Выбрать главу

— Czego chcesz ode mnie? — wyszeptałem. — Dlaczego przyprowadzono mnie tutaj?

— Nieszczęście — odpowiedział tym samym tonem, zaprawionym prawdziwym uczuciem — nie jakimś zgrzytliwym dźwiękiem, jakiego raczej oczekiwałem po takim stworzeniu. — Oddam ci moją moc, Mariuszu, uczynię cię bogiem i staniesz się nieśmiertelny. Musisz w jakiś sposób uciec od boskiej czci tutaj ci objawionej i musisz udać się do Egiptu, aby dowiedzieć się, dlaczego to… to… spotkało mnie.

Zdawał się unosić w ciemności jak na wodzie. Gdy mówił, szczęka rozciągała przywartą do czaszki i poczerniałą skórę.

— Widzisz, jesteśmy wrogami światła, my bogowie ciemności. Służymy Świętej Matce, żyjemy i panujemy tylko przy świetle księżyca. Nasz wróg, słońce, w jakiś sposób zmieniło swój naturalny bieg i dopadło nas w ciemnościach. W całej północnej krainie, gdzie jesteśmy czczeni i wyznawani w świętych gajach, od krain śniegu i lodu do tej to żyznej krainy, a także i na wschodzie, słońce dostało się do naszych sanktuariów za dnia albo nocą i żywcem spaliło bogów ciemności. Najmłodsi z nich zginęli natychmiast, niektórzy eksplodowali jak komety na oczach swych wyznawców! Inni umarli w żarze, gdy ich święte drzewa przemieniły się w płonące stosy pogrzebowe. Tylko najstarsi — ci, którzy najdłużej służyli Wielkiej Matce — mogli po tym jeszcze chodzić i mówić, tak jak ja, pozostając jednak w agonii i przerażając wiernych, kiedy im się ukazywali. Pora na nowego boga Mariusza, silnego i pięknego, takiego, jakim ja byłem, kochanka Wielkiej Matki. Po prawdzie — pora na kogoś na tyle silnego, kto zdoła uciec swym wyznawcom, wydostać się jakoś z tego dębu i udać się do Egiptu, by odszukać starych bogów i dowiedzieć się, dlaczego dosięgło nas takie nieszczęście.

Przymknął oczy. Pozostawał w bezruchu. Jego delikatna sylwetka kołysała się, jakby zrobiony był z czarnego papieru. Nagle zobaczyłem w niewytłumaczony sposób serię obrazów — owych gajów wybuchających płomieniami. Słyszałem ich krzyki. Mój umysł — racjonalny, rzymski — opierał się tym obrazom. Próbowałem je raczej zapamiętać niż poddać się im, ale ten, który mi je przysłał — ten stwór był cierpliwy i nie ustawał w przekazywaniu mi nowych scen. Ujrzałem kraj, który mógł być tylko Egiptem. Wszystko dookoła żółte. Piasek kładzie się na wszystkim i przemienia wszystko w żółty kolor. Ujrzałem jeszcze więcej schodów prowadzących do wnętrza ziemi i ujrzałem sanktuaria…

— Odszukaj ich — powiedział. — Dowiedz się, dlaczego i w jaki sposób mogło się to przydarzyć. Dopilnuj, aby to nigdy nie przydarzyło się w przyszłości. Użyj swych mocy na ulicach Aleksandrii i odszukaj starszych. Ufajmy, że są tam, tak jak ja jeszcze jestem tutaj.

Zbyt byłem wstrząśnięty, aby odpowiedzieć, zbyt przytłoczony tajemnicą. Być może nawet była taka chwila, w której zaakceptowałem takie przeznaczenie, zaakceptowałem je całkowicie, choć nie jestem wcale pewny.

— Wiem — powiedział. — Żaden sekret nie ukryje się przede mną. Nie chcesz wcale zostać Bogiem Gaju i już rozmyślasz o ucieczce. Ale widzisz, nieszczęście to może ci się przytrafić wszędzie, dokądkolwiek się udasz, i tylko odszukanie przyczyny może mu w przyszłości zapobiec. Tak więc wiem, że wyruszysz do Egiptu, bo w przeciwnym wypadku ty również możesz zostać spalony przez bezlitosne słońce, nawet ciemnej nocy czy w mrocznej ziemi.

Stwór podsunął się bliżej, ciągnąc za sobą wysuszone stopy po posadzce.

— Zapamiętaj dobrze moje słowa, musisz uciec jeszcze tej nocy — oznajmił. — Powiem wiernym, że musisz udać się do Egiptu, aby uratować nas wszystkich. Mają jednak nowego i dzielnego boga, nie tak łatwo zgodzą się od razu z nim rozstać. Ty jednak nie zważając na to, musisz tam iść. Nie wolno ci pozwolić się uwięzić po uroczystościach w tym drzewie. Musisz podróżować szybko. Przed wschodem słońca, aby uniknąć światła, schowaj się w Matce Ziemi. Ona cię ochroni. A teraz podejdź do mnie. Dam ci teraz krew. Módl się, bym jeszcze miał siły, aby przekazać ci mą odwieczną moc. To będzie trwało długo. Najpierw odbiorę, aby później dać i ponownie wezmę, by dać na nowo.

