Выбрать главу

— Możesz go mieć, jeśli chcesz — odpowiedziałem. — Jest twój; jeśli zabierze mi sprzed oczu ciebie, twoją złość i twój pokiereszowany umysł.

Wstałem od stolika i ruszyłem w jego kierunku. Wydaje mi się, że chciał mi chyba zastawić drogę, ale wydarzyło się coś dziwnego, coś niewytłumaczalnego. Kiedy zobaczyłem, że nie chce zejść mi z drogi, wezbrała we mnie wściekłość i zmaterializowała się, niczym niewidzialna pięść. Zobaczyłem, że rzuciło go do tyłu, jakby po uderzeniu pięścią. Z nagłą siłą odbił się od ściany.

Mogłem natychmiast opuścić to miejsce. Wiedziałem, że Gabriela tylko czekała na to, aby wyjść stąd i podążyć za mną. Nie wyszedłem jednak. Zatrzymałem się i obejrzałem na niego. Nadal tkwił przy ścianie, jakby nie mógł się stamtąd ruszyć. Patrzył na mnie uważnie, a jego nienawiść była tak czysta i doskonała, tak nie rozmyta zapamiętaną miłością, którą w rzeczywistości była zawsze.

Chciałem zrozumieć, naprawdę chciałem wiedzieć, co się wydarzyło. Znowu podszedłem do niego w milczeniu i tym razem to ja mu groziłem, i moje ręce wyglądały jak szpony, i to ja czułem jego strach. Wszyscy oni, poza Eleni, przejęci byli teraz strachem.

Gdy byłem już bardzo blisko niego, zatrzymałem się, a on patrzył prosto na mnie, jakby dobrze wiedział, o co go pytam.

— Wszystko to nieporozumienie, mój kochany — powiedział. — Nieporozumienie. — Na czoło znowu wystąpił mu krwawy pot. Oczy lśniły wilgocią. — To miało zranić innych, czy nie rozumiesz, wtedy, za życia, to granie na skrzypcach, aby ich rozłościć, zabezpieczyć dla siebie wyspę, gdzie ich prawa nie dosięgłyby mnie. Przyglądaliby się mojej ruinie, niezdolni do zrobienia czegokolwiek w tej sprawie.

Nie odpowiedziałem. Chciałem, by mówił dalej.

— A kiedy zdecydowaliśmy się, ty i ja, pojechać do Paryża, myślałem, że będziemy tu głodować, że będziemy się staczać coraz bardziej. Właśnie tego chciałem, nie tego, czego chcieli oni, abym ja, faworyzowany syn, zrobił raczej karierę dla nich. Myślałem, że się stoczymy, rozumiesz!

— Och, Nicki… — szepnąłem.

— Ale ty nie utonąłeś w wielkim mieście, Lestat — mówił dalej, unosząc brwi. — Ani głód, ani zimno — nic ciebie nie powstrzymało. Zatriumfowałeś! — Wściekłość znowu pogrubiła mu głos. — Nie zapiłeś się na śmierć gdzieś w rynsztoku. Wszystko obróciłeś na swoją korzyść! W każdym aspekcie naszego planowanego potępienia ty znajdowałeś bogactwo, obfitość i nie było końca twojemu entuzjazmowi i pasji, która z ciebie wypływała. Światło, zawsze światło. I zawsze w odpowiedniej proporcji do blasku światła, które było w tobie, istniała ciemność we mnie! Każdy nadmiar twojego szczęścia przeszywał mnie na wylot i tworzył odpowiednią proporcję ciemności i rozpaczy. I wreszcie magia! Kiedy zostałeś nią obdarowany, i o ironio nad ironie, zacząłeś chronić mnie przed nią!

Obróciłem się. Rozpierzchli się w ciemności. Zobaczyłem sylwetkę Gabrieli. Ujrzałem światło na jej dłoniach, gdy uniosła je do góry, dając mi znak, bym lepiej odszedł.

Nicki podsunął się bliżej i dotknął moich rąk. W jego dotyku czułem wzbierającą w nim nienawiść. To obrzydliwe być dotykanym z nienawiścią.

— Jak obojętny promień słońca rozgromiłeś nietoperze starego klanu! — wycedził przez zęby. — I dla jakiej to przy czyny? Co to oznacza, morderczy potworze, przepełniony światłem?

Obróciłem się do niego bokiem i uderzyłem go tak silnie, że wpadł do garderoby, prawą ręką roztrzaskując zwierciadło przy stoliczku, a głową odbijając się od ściany. Przez krótką chwilę leżał bez ruchu na stercie starych kostiumów scenicznych, aż wreszcie jego oczy na powrót odzyskały poprzednią determinację. Twarz złagodniała pod wpływem niemrawego uśmiechu, który się na niej pojawił. Wyprostował się i powoli wygładził surdut i potargane włosy.

