Ceremonia miała miejsce w budynku strażników, w dużym pokoju używanym do spotkań i bankietów. W ogóle nie przypominał wspaniałej jadalni w kurorcie. Był wydajny i praktyczny, tak jak strażnicy. Prosty i ciasno utkany dywan, w niebieskoszarym odcieniu. Nagie, białe ściany trzymały oprawione czarno-białe zdjęcia św. Vladimira przed lat. Nie było tam żadnych innych dekoracji ani Fonfarów; już w tym momencie powaga i siła tego momentu były widoczne.
Byli tu wszyscy strażnicy z kampusu – ale nikt z nowicjuszy. Tłoczyli się w głównym pokoju, stając w grupkach, ale nie rozmawiając. Kiedy ceremonia się rozpoczęła, bez słowa stanęli w uporządkowany sposób i patrzyli na mnie.
Usiadłem na stołku w kącie pokoju, pochylając się do przodu, z włosami zasłaniającymi przód mojej twarzy. Za mną, strażnik nazywający się Lionel przyłożył igłę do tatuowania do tyłu mojej szyi. Znałam go, odkąd tylko zaczęłam uczęszczać do Akademii, ale nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że jest wykwalifikowany w tatuowaniu znaków molnija.
Zanim zaczął, odbył szeptaną rozmowę z moją matką i Albertą.
– Ona nie ma „znaku obietnicy. – zauważył. – Nie ukończyła szkolenia.
– Zdarza się. – powiedziała Alberta. – Zabiła. Zrób molnija, a znak obietnicy dostanie później.
Wobec przechodzącego przez moje ciało bólu; nie spodziewałam się, że tatuaże będą bolały tak bardzo, jak bolały. Ale przygryzłam wargę i siedziałam cicho, kiedy Lionel tatuował znaki. Proces ten wydawał się ciągnąć bez końca. Gdy skończył, wyjął kilka luster, i manewrując nimi, pokazał mi tył mojej szyi. Dwa malutkie, czarne tatuaże, były tam, tuż obok siebie, odcinając się na mojej zaczerwienionej, wrażliwej skórze. Molnija oznaczało w rosyjskim "błyskawicę", co miał symbolizować ich poszarpany kształt. Dwa znaki. Jeden dla Isaiaha, jeden dla Eleny.
Gdy tylko je zobaczyłam, zabandażował je i dał mi wskazówki jak o nie dbać, dopóki się nie zagoją. Większość z nich przegapiłam, ale pomyślałam, że mogę o nie zapytać później.
Wciąż byłam tym wszystkim wstrząśnięta.
Po tym, wszyscy zebrani strażnicy podchodzili do mnie, jeden po drugim. Każdy z nich, dał mi jakąś oznakę sympatii – uścisk, pocałunek w policzek – i miłe słowa.
– Witamy w szeregach. – powiedziała Alberta, jej zwietrzała twarz wygładziła się, gdy mnie uścisnęła.
Dymitr nie powiedział nic, gdy przyszła jego kolej, ale jak zawsze, jego oczy powiedziały mi wszystko. Duma i czułość wypełniły jego twarz, a ja przełknęłam łzy. Oparł delikatnie jedną rękę na moim policzku, przytakną i odszedł.
Myślałam, że zemdleję, kiedy Stan – instruktor, z którym walczyłam od swojego pierwszego dnia w Akademii – uścisną mnie i powiedział:
– Teraz jesteś jedną z nas. Zawsze wiedziałem, że będziesz jedną z najlepszych.
Gdy podeszła do mnie moja matka, nie mogłam powstrzymać łzy, która spłynęła po moim policzku. Otarła ją, po czym przesunęła palce na tył mojej szyi.
– Nigdy nie zapomnij. – powiedziała mi.
Nikt nie powiedział „gratuluję” i cieszyłam się z tego. Śmierć nie była czymś, czym można było się ekscytować.
Kiedy to się już skończyło, podano napoje i jedzenie. Podeszłam do bufetu i włożyłam na talerz zapiekankę serową i kawałek sernik z owocami mango. Jadłam właściwie bez smakowania jedzenia i odpowiadałam na pytania innych, nie wiedząc nawet, co mówiłam przez większość czasu. To było tak, jakbym była Rose-robotem, wykonującym ruchy, których się po mnie spodziewano. Z tyłu mojej szyi, moja skóra piekła od tatuaży, a w myślach widziałam obraz niebieskich oczu Masona i czerwonych Isaiaha.
