W swojej flanelowej czapce i szlafroku, z gołymi nogami i stopami — Roget wyglądał jak postać z wierszyków dziecinnych. Obudziłem go właśnie w środku nocy i nie dałem mu nawet czasu na przebranie się, nawet na założenie pantofli czy przyczesanie włosów.
— Co on mówi? — zażądałem odpowiedzi.
— Mówi coś o czarach, Monsieur. Mówi, że posiada pan siły nadprzyrodzone. Mówi o La Voisin i o Chambre Ardente, starej sprawie jeszcze z czasów Króla Słońce, wiedźmy, która rzuciła urok na najwyższe osobistości z dworu.
— Kto uwierzy dzisiaj w takie bzdury? — udałem całkowite zdziwienie. Prawda jednak była taka, że włosy stawały mi dęba na głowie.
— Monsieur, mówił także rzeczy gorzkie — mówił dalej Roget — że ludzie pańskiego pokroju, jak on to ujął, zawsze mieli dostęp do wielkich sekretów. Ciągle powtarza o jakimś miejscu w pańskich stronach rodzinnych zwanym miejscem czarownic.
— Mojego pokroju?
— Miał to na myśli, że jest pan arystokratą, Monsieur — odpowiedział Roget. Był nieco zmieszany. — Kiedy człowiek wpada w złość, tak jak to czyni Monsieur de Lenfent, takie rzeczy zaczynają być istotne. On jednak nie rozpowiada swoich Podejrzeń. Powiedział to tylko mnie. Twierdzi, że pan zrozumie, dlaczego on panem gardzi. Pan nie podzielił się z nim swoimi odkryciami. Ciągle powtarza o La Voisin, o rzeczach pomiędzy niebem a ziemią, dla których nie ma racjonalnego wytłumaczenia. Twierdzi, że teraz już wie, dlaczego płakał pan na miejscu czarownic.
Przez chwilę nie mogłem patrzeć w twarz Rogeta. Była w tym wszystkim taka rozkoszna perwersja! A przecież ujął sedno sprawy. Jednocześnie tak cudownie i jak doskonale wręcz mijając się z nią. Na swój sposób, Nicki miał rację.
— Monsieur, jest pan najuprzejmiejszym człowiekiem — zaczął Roget.
— Niech pan mi oszczędzi, proszę…
— Ale Monsieur de Lenfent opowiada najfantastyczniejsze rzeczy, rzeczy, których nie powinien mówić nawet w dzisiejszych czasach. Mówi, że widział jak kula przeszyła pańskie ciało na wylot, kula, która powinna pana zabić.
— Strzał był chybiony, kula przeleciała obok — odrzekłem. — Roget, skończmy już z tym. Niech pan ich szybko wyekspediuje z Paryża, wszystkich.
— Wysłać ich z Paryża? Ale dokąd? Zainwestował pan tyle pieniędzy w to przedsięwzięcie…
— No to co? Kogo to obchodzi? — odrzekłem. — Niech pan ich wyśle do Londynu, na Drury Lane [Ulica na West Endzie w Londynie słynąca dawniej z licznych teatrów]. Niech pan zaproponuje Renaudowi tyle pieniędzy, by mógł otworzyć w Londynie własny teatr. Stamtąd mogą pojechać do Ameryki — na San Domingo, do Nowego Orleanu, Nowego Jorku. Niech się pan tym zajmie, monsieur. Nie dbam o to, jakie będą koszty. Niech pan zamknie teatr i pozbędzie się ich!
A wtedy ból minie, prawda? Przestanę ich widzieć zbierających się wokół mnie za kulisami, przestanę myśleć o Lelio, chłopcu z prowincji, który opróżniał dla nich wiadra z pomyjami i uwielbiał to.
Roget sprawiał wrażenie głęboko wystraszonego. Jak to jest — pracować dla dobrze ubranego wariata, który płaci potrójną stawkę za usługi po to, byś nie zastanawiał się zbytnio nad przyczyną jego poleceń? Nigdy się tego nie dowiem. Już nigdy nie będę wiedział, jak to jest być człowiekiem pod każdą postacią, fizyczną i psychiczną.
— Co do Nicolasa — dodałem — musi pan go przekonać do wyjazdu do Włoch i powiem panu, jak należy to zrobić.
— Monsieur, namówić go do zmiany ubrania, jakie ma na sobie, to już nie lada osiągnięcie.
— To będzie prostsze. Wie pan, jak bardzo jest chora moja matka. Otóż, niech pan sprawi, by zabrał ją do Włoch. To doskonały plan. Równie dobrze może też podjąć naukę w konserwatorium w Neapolu, a właśnie tam matka powinna się udać.