Przypominało to bardzo moje własne zachowanie pod Les Innocents, gdy moi prześladowcy rzucili mnie na ziemię i gdy uległem ich sile.

Zrobił z godnością kilka kroków do przodu, a jego uśmiech był równie ohydny jak te, które widziałem poprzednio.

— Pogardzam tobą — odezwał się. — Już z tobą skończyłem. Mam moc, którą mnie obdarzyłeś: wiem, w przeciwieństwie do ciebie, jak jej używać. Jestem nareszcie w królestwie, gdzie j a zatriumfuję, bo taka będzie moja wola. W ciemnościach jesteśmy teraz równi sobie. A ty oddasz mi w posiadanie ten teatr, bo jesteś mi go winien i ponieważ lubisz rozdawać rzeczy. Czyż nie tak? Rozdajesz złote monety głodującym dzieciom. Już nigdy więcej nie spojrzę na twoje światło.

Obszedł mnie i rozpostarł ramiona w kierunku pozostałych wampirów.

— Chodźcie, moi piękni, chodźcie. Przed nami są sztuki, które trzeba napisać, sprawy, o które trzeba zadbać. Możecie się wiele ode mnie nauczyć. Ja wiem, jacy naprawdę są ludzie. Musimy poważnie zastanowić się nad wzbogaceniem i udoskonaleniem w nowych czasach naszych diabelskich sztuczek. Utworzymy wspólnotę, która będzie wyzwaniem dla wszystkich pozostałych wspólnot i klanów. Stworzymy coś, co nigdy jeszcze nie zostało stworzone.

Pozostali spojrzeli na mnie, przerażeni, wahający się. Chwila była pełna napięcia. Usłyszałem swój głęboki oddech. Moje pole wzroku poszerzyło się. Ponownie ujrzałem otaczające nas kulisy, wysokie belki u powały, ściany dekoracji scenicznej przecinające ciemność, niewielki blask wokół podstawy zakurzonej sceny. Ujrzałem cały budynek spowity w ciemności i przypomniałem sobie w jednej chwili wszystko, co wydarzyło się tutaj. Ujrzałem, jak z jednej nocnej zjawy wylęga się następna. Zobaczyłem, że opowiadanie zbliża się ku końcowi.

— „Teatr Wampirów” — szepnąłem. — Sami dokonaliśmy Mrocznej Zamiany w tym małym teatrzydle.

Nikt z obecnych nie ośmielił się nic powiedzieć. Tylko Nicolas uśmiechnął się.

Gdy odwróciłem się, aby wyjść z teatru, uniosłem rękę w geście, który ponaglał ich, by poszli w jego kierunku. Ja sam natomiast żegnałem się z tym miejscem.

Nie odeszliśmy daleko od świateł bulwaru, gdy zatrzymałem się. Bezgłośnie opanowały mnie tysiące przerażających wizji — że Armand zechce go jeszcze zgładzić, że jego nowi bracia i siostry wkrótce zmęczą się jego szaleństwem i zostawią go samego na pastwę losu, że ranek zaskoczy go błądzącego po ulicach, niezdolnego do znalezienia kryjówki przed słońcem. Spojrzałem w górę na niebo. Nie mogłem mówić ani oddychać.

Gabriela objęła mnie, a ja odwzajemniłem ten uścisk, zanurzając twarz w jej gęste włosy. Jej skóra i usta były jak chłodny aksamit. Czułem się otoczony jej miłością o monstrualnej czystości, która nie miała nic wspólnego z ludzkim sercem i ludzkim ciałem. Uniosłem ją do góry, obejmując mocniej. W ciemności byliśmy jak kochankowie, którzy nie pamiętali już o swoim życiu, jakie wiedli kiedyś oddzielnie.

— Podjął własną decyzję, mój synu — odezwała się do mnie. — Co się stało, to się stało; teraz już uwolniłeś się od niego na dobre.

— Matko, jak możesz tak mówić? — szepnąłem. — On nie wiedział. On nadal nie zdaje sobie spawy.

— Daj mu spokój, Lestat — odrzekła. — Oni się nim zaopiekują.

— Teraz jednak muszę odszukać tego diabła, Armanda — powiedziałem zmęczonym głosem. — Muszę zmusić go, by zostawił ich w spokoju.

Następnego wieczoru, kiedy przybyłem do Paryża, dowiedziałem się, że Nicki już wcześniej odwiedził Rogeta. Przyszedł godzinę przede mną, waląc do drzwi jak szalony. Krzycząc w ciemności, zażądał dokumentu własności teatru oraz pieniędzy, które, jak powiedział, obiecywałem mu. Groził Rogetowi i jego rodzinie. Kazał mu również napisać do Renauda i jego trupy w Londynie, by natychmiast powrócili do domu, jako że nowy teatr czeka już na nich. Kiedy Roget odmówił, Nicolas zażądał adresu aktorów w Londynie i zaczął przeszukiwać mu biurko.