Выбрать главу

Potem pojawiła się ta kobieta o włosach lwa i imieniu anioła, piękna i równie silna jak jej syn.

Wyszedł wreszcie z katakumb na czele swych braci, aby ukarać nas, tak jak kiedyś, wieki temu, zjawili się zakapturzeni, aby zniszczyć jego i jego Mistrza.

Nic jednak z tego nie wyszło.

Stał więc ubrany w te dziwne koronkowe i pełne brokatu szaty. W kieszeniach nosił monety. Jego umysł wypełniały obrazy z tysięcy książek, które kiedyś czytał. Czuł się dotknięty do żywego tym wszystkim, co ujrzał w pałacach pełnych światła w wielkim mieście zwanym Paryżem, i wydawało mu się, że słyszy swego dawnego mistrza, szepczącego mu do ucha te słowa:

— Tysiąc nocy będzie należało do ciebie, abyś mógł ujrzeć światło takim, jakim nigdy jeszcze nie widział go żaden śmiertelny, abyś mógł uchwycić je z dalekich gwiazd, jak gdybyś był Prometeuszem, nie kończącą się iluminacją, przy której zrozumiesz wszystko.

— Wszystko wymknęło się mojemu rozumieniu — powiedział Armand. — Jestem jak ten, którego na powrót wydała z siebie ziemia, a wy, Lestat i Gabrielo, jesteście, jak obrazy malowane przez mojego Mistrza w kolorach modrym, karminowym i złotym.

Stał bez ruchu w drzwiach z rękoma założonymi na ramionach. Patrzył na nas, bezgłośnie zapytując:

— Czy jest coś, co możemy poznać? Czy jest coś, co możemy dać? Jesteśmy opuszczeni przez Boga. A przede mną nie rozciąga się żaden Diabelski Gościniec, a w moich uszach nie słyszę żadnych dzwonów piekieł.

4

Minęła godzina. Może nawet więcej. Armand cały ten czas siedział przy ogniu. Na jego twarzy nie było już widać żadnych śladów dawno zapomnianej bitwy. W bezruchu, w jakim tkwił, wydawał się równie kruchy i delikatny jak pusta muszelka.

Gabriela przysiadła w pobliżu i również wpatrywała się w ciszy w trzaskające płomienie. Jej twarz była zmęczona i wydawała się pełna współczucia i litości. Bolało mnie to, że nie potrafiłem odczytać jej prawdziwych myśli.

Cały czas myślałem o Mariuszu. O tym, który malował obrazy w rzeczywistym świecie i o rzeczywistym świecie. Tryptyki, portrety, freski na ścianach swego palazzo.

A rzeczywisty świat nigdy nawet go nie podejrzewał, nie polował na niego, nie wykluczył ze społeczności. To banda zakapturzonych postaci, które przyszły, aby spalić jego malowidła, ci, którzy wspólnie z nim obdarzeni byli Mrocznym Darem. To oni orzekli, że dłużej już żyć i tworzyć wśród śmiertelnych nie może. Nie wśród śmiertelnych.

Ujrzałem moją scenę w teatrze Renauda i usłyszałem sam siebie śpiewającego na jej deskach, a śpiewanie to wkrótce przeszło w ryk. Nicolas powiedział: to wspaniale. A ja odrzekłem: byle co. To było jak uderzenie w Nicolasa. W mojej wyobraźni powiedział coś, czego w rzeczywistości wcale tej nocy nie wypowiedział:

— Pozwól, że zachowam to, w co mogę uwierzyć. Ciebie nigdy nie będzie na to stać.

Tryptyki Mariusza znajdowały się w kościołach i kaplicach klasztorów, być może także pokrywały ściany wielkich pałaców w Wenecji i Padwie. Wampiry nie odważą się przestąpić progów świętych miejsc, aby je zniszczyć. A więc były gdzieś tam, być może nawet z zachowanym podpisem, wkręconym gdzieś pomiędzy szczegółem obrazu, owe dzieła wampira, który oddał się im wraz ze swymi ludzkimi terminatorami, który utrzymywał śmiertelnego kochanka, spijając z niego zaledwie odrobinę krwi, by później udać się samotnie na łowy.

Pomyślałem o tej nocy w gospodzie, kiedy dostrzegłem bezsensowność życia, i łagodna ale bezdenna rozpacz opowiadania Armanda wydała mi się oceanem, w którym sam mógłbym utonąć. To było gorsze niż przeklęte wybrzeże umysłu Nickiego. Tak było przez trzy wieki — ciemność i nicość.

