Ale nie mogłam przestać myśleć o liście, którą widziałam w tunelu w Spokane, tej, na której spisano arystokratów, ze względu na ich pozycję. Isaiah wspomniał Dragomirów imiennie. Wiedział, że ich prawie nie było, ale brzmiał jakby interesowało go bycie tym, który ich wykończy. Oczywiście, był teraz martwy… a jeśli tam były inne strzygi z tym samym pomysłem?
Pokręciłam głową. Nie mogłam się tym przejmować. Nie dzisiaj. Ciągle musiałam dojść do siebie po tym wszystkim. Wkrótce, pomyślałam. Wkrótce będę musiała się tym zająć.
Nawet nie wiedziałam czy nasze ćwiczenia były wciąż aktualne, ale tak czy siak, poszłam do szatni. Po tym, jak przebrałam się w strój do ćwiczeń, udałam się w dół, do sali gimnastycznej i znalazłam Dymitra w magazynku, (magazynek? u mnie, na szkółce karate nazywa się to pokojem poza-ćwiczeniowym, gdzie chłopcy ćwiczą z dziewczynami… wiecie co xD A szazi twierdzi, że w gimnazjum, zamykali się w magazynkach i pili vodke na dyskotekach xD Do żadnej z tych rzeczy nie namawiam – przyp. Ginger) czytającego jedną z tych swoich zachodnich powieści, które tak kochał. Podniósł wzrok, gdy weszłam. Rzadko widywałam go w ciągu tych ostatnich kilku dni, przez co wnioskowałam, że był zajęty Taszą.
– Spodziewałem sie, że możesz przyjść. – powiedział, wsuwając zakładkę pomiędzy strony.
– To czas ćwiczeń.
Pokręcił głową.
– Nie. Żadnych ćwiczeń dzisiaj. Wciąż musisz odzyskiwać siły.
– Mam czysty rachunek zdrowotny. Jestem gotowa zacząć.
Wsadziłam w moje słowa tak dużo brawury Rose Hathaway, jak tylko mogłam. Dymitr nie dał się na to nabrać. Gestem wskazał na krzesło obok siebie.
– Usiądź, Rose.
Zawahałam się tylko na moment, zanim spełniłam jego prośbę. Przesunął swoje krzesło bliżej mojego, tak, że praktycznie siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Moje serce zabiło nierówno, gdy spojrzałam prosto w te cudne, ciemne oczy.
– Nikt nie dochodzi do siebie po swoim pierwszym zabiciu… zabiciach… tak łatwo. Nawet jeśli to były strzygi… choć, technicznie rzecz biorąc to ciągle jest odbieranie życia. Trudno to określić. I po tym wszystkim co przeszłaś… – westchnął, po czym pochylił się do przodu i ujął moją dłoń w swoją.
Jego palce były dokładnie takie, jak je zapamiętałam, długie i silne, stwardniałe przez lata szkolenia.
– Kiedy zobaczyłem twoją twarz… kiedy znaleźliśmy cię w tym domu… nawet sobie nie wyobrażasz, jak się wtedy czułem.
Przełknęłam ślinę.
– Jak… jak się czułeś?
– Załamany… zrozpaczony. Żyłaś, ale sposób w jaki patrzyłaś… Nie sądziłem, że kiedykolwiek dojdziesz do siebie. I zmartwiło mnie to, że spotkało to ciebie tak młodo. – uścisnął moją dłoń – Dojdziesz do siebie – teraz to wiem, i cieszy mnie to. Ale nie jesteś tu. Jeszcze nie. Utrata kogoś, o kogo się troszczysz, nigdy nie jest prosta.
Spuściłam wzrok i zaczęłam studiować podłogę.
– To moja wina. – powiedziałam cichym głosem.
– Hmm?
– Mason. Jego śmierć.
Nie musiałam widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć wypełniające ją współczucie.
– Oh, Roza, nie. Podjęłaś kilka złych decyzji… powinnaś powiadomić starszych, gdy zorientowałaś sie, że zniknął… ale nie możesz się obwiniać. Nie zabiłaś go.
Łzy wypełniły moje oczy, gdy ponownie spojrzałam w górę.
– Równie dobrze mogłam to zrobić. Cały powód dla którego tam poszedł – był moją winą. Pokłóciliśmy się… i powiedziałam mu o Spokane, chociaż prosiłeś mnie żebym…
Jedna łza wypłynęła z rogu mojego oka. Naprawdę, musiałam się nauczyć zatrzymywać to. Tak jak moja matka, Dymitr delikatnie starł łzę z mojego policzka.
– Nie możesz się o to obwiniać. – powiedział mi. – Możesz żałować swoich decyzji i chcieć móc zrobić wszystko inaczej, ale ostatecznie, Mason również podjął swoje decyzje. To było to, co postanowił zrobić. To była jego decyzja, nieważne jaką odegrałaś w tym rolę.
Gdy Mason wrócił po mnie, zdałam sobie sprawę, że pozwolił uczuciom, do mnie, przejąć nad sobą kontrolę. Dymitr zawsze się tego obawiał; że jeśli on i ja będziemy mieli jakiekolwiek rodzaj związku, to wpędziłoby to nas – i jakiekolwiek moroja, którego chronilibyśmy – w niebezpieczeństwo.
