepiej z byciem w tyle.
Pozwolił Eddiemu oprzeć się o Mię, na chwilę, i poszedł ze mną przodem, żeby zrobić szybki obchód głównego (w sensie najbliższego – przyp. tłum.) otoczenia. Nic. Od tego miejsca do drzwi wejściowych pole było czyste. Wypuściłam powietrze z ulgą. Mason ponownie wziął Eddiego, i ruszyliśmy do przodu, wszyscy byliśmy spięci i nerwowi. Boże. Zamierzaliśmy to zrobić, zdałam sobie sprawę. Naprawdę zamierzaliśmy to zrobić. Nie mogłam uwierzyć, jakie mieliśmy szczęście. Byliśmy tak blisko od katastrofy – i już prawie się udało. To był jeden z tych momentów, który zaczynasz doceniać swoje życie i chcesz zmienić sprawy. Drugiej szansy, obiecujesz sobie, że nie pozwolisz zmarnować. Uświadamiasz sobie, że…
Usłyszałam, jak się poruszają prawie w tym samym czasie, kiedy ich zobaczyłam; krok przed nami. To było jak magiczna sztuczka Isaiaha i Eleny, bez żadnego ostrzeżenia. Tylko że, wiedziałam, że tym razem, nie było w tym żadnej magii. Strzygi po prostu poruszały się tak szybko. Musieli być w jednym z reszty głównych pokoi na parterze, które zakładaliśmy że były puste – nie chcieliśmy tracić dodatkowego czasu na sprawdzenie ich. Beształam się w środku za nie sprawdzenie każdego cala całego parteru. Gdzieś, z tyłu mojej pamięci, słyszałam siebie szydzącą z mojej matki w klasie Stana: "Wydaje mi się, że twoi ludzie zawiedli. Dlaczego nie sprawdziłaś tego miejsca i nie upewniłaś się w pierwszej kolejności, że było oczyszczone ze strzyg? Wydawać by się mogło, że zaoszczędziłoby ci to dużo kłopotów."