Promieniujące dziecię o kasztanowych włosach siedzące przy ogniu. Jeszcze raz otworzyłoby usta, a wokoło zapanowałaby atramentowa ciemność pokrywająca świat.

To jest, chcę powiedzieć, że ten jego protagonista, ten wenecki mistrz, który popełnił heretycki występek, uprowadzając myśli i znaczenie w płaszczyzny, które malował — że to musiało mieć jakieś znaczenie — a przedstawiciele naszego gatunku, wybrańców Szatana, musieli zamienić go w płonącą pochodnię.

Czy Gabriela widziała owe malowidła pojawiające się w opowiadaniu, tak jak ja je widziałam? Czy płonęły w jej głowie, tak jak płonęły w mojej?

Mariusz znalazł drogę do mojej duszy i wiedziałem już, że pozostanie tu na zawsze, razem z zakapturzonymi fanatykami, którzy zamienili jego obrazy ponownie w chaos.

Odczuwając tępe cierpienie, pomyślałem o opowieściach podróżnika, że Mariusz jednak żyje i że widziany był w Egipcie i Grecji.

Chciałem zapytać Armanda, czy było to możliwe? Mariusz musiał być przecież bardzo silny… Uznałem jednak za niestosowne pytać go o to.

— Stara legenda — wyszeptał.

Jego głos był równie dokładny, jak ten bezgłośny, wydobywający się z jego duszy, który słyszałem poprzednio. Nie spiesząc się i nie odwracając wzroku od płomieni, zaczął mówić dalej:

— Legendy z zamierzchłych czasów, zanim oni zniszczyli nas obu.

— Może wcale nie — odrzekłem. Echo tych wizji, tych obrazów odbiło się od ścian.

— Być może Mariusz rzeczywiście żyje.

— Jesteśmy albo cudownymi stworzeniami, albo przerażającymi potworami — powiedział spokojnie — w zależności od tego, jak życzysz sobie spojrzeć na nas. A kiedy po raz pierwszy dowiadujesz się o nas, czy to poprzez ciemną krew, czy obietnice, czy też odwiedziny — myślisz już, że wszystko jest możliwe. Ale to wcale nie jest tak. Świat zamyka się nad tym cudem, ciasno go otaczając. To znaczy, że zaczynasz rozpoznawać nowe granice i limity, definiujące wszystko na nowo. Mówią więc, że Mariusz żyje nadal. Wszyscy jakoś kontynuujemy nasze istnienie, nawet po śmierci. Tego właśnie chcesz się dowiedzieć. Ani jeden z wampirów w czasach, gdy poznawałem ich rytuały w Rzymie, nie pozostał w klanie; być może i tamtejsza wspólnota już dawno nie istnieje. Lata całe minęły od ostatniej stamtąd wiadomości. Ale przecież oni wszyscy gdzieś istnieją, prawda? W końcu my nie możemy umrzeć. — Westchnął. — To i tak nie ma znaczenia.

Miało natomiast znaczenie coś potężniejszego i o wiele straszliwszego: rozpacz mogła zgnieść Armanda. Pomimo pragnienia krwi, które teraz odczuwał, zwłaszcza po jej utracie w czasie naszej potyczki, groziło mu, że sam nie znajdzie w sobie dość woli życia, by zejść z powrotem do świata i tam zapolować. Może raczej wolałby cierpieć, wzmagać w sobie pragnienie i żar wewnętrzny. Może wolałby rzeczywiście zostać tutaj i być z nami.

On znał już odpowiedź na to pytanie. Wiedział, że nie może być z nami.

Gabriela i ja nie musieliśmy wypowiadać słów, aby mu o tym oznajmić. Nie musieliśmy nawet podejmować tego tematu na nowo w naszych umysłach. On wiedział w ten sam sposób, w jaki Bóg może znać przyszłość, ponieważ on sam jest przyczynkiem działań.

Nie dająca się znieść udręka i ból. Twarz Gabrieli była jeszcze bardziej zmęczona i smutna.

— Wiesz, że całą moją duszą naprawdę chcę zabrać cię z nami — odezwałem się. Zaskoczyła mnie moja własna emocja. — Ale byłaby to katastrofa dla nas wszystkich.

— Żadnej zmiany w nim — wiedział. Brak wyzwania ze strony Gabrieli.

— Nie mogę przestać myśleć o Mariuszu — wyznałem.

— Wiem. Wiem też, że nie myślisz o Tych Których Trzeba Ukrywać, co wydaje się jednak bardzo dziwne.