Выбрать главу

— Muszę pójść do Rogeta — powiedziałem cicho. — Muszę zaopiekować się Nickim, powiedzieć mu jakieś kłamstwa o tym, co tobie się przydarzyło.

Odwróciła się. Jej twarz nagle zmieniła się. Była zimna i mała, taka, jaką stawała się dawniej w domu, gdy coś nie znajdowało w niej aprobaty.

— A po co im w ogóle mówić cokolwiek o mnie? — zapytała — Po co zawracać sobie nimi głowę?

Byłem zaskoczony, choć spodziewałem się tych słów. Być może nawet czekałem na to. Być może wyczułem to w niej nie wypowiedzianymi pytaniami.

Chciałem przypomnieć jej, że Nicki był przy jej łożu, gdy umierała. Czy to nic nie znaczy? Ale jakże zabrzmiało to sentymentalnie, jak na wskroś ludzko, jak zdecydowanie głupio. A przecież nie było to wcale głupie.

— Nie zamierzam cię osądzać — powiedziała.

Oparła się o okno.

— Ja po prostu nie rozumiem. Dlaczego pisałeś do nas? Dlaczego posyłałeś nam te wszystkie prezenty? Dlaczego nie wziąłeś tego białego ognia z księżyca i nie poszedłeś z nim tam, gdzie tylko chciałeś?

— Ale gdzie mógłbym chcieć odejść? — odpowiedziałem. — Odejść od wszystkich tych, których znałem i kochałem? Nie chciałem przestać myśleć o tobie, o Nickim, nawet o moim ojcu i braciach. Zrobiłem właśnie to, co chciałem — odrzekłem.

— A zatem sumienie odgrywało w tym jakąś rolę?

— Jeśli trzymasz się sumienia, robisz to, co chcesz — odrzekłem. — Ale to było nawet prostsze. Chciałem, abyście otrzymali to bogactwo, które wam ofiarowałem. Chciałem abyś… abyś była szczęśliwa.

Przez moment zawahała się.

— Czy chciałabyś, abym o tobie zapomniał? — zapytałem. Zabrzmiało to złośliwie, jakby wypowiedziane w złości.

Nie od razu odpowiedziała.

— Nie, oczywiście, że nie — odrzekła. — A gdybym to ja była na twoim miejscu, również bym ciebie nie zapomniała. Ale całą ich resztę? Nic mnie nie obchodzą. Nigdy już nie zamienię nawet słowa z nimi. Nawet na nich nie spojrzę.

Przytaknąłem głową, ale nienawidziłem tego, co powiedziała. Przerażała mnie.

— Nie mogę przejść do porządku dziennego nad faktem, że umarłam, że jestem całkowicie odcięta od świata wszystkich żywych, że nie należę do nich. A przecież potrafię mieć smak, widzę, czuję. Mogę pić krew. Jestem jednak jak coś, czego nie można dostrzec, jak coś, co nie może wpłynąć na bieg rzeczy.

— To nie jest tak — odrzekłem. — Jak sądzisz, na jak długo wystarczą ci zmysły wzroku, dotyku, smaku, jeśli nie ma miłości? Nikogo razem z tobą?

Ten sam nic nie rozumiejący wyraz twarzy.

— Och, po co mam ci mówić takie rzeczy? Po co zawracam ci tym głowę — dodałem. — Jestem z tobą. Jesteśmy razem. Nie wiesz, jak to było ze mną, kiedy byłem sam. Nie możesz sobie tego nawet wyobrazić.

— Niepokoję ciebie, a wcale nie mam takiego zamiaru — odrzekła. — Powiedz im, co chcesz. Może nawet wymyślisz jakąś historyjkę, w którą uwierzą. Nie wiem. Jeśli chcesz, abym pojechała z tobą, uczynię to. Zrobię wszystko, o co mnie poprosisz. Mam jednak jeszcze jedno pytanie do ciebie. — Przyciszyła głos. — Chyba nie chcesz dzielić z nimi twojej mocy?

— Nie, nigdy.

Potrząsnąłem głową, jakbym chciał wyrazić, że sama myśl o tym była zupełnie fantastyczna. Patrzyłem na klejnoty, myśląc o tych wszystkich prezentach, które wysłałem, myśląc o domku dla lalek. Pomyślałem o aktorach Renauda, bezpiecznych za kanałem La Manche.

— Nawet z Nicolasem?

— Nie, Boże, nie!

Spojrzałem na nią. Kiwnęła nieco głową, jakby aprobując moją odpowiedź. Roztargnionym gestem odrzuciła włosy znad czoła.

— Dlaczego nie z Nicolasem?

Chciałem, aby to już się skończyło.

— Ponieważ jest młody — odrzekłem — i ma jeszcze przed sobą życie. Nie jest na granicy śmierci.

