Выбрать главу

Milczał, wpatrując się we mnie nieruchomo.

— Armand? — odezwałem się z należytym szacunkiem. — Czy wolno mi zwracać się do ciebie w ten sposób? — Przysunąłem się bliżej, przyglądając się jego twarzy i próbując wychwycić najmniejszą zmianę w jego wyrazie. — Ty w oczywisty sposób jesteś ich przywódcą! I tylko ty możesz nam to wszystko wyjaśnić.

Słowa jednak kiepsko ukrywały moje myśli. Oddziaływałem bardziej na niego myślami. Zapytywałem go, jak to się stało, że doprowadził ich do obecnego stanu, on, który wydawał się równie szacowny wiekiem jak stara królowa i który wraz z nią pojmował więcej niż wszyscy oni razem wzięci. Wyobraziłem go sobie ponownie stojącego przed ołtarzem w katedrze Notre Dame z tym nieziemskim wyrazem twarzy. Poczułem się mu oddany, wyczułem możliwości, jakie tkwiły w nim, odwiecznym wampirze, który cały czas stał milczący i nieruchomy.

Wydaje mi się, że szukałem w nim wtedy, choć przez chwilę zaledwie, ludzkich uczuć! Wydawało mi się, że ujawni je mądrość. Śmiertelny człowiek we mnie, ten sam, który krzyczał i płakał wtedy w gospodzie, uświadamiając sobie wizję chaosu, powiedział:

— Armand, co to wszystko ma znaczyć? — Wydawało mi się, że jego brązowe oczy drgnęły, ale w chwilę później jego twarz przybrała wyraz takiej wściekłości, że odruchowo cofnąłem się do tyłu.

Nie wierzyłem swoim zmysłom. Nagłe zmiany, jakie przechodził wtedy w katedrze, były niczym przy tym, co teraz widziałem. Tak doskonałego odzwierciedlenia zła i złości nigdy jeszcze nie widziałem. Nawet Gabriela cofnęła się do tyłu. Uniosła prawą rękę, zasłaniając Nickiego. Ja też cofnąłem się nieco, aby się z nią zrównać. Nasze ramiona dotknęły się.

Tymczasem w identyczny sposób, niemal cudowny, nienawiść malująca się na jego twarzy nagle rozmyła się. Jego twarz ponownie była słodkim i świeżym obliczem młodego chłopca.

Stara królowa ledwo dostrzegalnie uśmiechnęła się i przeczesała włosy swoimi białymi pazurami.

— Ty zwracasz się do mnie o wyjaśnienia? — zapytał wódz wampirów. Wzrokiem omiótł postać Gabrieli i zupełnie ogłuszonego Nicolasa, opartego na jej ramieniu. Potem z powrotem spojrzał na mnie. — Mógłbym mówić aż do końca świata — powiedział — i nie zdołałbym ci wyjaśnić, co tu przed chwilą zniszczyłeś.

Wydawało mi się, że usłyszałem szydercze parsknięcie królowej, ale zbyt byłem zajęty nim, aby zwrócić na to większą uwagę. Wyczuwałem miękkość jego mowy i zarazem tkwiącą w niej tamowaną wściekłość i złość.

— Od początku świata — mówił dalej — istniały te tajemnice. — Armand wydawał się niski, stojąc w tak wielkiej sali, głos wydobywał się z niego bez wysiłku, dłonie zwieszały się bezwładnie. — Od starożytnych czasów istniały wampiry nawiedzające miasta, w których żył człowiek, karmiące się nim nocną porą, bo tak zostało to nam nakazane przez Boga i Szatana. Jesteśmy bowiem wybrańcami Szatana, a ci, którzy byli przyjmowani do naszej rodziny, musieli najpierw przejść przez próbę setek występków i zbrodni, zanim Mroczny Dar nieśmiertelności mógł być im przyznany.

Mówiąc to, zbliżył się nieznacznie do mnie, a światło pochodni pulsowało w jego oczach.