Nie czekając nawet na to, co odpowiem, nagłe zjawił się tuż przy mnie, zaciskając palce na moim ciele. Pochodnia wypadła mi z rąk. Upadłem do tyłu na schody, ale jego zęby były już na mojej krtani. Wiesz, co potem było, wiesz, jak to jest czuć, że wyciągają z ciebie krew, czuć to omdlenie. W tamtej chwili ujrzałem groby i świątynie Egiptu. Ujrzałem duże postacie, olśniewające, jak siedziały jedna obok drugiej niczym na tronach królewskich. Widziałem i słyszałem inne głosy przemawiające do mnie w różnych językach. A między tym wszystkim doszedł do mnie rozkaz: służ Matce, bierz krew, która jest ofiarą, panuj nad tą miłością i uwielbieniem, która jest, jedyną religią, wiecznym kultem gaju.

Walczyłem, jak ktoś rzucający się podczas snu, niezdolny do krzyku, niezdolny do ucieczki. A kiedy zdałem sobie sprawę, że jestem wolny i już dłużej nie przygwożdżony do ziemi, ujrzałem boga ponownie, czarnego, jakim był poprzednio, lecz tym razem ożywionego, krzepkiego, jakby płomienie tylko trochę go podsmażyły i odzyskał pełnię siły. Jego twarz była teraz wyraźna, nawet piękna, rysy twarzy szlachetne i wyraziste pod popękaną powłoką sczerniałej skóry. Żółte oczy zaokrągliły się i otoczone zostały naturalnymi fałdkami ciała. Nadal jednak był chromy, nadal cierpiący, prawie niezdolny do wykonania ruchu.

— Wstań, Mariuszu — powiedział. — Spala cię pragnienie, a potrafię je zaspokoić. Wstań i podejdź do mnie.

Znasz też tę ekstazę, jaką czułem, kiedy jego krew wypłynęła do mnie, kiedy dotarła do każdego naczyńka, każdej mojej kończyny. Straszliwe wahadło dopiero jednak zaczęło się odchylać w jedną stronę.

Minęły godziny, gdy odebrał mi krew, a potem wielokrotnie dawał swoją. Leżałem na podłodze łkając, gdy wyssał mi krew. Trząsłem się, jak przedtem on. Gdy znów napoił mnie krwią, wstałem w szalonym uniesieniu, tylko po to, by po chwili ponownie poddać się jego zachłannemu pragnieniu.

Po każdej wymianie krwi następowała lekcja: że jestem nieśmiertelny, że tylko słońce i ogień są dla mnie śmiertelnym niebezpieczeństwem, że w ciągu dnia powinienem spać w ziemi i że nigdy nie zaznam choroby czy śmierci naturalnej. Moja dusza pozostanie we mnie i nigdy nie przejdzie w jakąś inną formę; jestem sługą Matki i księżyc dawać będzie mi siłę i moc. Karmić się będę krwią złoczyńców, a nawet i krwią niewinnych, którzy zostaną poświęceni Matce. Pomiędzy kolejnymi ofiarami pozostawać będę w głodzie, a moje ciało stanie się suche i puste, dopóki nie napełni się krwią ofiary i stanie się na powrót pełne i piękne, jak nowe rośliny wiosną. W cierpieniu i ekstazie, których doznam, będzie zachowany cykl pór roku. Moce mego umysłu, zdolność czytania myśli i intencji innych powinienem użyć dla oceny mych wyznawców, by prowadzić ich w sprawiedliwość i według ich praw. Nigdy nie będę pił innej krwi niż pochodząca z ofiary. Nigdy nie będę próbował zatrzymać tylko dla siebie tych mocy.

Takich oto rzeczy dowiedziałem się i zrozumiałem je. To, czego jednak naprawdę dowiedziałem się tej nocy, czego zawsze uczymy się w chwili picia krwi, to fakt, że nie byłem już dłużej człowiekiem śmiertelnym, bo przeszedłem z tego świata w coś tak wszechmocnego, że wszelkie moje poprzednie doświadczenia i wiedza mogły tylko przeszkadzać mi w wytłumaczeniu nowego. Moim przeznaczeniem było, używając słów Maela, znaleźć się poza wszelką wiedzą, którą każdy — śmiertelny czy nieśmiertelny — mógł mi dać.

W końcu bóg przygotował mnie do wyjścia na zewnątrz. Wyssał ze mnie tyle krwi, że z trudnością utrzymywałem się na nogach. Byłem jak upiór, widmo. Płakałem z pragnienia. Widziałem krew i czułem jej zapach. Rzuciłbym się na niego, przytrzymał i osuszył go, gdybym tylko miał na to siły. Ale moc, oczywiście, należała do niego.