Byłem teraz bardziej niż zaniepokojony i skrępowany. Byłem nieszczęśliwy.

— Minie czas, zapomni o nas… chciałem powiedzieć — o naszych rozmowach.

— Mógłby umrzeć jutro — wtrąciła. — Jakiś powóz mógłby potrącić go na ulicy…

— Czy chcesz, abym to zrobił — spojrzałem na nią wściekłym spojrzeniem.

— Nie, nie chcę, abyś to robił. Kimże ja jestem, abym mówiła ci, co masz robić? Próbuję tylko ciebie zrozumieć.

Jej długie, ciężkie włosy znowu opadły na ramiona. Poirytowana uchwyciła je obiema rękami.

Nagle wydała z siebie niski, syczący odgłos, a jej ciało zesztywniało. Trzymała swe długie loki i nie mogła oderwać od nich wzroku. — Mój Boże — szepnęła. A potem w ataku paroksyzmu puściła je i zaczęła krzyczeć.

Dźwięk sparaliżował mnie. Ostry ból przeszedł moją głowę. Nigdy nie słyszałem jej krzyczącej. A ona nie przestawała, jakby obejmowały ją płomienie ognia. Ciężko oparła się o okno i krzyczała coraz głośniej, wpatrując się cały czas w swoje włosy. Dotykała je, a potem odsuwała od nich palce, jakby je parzyły. Obracała się to na jedną, to na drugą stronę, jakby próbowała uciec od własnych włosów.

— Przestań! — krzyknąłem. Chwyciłem ją mocno za ramiona i potrząsnąłem. Z trudem łapała powietrze. Od razu zrozumiałem, o co chodzi. Jej włosy odrosły podczas snu! Aż do długości, jakiej były poprzednio. Były nawet gęstsze, bardziej połyskujące. To właśnie nie pasowało do jej wyglądu, na to zwróciłem uwagę i jednocześnie przeoczyłem, a ona zauważyła to sama właśnie przed chwilą.

— Przestań! Przestań natychmiast! — krzyknąłem głośniej. Jej ciało trzęsło się tak gwałtownie, że z trudem mogłem utrzymać ją w ramionach. — Po prostu odrosły, to wszystko! — stwierdziłem z naciskiem. — To zupełnie naturalne w twoim przypadku, nie widzisz. To nic!

Krztusiła się, próbując się uspokoić. Znów je dotykała i nadal krzyczała, jak gdyby jej palce pokryły się bąblami. Próbowała wyrwać się z mojego uścisku, a następnie zaczęła szarpać włosy w absolutnym przerażeniu.

Tym razem potrząsnąłem ją mocniej.

— Gabrielo! — krzyknąłem. — Rozumiesz, co mówię do ciebie? Odrosły i będą zawsze odrastać, jeśli je zetniesz. Nie ma w tym nic przerażającego, na miłość piekieł, przestań!

Pomyślałem, że jeśli nie przestanie, sam chyba oszaleję. Trząsłem się jak ona.

Przestała krzyczeć, chwytała powietrze krótkimi oddechami. Nigdy jej takiej nie widziałem, nigdy podczas tych wszystkich lat w Owernii. Pozwoliła podprowadzić się do ławy przy kominku. Posadziłem ją na ławie, a ona przyłożyła dłonie do skroni i próbowała złapać oddech; jej ciało kołysało się powoli do przodu i do tyłu.

Rozejrzałem się za nożyczkami. Sam nie miałem żadnych. Te małe złote upadły gdzieś na podłogę w krypcie poniżej nas. Wyciągnąłem nóż.

Szlochała cicho, ukrywając twarz w dłoniach.

— Czy chcesz, abym je obciął ponownie? — zapytałem.

Nie było odpowiedzi.

— Gabrielo, posłuchaj — odsłoniłem jej twarz, odsuwając ręce. — Jeśli chcesz, obetnę je. Każdej nocy mogę je obcinać i spalać. To wszystko.

Patrzyła na mnie w tak doskonałym bezruchu, że nie wiedziałem, co mam zrobić. Jej twarz osmarowana była krwią z roztartych łez, krew była też na jej ubraniu. Wszędzie krew.

— Czym mam je obciąć? — zapytałem ponownie.

Wyglądała tak, jakby ktoś przed chwilą uderzył ją, raniąc do krwi. Nadal spoglądała oczyma rozszerzonymi ze zdziwienia, a krwawe łzy płynęły po jej policzkach. Po chwili jednak opanowała się i przestała płakać. Widziałem, jak łzy pociemniały i wysuszyły się na skorupę na jej białej skórze. Ostrożnie wytarłem jej twarz koronkową chusteczką. Poszedłem do ubrań, które trzymałem w wieży, ubrań i szat, które wykonano na moje zamówienie w Paryżu lub które tam kupiłem i przeniosłem tutaj.