— Umierali przed swymi bliskimi — odezwał się ponownie — ale mała domieszka naszej krwi pozwalała im znieść przerażające oczekiwanie na nas w trumnie. Wtedy i tylko wtedy przekazywano Dar Ciemności. Byli ponownie zamykani w trumnie i w grobie i pozostawali tam aż do czasu, kiedy pragnienie krwi dodało im takiej siły, że rozrywali wąską skrzynię i powstawali. — Jego głos stał się nieco mocniejszy, bardziej dźwięczny. — W tych ciemnych grobach poznawali śmierć. Śmierć i siłę zła pojmowali właśnie wtedy, gdy wstawali z grobów, odrywali wieko trumny i obalali żelazne drzwi krypt i grobowców, które dzieliły ich od świata. I uczucie politowania dla tych, którzy nie potrafili się stąd wydostać. Dla tych, których jęki przywoływały następnego dnia śmiertelnych, bo nikt nie zjawiłby się tutaj nocą. Nie okazywaliśmy im żadnej litości. Ci, co powstali, stawali się wampirami, którzy spacerowali po ziemi, i poddawani byli próbie oczyszczenia. Dzieci Ciemności, urodzone z krwi nowicjuszy, nigdy nie osiągały pełnej siły swego mistrza, a dopiero czas przynosił im mądrość korzystania z Daru Ciemności, zanim naprawdę stawali się silni. Narzucano im jednak pewne obowiązki i zasady Prawa Ciemności: żyć między martwymi, bo sami jesteśmy martwi, zawsze wracać do swojego grobu lub do grobu bardzo podobnego, unikać miejsc oświetlonych, porywać lub zwabiać nasze ofiary do miejsc odosobnionych, z dala od swej kompanii, by tam pozbawiać ich życia, wreszcie szanować i honorować moc Boską, krzyżyk na szyi, sakramenty, nigdy nie przekraczać progu domu Bożego, bowiem On pozbawi cię natychmiast wielkiej siły i wtrąci w czeluście piekieł, na zawsze kończąc twoje panowanie na ziemi.

Przerwał. Po raz pierwszy spojrzał na starą królową i zdawało mi się, choć nie mogłem tego stwierdzić z całą pewnością, że jej twarz znowu wprawiła go we wściekłość.

— Ty szydzisz z tych rzeczy — odezwał się do niej. — Magnus też szydził i miał je w pogardzie! Zaczął drżeć na całym ciele. Na tym polegało jego szaleństwo i dokładnie na tym samym polega twoje szaleństwo, ale powtarzam ci, ty nie rozumiesz tych tajemnic!

Odwrócił się od niej i wahał, czy mówić dalej. Jego oczy błądziły bezładnie po ścianach wielkiej krypty.

Stara królowa zaczęła coś bardzo cicho nucić. Śpiewała pod nosem, ledwo dosłyszalnie. Po chwili zaczęła kołysać się do przodu i do tyłu z głową przekrzywioną na jedną stronę, z rozmarzonymi oczyma. Jeszcze raz wyglądała pięknie.

— Dla moich dzieci to już skończone — wyszeptał wódz wampirów. — Skończone i po wszystkim, bowiem od teraz wiedzą, w swojej nieświadomości, że mogą lekceważyć sobie wszystko to, co do tej pory wiązało nas razem ze sobą i dawało nam siły, by żyć dalej jako stworzenia potępione!

Raz jeszcze spojrzał mi prosto w twarz.

— A ty prosisz mnie o wytłumaczenie, jakby to nie było od razu widoczne! Ty, dla którego działanie Mrocznej Zamiany jest aktem bezwstydnej chciwości. Przekazałeś je nawet w łono, które cię nosiło! A dlaczego zatem i nie temu tutaj skrzypkowi diabła, którego czcisz z daleka każdej nocy?

— Czy nie mówiłam ci? — śpiewała królowa. — Czy zawsze o tym nie wiedzieliśmy? Nie ma niczego, czego moglibyśmy się obawiać w znaku krzyża, w święconej wodzie, nawet w samym sakramencie… — Powtarzała te słowa, zmieniając tylko melodię. — A te stare rytuały, kadzidło, ogień, ślubowania i przyrzeczenia, gdy wydawało nam się, że widzieliśmy Boga Zła w ciemności, te szepty…

— Przestań! — krzyknął Armand załamującym głosem.

Jego dłonie w ludzkim odruchu uniosły się do głowy, by zasłonić uszy przed wypowiadanymi bluźnierstwami. Wyglądał teraz jak mały chłopiec, zagubiony i zdezorientowany. Boże, że też nasze nieśmiertelne ciała mogą więzić w sobie takie zróżnicowanie, że też nasze nieśmiertelne twarze nie potrafią być maską dla naszych prawdziwych wnętrz.

Jeszcze raz wbił we mnie swoje spojrzenie. Przez chwilę myślałem, że znów będę świadkiem jednego z tych upiornych przeobrażeń jego oblicza albo że wybuchnie jakimś niekontrolowanym atakiem wściekłości. Stężałem gotowy na wszystko.

On jednak po cichu przekazywał mi swoje błagania.