Mój głos stawał się coraz głośniejszy, jak tamtej nocy w teatrze:
— Och, kim jesteś, jeżeli nie kochasz? Jak to możliwe, że sumą twojej mądrości jest zwykła zdolność do uczucia?
Cofnąłem się, rozglądając się po tym gigantycznym grobowcu z wilgotną ziemią zamykającą się olbrzymim łukiem nad naszymi głowami. To miejsce przechodziło ze świata materialnego w halucynacje.
— Boże, czy tracicie rozsądek wraz z Mroczną Zamianą? — zapytałem. — Wraz z naszym rytuałem, zamykaniem młodych w grobie? Czy też może byliście już potworami jako jeszcze żyjący ludzie? Jakżeż nie moglibyśmy kochać żywych każdym oddechem naszych ust?
Brak odpowiedzi. Tylko pozbawione sensu krzyki umierających z głodu. Żadnej odpowiedzi. Tylko bicie serca Nickiego.
— Posłuchajcie mnie jeszcze, tylko uważnie.
Wskazałem palcem najpierw na Armanda, potem na starą królową.
— Nigdy nie obiecałem diabłu mojej duszy. Uczyniłem wampirem tę kobietę po to, aby uchronić ją przed robakami, które rozkładają ciała wokoło nas. Jeśli miłość do śmiertelnych jest takim właśnie piekłem, o którym mówisz, to ja już je osiągnąłem. Już spotkałem się z moim przeznaczeniem. Zostawcie mnie w tym samego, a wszystkie nasze rachunki zostaną rozliczone.
Mój głos załamał się. Z trudem łapałem powietrze. Zmierzwiłem sobie dłonią włosy. Postać Armanda zdawała się wydawać blask, gdy zaczął powoli zbliżać się do mnie. Jego twarz wyrażała nieprawdopodobne połączenie niewinności i lęku.
— Trupy, trupy — powiedziałem. — Nie zbliżaj się. Mówić o obłąkaniu i miłości w tym cuchnącym miejscu! A ten stary potwór, Magnus, zamykający ich w swoich lochach — jakże on mógł kochać swoich więźniów? Chyba w taki sam sposób, w jaki mali chłopcy kochają motyle, kiedy odrywają im skrzydła!
— Nie, drogie dziecko. Wydaje ci się, że rozumiesz, ale tak nie jest — zaśpiewała niczym nie zrażona stara kobieta. — Ty dopiero zacząłeś ich kochać. — Zaśmiała się cicho i rytmicznie. — Żal ci ich, to wszystko. Podobnie litujesz się nad sobą, bo nie możesz być jednocześnie ludzki i nieludzki. Czy tak to przypadkiem nie wygląda, co?
— Kłamstwa — odrzekłem. Przysunąłem się bliżej Gabrieli i objąłem ją ramieniem…
— Nadejdzie taki czas, kiedy zrozumiesz, jak bardzo ta miłość jest złożona — stara królowa mówiła dalej — kiedy będziesz występny, zły i znienawidzony. Taka jest twoja nieśmiertelność, dziecko.
Wyrzuciła ramiona do góry i zawyła.
— Niech cię piekło pochłonie — odrzekłem.
Uniosłem Gabrielę z Nickim i zacząłem cofać się z nimi w kierunku drzwi.
— Wy już jesteście w piekle — dodałem — a ja zamierzam was tutaj zostawić.
Zabrałem z rąk Gabrieli Nickiego i zaczęliśmy biec przez katakumby w kierunku schodów.
Za nami usłyszałem znowu szaleńczy śmiech starej królowej.
W ludzkim odruchu, niczym Orfeusz, zatrzymałem się i obejrzałem do tyłu.
— Lestat, prędzej! — usłyszałem szept Nicolasa. Gabriela rozpaczliwie dawała mi znaki, bym biegł dalej.
Armand nie poruszył się. Stara królowa stała obok niego, zanosząc się od śmiechu.
— Do wiedzenia, moje dzielne dziecko! — krzyknęła. — Podążaj nadal wytrwale Diabelską Drogą. Podążaj tą drogą tak długo jak możesz.
Gromada rozpierzchła się w zimnym deszczu, niczym przerażone duchy, gdy wypadliśmy jak burza z grobowca na zewnątrz. Zaskoczeni i obezwładnieni nagłością naszego wyjścia, przyglądali się już tylko, jak wybiegaliśmy z cmentarza prosto na zatłoczone ulice wokół Les Innocents.
W ciągu kilku chwil porwaliśmy jakiś powóz i byliśmy już w drodze do domu, do wieży.