— On pisuje do niej… bardzo ją lubi.
— Dokładnie tak. Niech pan go przekona, że jej samej, bez niego, nigdy nie uda się zdrowej dotrzeć do Neapolu. Niech pan wszystko załatwi, monsieur; musi pan to przeprowadzić. On musi wyjechać z Paryża. Daję panu czas do końca tygodnia, po czym, kiedy zjawię się ponownie, chcę usłyszeć, że nie ma go już w mieście.
Wiele żądałem od Rogeta, to prawda. Nie mogłem jednak wymyślić nic lepszego. Oczywiście nikt nie uwierzyłby Nickiemu w jego bajanie o czarach, o to nie musiałem się martwić. Wiedziałem jednak, że jeśli Nicolas nie wyjedzie z Paryża, powoli sam siebie doprowadzi do szaleństwa.
Tej nocy walczyłem cały czas ze sobą, aby nie pójść odszukać go, aby nie zaryzykować ostatniego spotkania.
Po prostu czekałem, wiedząc doskonale, że tracę go na zawsze i że on nigdy nie pozna przyczyny, dla której wszystko to musiało się stać. Ja, który kiedyś występowałem przeciwko bezsensowi naszego istnienia, teraz odsyłałem go na bok bez wyjaśnienia. To była niesprawiedliwość, która mogła dręczyć go do końca jego dni. Lepsze to jednak niż poznanie prawdy, Nicki. Wiesz, może teraz trochę lepiej rozumiem wszystkie złudzenia. Jeśli tylko możesz wywieźć moją matkę do Włoch, jeśli jest jeszcze pora, aby ją wywieźć…
Tymczasem sam mogłem się przekonać, że Dom Tespisa został zamknięty. W pobliskiej kawiarni podsłuchałem rozmowę, z której wynikało, że aktorzy wyjechali do Anglii. Jak do tej pory, mój plan realizował się doskonale.
Zbliżał się już poranek, gdy wreszcie skierowałem kroki ku drzwiom domu Rogeta i pociągnąłem za dzwonek.
Otworzył szybciej niż myślałem, wyglądając na zamroczonego alkoholem i podnieconego.
— Zaczyna mi się podobać ten pański strój, monsieur — powiedziałem znużonym głosem. — Nie sądzę, bym tak ufał panu choć w połowie, gdy ma pan na sobie koszulę, spodnie i surdut…
— Monsieur — przerwał mi. — Wydarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego…
— Niech pan mi najpierw odpowie: Renaud i pozostali dotarli szczęśliwie do Anglii?
— Tak, Monsieur. Są już w Londynie, ale…
— A Nicki? Czy wyjechał do mojej matki w Owernii? Niech pan mi powie, że się nie mylę, że to już załatwione.
— Ależ Monsieur! — uniósł głos, a potem przerwał.
Nagle zupełnie nieoczekiwanie ujrzałem w jego myślach obraz matki. Gdybym pomyślał, wiedziałbym, co to oznacza. O ile było mi wiadomo, ten człowiek nigdy dotąd nie widział mojej matki. Jakżeż więc mógł pojawić się w jego myślach jej obraz? Wtedy jednak nie posługiwałem się rozsądkiem. W rzeczy samej byłem go zupełnie pozbawiony.
— Ona nie…
— Nie chce mi pan chyba powiedzieć, że już za późno! — wykrzyknąłem.
— Monsieur, niech mi pan pozwoli założyć tylko surdut… — powiedział tajemniczo i sięgnął po dzwonek.
I oto znowu ujrzałem jej obraz, twarz wymizerowaną i bladą, zbyt żywą dla mnie w tej chwili, bym mógł to znieść. Chwyciłem Rogeta za ramiona.
— Pan ją widział, Roget! Ona jest tutaj.
— Tak, Monsieur. Ona jest w Paryżu. Zabiorę pana do niej teraz. Młody de Lenfent powiedział mi, że przyjeżdża. Nie mogłem się jednak w żaden sposób skontaktować. Monsieur! Ja nigdy nie wiem, gdzie mogę pana znaleźć. Ona przyjechała już wczoraj.
Byłem zbyt ogłuszony, aby odpowiedzieć. Przysiadłem na fotelu i wszystkie zapamiętane jej obrazy pojawiły mi się nagle przed oczyma w takiej jasności, że zagłuszały całkowicie wszystko, co emanowało od niego. Żyła więc i była w Paryżu. A Nicki też nadal tu jeszcze był i w dodatku przebywał teraz z nią.
Roget podszedł do mnie, pochylił się, jakby chciał mnie dotknąć.