Mój powrót do Paryża nie wchodził w rachubę, bez względu na to, jak bardzo samotny miałbym się poczuć. Świat, który mnie otaczał, stał się moim kochankiem i moim nauczycielem. Byłem oczarowany katedrami, zamkami, muzeami i pałacami, które widziałem podczas moich podróży. W każdym nowym miejscu udawałem się prosto do serca jego społeczeństwa i towarzystwa. Wchłaniałem jego zabawy i jego plotki, poznawałem literaturę i muzykę, architekturę i sztukę.
Mógłbym zapełnić niezliczone tomy opisami tego, co zbadałem i doznałem, próbując zrozumieć świat. Byłem oczarowany cygańskimi skrzypkami i ulicznymi lalkarzami w równej mierze jak kastratami o fascynujących sopranach w operach kapiących od złota czy w chórach katedralnych. Przemierzałem burdele i jaskinie hazardu, gdzie marynarze pili na umór i gdzie zawsze i niezmiennie dochodziło do kłótni i bijatyk. Wszędzie, gdzie się zjawiłem, zaczytywałem się w lokalnych gazetach. Włóczyłem się po tawernach i nieraz zamawiałem potrawy, których i tak nigdy nie tknąłem, po to tylko, by stały przede mną. Wdawałem się w długie rozmowy ze śmiertelnymi, stawiając moim rozmówcom szklanice wina, wąchając dym z fajek i cygar, które palili, pozwalając, by ich zapachy osiadły na moich włosach i ubraniu.
Kiedy pozostawałem w domu, przemierzałem myślami królestwo książek, które należały do Gabrieli i były jej wyłącznością przez wszystkie te straszne dni jej śmiertelnego życia w naszym zamku w Owernii.
Zanim dotarliśmy do Włoch, poznałem już zupełnie nieźle łacinę aby studiować klasyków, a z pewnej starej weneckiej biblioteki w jednym z tamtejszych palazzo uczyniłem sobie nawet prywatną własną bibliotekę, którą nawiedzałem często, zaczytując się przez całą długą noc.
Podanie o Ozyrysie oczarowało mnie najbardziej, przywodząc powtórnie na myśl romantykę opowiadania Armanda i enigmatyczne słowa Mariusza. Z zapartym tchem wgłębiałem się we wszystkie stare wersje tej legendy.
Mamy oto starożytnego króla Ozyrysa, człowieka o nieziemskiej boskości, który odwodzi Egipcjan od kanibalizmu i uczy ich sztuki uprawiania ziemi oraz robienia wina. A w jaki sposób zostaje zamordowany przez swojego brata Tyfona? Zostaje nakłoniony do położenia się w skrzyni, której wymiary idealnie pasują do wymiarów jego ciała, a jego brat szybko przybija gwoździami wieko skrzyni. Następnie zostaje wrzucony do rzeki, a gdy jego wierna Izis odnajduje ciało, zostaje ponownie zaatakowany przez Tyfona, który rozczłonkowuje zwłoki. Wszystkie części jego ciała zostają jednak odnalezione z wyjątkiem jednej.
Dlaczego Mariusz w ogóle odwoływał się do tej legendy? Przecież nasuwało się samo na myśl, że wszystkie wampiry sypiają w trumnach, które w gruncie rzeczy są skrzyniami zrobionymi do wymiaru ich ciał; nawet ta żałosna hołota z Les Innocents sypiała w trumnach. Magnus powiedział do mnie:
— W takiej skrzyni albo jej podobnej zawsze musisz kłaść się na spoczynek.
Co do brakującej części ciała, której Izis nigdy nie odnalazła, no cóż, jest taka część naszego ciała, która nie poddaje się działaniu Mrocznego Daru, nie mylę, się, prawda? Potrafimy mówić, widzieć, smakować, oddychać, poruszać się, tak jak czynią to ludzie, ale w naszym przypadku nie ma mowy o prokreacji.
Podobnie było z Ozyrysem, który został Panem Martwych.
Czy to był wampir Bóg?
Nie mogłem przestać o tym myśleć. To pytanie sprawiało mi fizyczny ból. Ten bóg Ozyrys był dla Egipcjan bogiem wina, podobnie jak później dla Greków, choć przybrał imię Dionizosa. Dionizos był też „mrocznym bogiem” teatru, bogiem zła, którego opisał mi Nicki dawno temu, w domu, kiedy oboje byliśmy chłopcami. A teraz mieliśmy w Paryżu teatr pełen wampirów. Och tego było już za wiele.
Nie mogłem doczekać się chwili, aby opowiedzieć o tym wszystkim Gabrieli.