Bezlitośnie smagałem biczem konia, a przecież byłem tak śmiertelnie zmęczony, że nadprzyrodzona siła wydawała się zaledwie tylko wyimaginowanym pojęciem. Mijając każde skupisko krzewów, każdy zakręt — oczekiwałem w niepokoju, że mogę ujrzeć te brudne demony znowu otaczające nas wokoło.
Udało mi się po drodze, w przydrożnej gospodzie, już za miastem, zdobyć dla Nicolasa trochę jedzenia i picia oraz koce, którymi mogliśmy wreszcie go okryć.
Był nieprzytomny. Stracił przytomność już dawno, zanim dotarliśmy do wieży. Wniosłem go po schodach do salki na wysokim piętrze, tej samej, do której zaniósł mnie Magnus. Jego gardło nadal było spuchnięte i w ranach od wcześniejszych ugryzień. Chociaż był pogrążony w głębokim śnie, gdy kładłem go na słomiany materac na łóżku, czułem, jak bardzo męczy go pragnienie, straszne uczucie pragnienia, takie, jakie ja odczuwałem, gdy Magnus po raz pierwszy zaczerpnął mojej krwi.
No cóż, wokoło pełno było dobrego wina dla niego, jak tylko się obudzi. Nie brakowało także i jedzenia. Wiedziałem również — choć nie wiem, na jakiej podstawie — że nie umrze.
Jakie będą jego godziny za dnia, trudno mi było sobie wyobrazić. Był jednak bezpieczny, gdy tylko przekręciłem klucz w zamku. Bez względu na to, kim był dla mnie lub kim miał okazać się w przyszłości, żaden śmiertelnik nie miał prawa poruszać się swobodnie po moim domu, gdy ja byłem pogrążony we śnie. Więcej już nie mogłem myśleć. Czułem się jak śmiertelnik pogrążony we śnie, a jednak spacerujący po pokojach w somnambulicznym transie.
Patrzyłem na niego, słysząc jego nieprzytomne sny — sny o okropnościach Les Innocents — gdy nagle weszła Gabriela. Pochowała właśnie biednego nieszczęśnika, naszego chłopca stajennego, i wyglądała znowu jak zakurzony anioł z włosami sztywnymi i poplątanymi, w których odbijało się delikatne, połyskujące światło. Patrzyła na Nickiego przez dłuższą chwilę, a potem wyciągnęła mnie z pokoju. Gdy zamknąłem drzwi na klucz, sprowadziła mnie na dół do dolnej krypty. Tam objęła mnie i przytuliła się mocno, jak gdyby sama z trudem trzymała się na nogach.
— Posłuchaj mnie — odezwała się wreszcie, odsunąwszy się nieco ode mnie i biorąc w dłonie moją głowę. — Wywieziemy go z Francji, jak tylko będzie to możliwe. Nikt i tak nigdy nie uwierzy w jego szaleńcze opowiadanie o tym, co tutaj się wydarzyło.
Nie odpowiedziałem. Z trudem rozumiałem ją, jej rozumowanie, jej intencje. Kręciło mi się w głowie.
— Możesz kierować jego ruchami, jak kierowałeś aktorami w teatrze Renauda. Możesz wysłać go nawet do Nowego Świata, za ocean.
— Śpij — szepnąłem. Pocałowałem ją w otwarte usta. Trzymałem ją wzrokiem blisko przy sobie. Znów ujrzałem przed oczyma tę kryptę; to nie chciało wymazać się ze świadomości.
— Jak wyjedzie, będziemy mogli porozmawiać i o innych — odezwała się cicho.
— Może wysłać ich wszystkich z Paryża na jakiś czas…
Puściłem ją i odwróciłem się. Podszedłem do sarkofagu i na chwilę przysiadłem na jego kamiennym wieku. Po raz pierwszy w całym moim nowym nieśmiertelnym życiu autentycznie pragnąłem ciszy, którą dawał mi ten grób, poczucia, że wszystko wysuwa mi się z rąk na czas snu.
Wydawało mi się wtedy, że jeszcze coś powiedziała. Nie rób tego!
4
Kiedy obudziłem się, usłyszałem jego krzyki. Walił pięściami w dębowe drzwi, przeklinając mnie za to, że trzymam go w zamknięciu. Donośny głos wypełniał wieżę, a zapach jego przechodził przez kamienne ściany. Soczysty, och, jakże soczysty, zapach żywego ciała ludzkiego i krwi, jego ciała i krwi.
Gabriela spała jeszcze nieruchomo.
Nie rób tego.
Symfonia złości, symfonia szaleństwa dochodząca do mnie przez ściany, filozofia deformująca się tak, że jest w niej miejsce na upiorne obrazy, torturę, męki, na własny język…