Czułam się winna, że nie cieszyłam się bardziej moim wielkim dniem, ale ulżyło mi, gdy grupa w końcu zaczęła się rozpraszać. Moja matka podeszła do mnie, tak jak inni, żegnając się. Poza jej słowami podczas ceremonii, nie rozmawiałyśmy dużo, od czasu mojego załamania w samolocie. Wciąż uważałam, że to trochę zabawne – jak również trochę żenujące. Nigdy o tym nie wspominała, ale cos odrobinę przesunęło się w naszych relacjach, Nie byłyśmy nigdy koło przyjaźni… ale nie byłyśmy już też wrogami.
– Lord Szelsky niedługo wyjeżdża. – powiedziała, gdy stanęłyśmy obok drzwi wejściowych, niedaleko miejsca, gdzie krzyknęłam na nią pierwszego dnia. - Jadę razem z nim.
– Wiem. – powiedziałem.
Nie było żadnych pytań, czy musi wyjeżdżać. To właśnie tak było. Moroje byli na pierwszym miejscu. Strażnicy podążali za nimi Przez kilka chwil przyglądała mi się brązowymi, zamyślonymi oczami. Pierwszy raz od dłuższego czasu, miałam wrażenie, że jesteśmy równe. Bez tego jej patrzenia na mnie z góry. Co było dość dziwne, bo byłam o pół stopy wyższa od niej.
– Dobrze sobie poradziłaś. – powiedziała w końcu. – Zważywszy na okoliczności.
To był jedynie w połowie komplement, ale nie zasłużyłam na więcej. Teraz, rozumiałam błędy i pomyłki, które doprowadziły do wydarzeń w domu Isaiaha.
Niektóre były moja winą; inne nie. Chciałabym móc zmienić to, co się stało, ale wiedziałam, że ona ma rację. W bagnie, które sama stworzyłam, ostatecznie, zrobiłam to, co mogłam.
– Zabijanie strzyg nie było tak wspaniałe, jak myślałam, że jest – powiedziałem jej. Posłała mi smutny uśmiech.
– Nie. Nigdy nie jest.
Pomyślałam wtedy o wszystkich znakach na jej szyi, wszystkich zabójstwach. Zadrżałam.
– O, hej. – marząc, aby zmienić temat, sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam mały niebieski wisiorek, który mi dała. – Ta rzecz, którą mi dałaś. To jest n-nazar.
Zająknąłem się przy słowie. Wyglądała na zaskoczoną.
– Tak. Skąd wiesz?
Nie chciałam tłumaczyć jej moich snów z Adrianem.
– Ktoś mi powiedział. To ochronny amulet, prawda?
Zamyślenie przemknęło przez jej twarz, po czym wypuściła powietrze i kiwnęła głową.
– Tak. To pochodzi ze starego przesądu na Bliskim Wschodzie… Niektórzy ludzie wierzą, że Nazar ma przeciwdziałać złemu urokowi, chroni tego, który go nosi przed klątwami i tymi, którzy chcą go zranić. – przejechałam palcami po kawałku szkła.
– Bliski Wschód… miejsce w rodzaju, hm, Turcji?
Wargi mojej matki zmarszczyły się.
– Miejsce dokładnie takie jak Turcja. – zawahała się. – To był… prezent. Prezent, który otrzymałam dawno temu… – jej spojrzenie skryło się wewnątrz, zatraciło we wspomnieniu. – Otrzymywałam dużo… uwagi, od mężczyzny, gdy byłam w twoim wieku. Uwagi, która na początku wyglądała na pochlebną, ale nie była nią do końca… Czasami ciężko powiedzieć, kto jest tobą naprawdę zainteresowany, a kto chce cię wykorzystać. Ale kiedy poczujesz, że to prawdziwe… cóż, będziesz wiedzieć.
Wtedy zrozumiałam, dlaczego była tak nadopiekuńcza, jeśli chodziło o moją reputację – on zagroził jej własnej reputacji, gdy była młodsza. Może więcej niż to zostało uszkodzone…
Wiedziałam również, dlaczego dała mi nazar. Mój ojciec najpierw dał to jej. Pomyślałam, że ona nie chce już o tym więcej rozmawiać, wiec nie pytałam. Wystarczyła mi wiedza, że w ich stosunkach może, tylko może, w ich stosunkach nie chodziło tylko o biznes i geny.
Pożegnałyśmy się, i wróciłem do swojej klasy. Każdy wiedział gdzie byłam tego ranka, moi koledzy-nowicjusze chcieli zobaczyć moje znaki molnija. Nie obwiniłam ich. Gdyby nasze role się odwróciły, też bym ich nękała.