Ona jednak przyjęła to obojętnie, twierdząc, że takich starych historii są setki i nie warto się nad nimi wiele zastanawiać.
— Ozyrys był bogiem zbiorów — powiedziała. — Dla Egipcjan był dobrym bogiem. Co by to mogło mieć wspólnego z nami? — Zerknęła na książki, które studiowałem. — Musisz się jeszcze wiele nauczyć, mój synu. Ciała wielu starożytnych bogów były rozczłonkowywane, a potem opłakiwane przez boginie. Przeczytaj tylko o Akteonie i Adonisie. Starożytni uwielbiali takie historie.
I już jej nie było. Zostałem samotny w oświetlonej światłem świec bibliotece.
Zadumałem się nad snem Armanda o sanktuarium Tych Których Trzeba Ukrywać gdzieś daleko w górach. Czy magia prowadziła aż do czasów egipskich? Jak to się stało, że Dzieci Ciemności zapomniały o tym? Może to wszystko było tylko poezją? Wzmianka, o Tyfonie, mordercy brata, tylko poezją?
Wyszedłem z dłutem w ręku prosto w noc. Wypisałem moje pytania do Mariusza na kamieniach, które były starsze od nas obu. Mariusz stał się dla mnie tak realny, że zacząłem z nim rozmawiać, jak kiedyś z Nickim. Stał się moim powiernikiem; przyjmował całe moje podniecenie, cały entuzjazm i zadziwienie wszelakimi cudami i zagadkami świata.
W miarę pogłębiania się moich studiów, w miarę poszerzania się mojej wiedzy zacząłem rozumieć przerażający sens wieczności. Byłem sam pośród stworzeń ludzkich, a listy do Mariusza nie mogły odciągnąć mnie od poznania własnej potworności, tak jak kiedyś podczas pierwszych nocy paryskich, dawno dawno temu.
Prawie od samego początku przewidywania Armanda okazały się prawdziwe.
2
Jeszcze zanim wyjechaliśmy z Francji, Gabriela przerywała naszą podróż, znikając od czasu do czasu na kilka dni. W Wiedniu nie było jej przy mnie przez prawie dwa tygodnie, a od czasu do czasu, kiedy zamieszkałem w palazzo w Wenecji, znikała już na całe miesiące. Podczas mojej pierwszej wizyty w Rzymie zniknęła na pół roku. Gdy w Neapolu znów zostawiła mnie samego, ze złością powróciłem do Wenecji bez niej, pozostawiając jej samej odnalezienie drogi do naszego Veneto, co oczywiście nie sprawiło jej większej trudności.
To otwarte, dzikie tereny przyciągały ją tak bardzo — lasy lub góry albo wysepki, które nie były zamieszkiwane przez ludzi. Wracała zwykle w opłakanym stanie. Jej buty były całkowicie zniszczone, ubranie poszarpane, włosy w beznadziejnych kudłach — wyglądała przerażająco. Wchodziła wtedy do pokoju w swoim brudnym i zaniedbanym ubraniu, gapiąc się na pęknięcia tynku lub na światło.
— Dlaczego nieśmiertelni mieliby pogrążyć się w lekturze czasopism i gazet? — zapytywała zwykle. — Albo mieszkać w pałacach? Lub nosić przy sobie złoto w kieszeniach? Albo pisać listy do swej śmiertelnej rodziny, którą dawno już zostawili za sobą?
I tym samym, pełnym grozy, tajemniczym, szybkim i przyciszonym głosem zaczynała mówić o ścianach skalnych, na które się wspinała, zamieciach śnieżnych, przez które się przedzierała, czy jaskiniach pełnych tajemniczych rysunków i znaków oraz skamielin.
Potem odchodziła równie bezgłośnie jak się zjawiała, zostawiając mnie znowu w oczekiwaniu i w gorzkim humorze. Którejś nocy podczas naszej pierwszej wizyty w Weronie zaskoczyła mnie pytaniem:
— Czy twój ojciec jeszcze żyje? — zapytała nagle.
Wróciła wtedy po dwóch miesiącach nieobecności. Tęskniłem za nią i oto zjawiła się, pytając o moją rodzinę, jakby jednak miało to dla niej znaczenie. A kiedy jej odpowiedziałem tak, choć jest bardzo chory — wydawało mi się, że nawet nie słuchała. Próbowałem jej powiedzieć, że sprawy we Francji wyglądały naprawdę ponuro. Z całą pewnością dojdzie do rewolucji. Potrząsnęła głową i machnęła na to ręką.