– Chciałabym być zdolna… Nie wiem, zrobić cokolwiek…
Powstrzymując kolejne łzy, zabrałam swoje ręce z uścisku Dymitra i wstałam, zanim zdążyłabym powiedzieć coś głupiego.
– Powinnam iść. – powiedziałam twardo. – Daj mi znać kiedy będziesz chciał wznowić ćwiczenia. I dzięki za… rozmowę.
Zaczęłam się odwracać, gdy nagle usłyszałam jak powiedział:
– Nie.
Spojrzałam do tyłu.
– Co?
Podtrzymał moje spojrzenie, i coś ciepłego, pięknego i cudownego wystrzeliło miedzy nami.
– Nie. – powtórzył – Powiedziałem jej nie. Taszy.
– Ja… – zamknęłam usta zanim moja szczęka uderzyła w ziemię. – Ale… dlaczego? To była jedyna-szansa-w-życiu. Mogłeś mieć dziecko. A ona była… ona była, wiesz, zainteresowana…
Cień uśmiechu przemknął przez jego twarz.
– Tak, była. Jest. I to dlatego musiałem jej odmówić. Nie mógłbym tego odwzajemnić… dać jej to, czego chciała. Nie gdy… – zrobił kilka kroków w moim kierunku – Nie gdy moje serce jest gdzie indziej.
Prawie rozpłakałam się ponownie.
– Ale wydawałeś się być nią tak zainteresowany. I wciąż podkreślałeś, jak młodo się zachowuję.
– Zachowujesz się młodo. -powiedział. – Bo jesteś młoda. Ale rozumiesz pewne rzeczy, Roza. Rzeczy, o których ludzie starsi od ciebie, nawet nie zdają sobie sprawy. Tego dnia…
Od razu wiedziałam do którego dnia nawiązał. Tego, gdy przycisnął mnie do ściany.
– Miałaś rację co do tego, że walczę by zachować nad sobą kontrolę. Nikt nigdy nie zdawał sobie z tego sprawy – i to mnie przestraszyło. Ty mnie przestraszyłaś.
– Dlaczego? Nie chcesz zęby ktokolwiek wiedział?
Wzruszył ramionami.
– Czy oni wiedzą o tym, czy nie, to nie ma znaczenia. Ważne jest to, że ktoś – że ty – znasz mnie tak dobrze. Kiedy ktoś może zajrzeć do twojej duszy, jest trudno. To zmusza cie do otworzenia się. Bycia wrażliwym. Dużo łatwiej jest być z kimś, kto jest dla ciebie zwykłym przyjacielem.
– Jak Tasza.
– Tasza Ozera jest niezwykła kobietą. Jest piękna i dzielna. Ale ona nie…
– Ona nie mogła cie mieć. – dokończyłam.
Skinął głową.
– Wiem to. Ale ciągle chciałem pogłębiać nasza relację. Wiedziałem, że łatwiej byłoby gdyby mogła zabrać mnie od ciebie. Myślałam, że mogłaby sprawić, bym o tobie zapomniał.
Myślałam tak samo o Masonie.
– Ale nie mogła.
– Tak. I… to jest problem.
– Ponieważ to byłoby złe, gdybyśmy byli razem.
– Tak.
– Bo między nami jest zbyt duża różnica wieku.
– Tak.
– Ale najważniejsze jest to, że kiedyś zostaniemy strażnikami Lissy i musimy skupić się na niej – nie na sobie nawzajem.
– Tak.
Myślałam o tym przez chwilę, a potem spojrzała mu prosto w oczy.
– Cóż – powiedziałam w końcu. – Nie jesteśmy jeszcze strażnikami Lissy.
Przygotowałam się na następną odpowiedź. Wiedziałam, że będzie kolejną życiową lekcją Zen. Coś o sile wewnętrznej i wytrwałości, o wyborach których dokonaliśmy dzisiaj i które mogły się stać kolejnym szablonem dla przyszłości albo jakimś innym nonsensem.
Zamiast tego, pocałował mnie.
Czas zatrzymał się gdy pochylił się i ujął moja twarz w swoje dłonie. Zbliżył swoje usta do moich. Na początku, to był ledwie pocałunek, ale wkrótce nasilił się; stał się gwałtowny i głęboki. Kiedy w końcu odsunął się, pocałował moje czoło. Pozostawił tam swoje usta na kilka sekund, podczas gdy jego ramiona obejmowały mnie mocniej. Chciałabym, żeby ten pocałunek trwał wiecznie. Rozluźniając uścisk, przebiegł palcami przez moje włosy i w dół mojego policzka. Cofnął się w kierunku drzwi.
– Zobaczymy się później, Roza.
– Na następnych ćwiczeniach? – spytałam – Wznowimy je, prawda? Mam na myśli to, że jest jeszcze wiele rzeczy, których musisz mnie nauczyć.
Stojąc w drzwiach, spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
– Tak. Mnóstwo rzeczy.