— Tego nie potrafię ci powiedzieć — odrzekłem.
— Musisz lepiej przyjrzeć się czasom, w których żyjemy — przerwała nam Gabriela. Jej głos był spokojny i cichy, ale zarazem rozkazujący.
Patrzył na nią, gdy mówiła.
— Musisz zrozumieć ten wiek — mówiła dalej — poprzez jego literaturę, muzykę i sztukę. Wyszedłeś prosto z głębin ziemi, jak sam to ująłeś. Teraz żyj w tym świecie.
Nie odpowiedział. Mignięcie obrazu splądrowanego mieszkania Nickiego z wszystkimi książkami na podłodze. Zachodnia cywilizacja w stosach, w bezładnie rozrzuconych kupkach.
— A jakież jest lepsze miejsce niż środek wszystkich rzeczy, bulwar i jego teatr? — zapytała Gabriela.
Zmarszczył brwi, jego głowa zaczęła obracać się w geście zaprzeczenia. Ona jednak naciskała dalej.
— Tym masz zdolności do przewodzenia klanowi, a twój klan nadal jeszcze istnieje.
Wydał z siebie cichy, rozpaczliwy dźwięk.
— Nicolas jest dopiero początkowym wampirem — powiedziała. — Może ich nauczyć wiele, jeśli chodzi o świat w jego zewnętrznej naturze, ale naprawdę nie może im przewodniczyć. Ta kobieta, Eleni, jest zadziwiająco bystra, jednak z całą pewnością ustąpi miejsca tobie.
— Czym ma być dla mnie ich przedstawienie? — wyszeptał.
— Sposobem istnienia — odrzekła. — A to w tej chwili ma dla ciebie największe znaczenie.
— Teatr Wampirów! Wolę już raczej ogień.
— Pomyśl o tym — odrzekła. — Jest w tym pewna doskonałość, nie możesz temu zaprzeczyć. Jesteśmy iluzją tego, co śmiertelne, a sceną jest iluzja tego, co realne.
— To obrzydliwe — powiedział. — Jak to nazwał Lestat? Byle co?
— Tak wydawało się Nicolasowi, ponieważ budował na tym fantastyczne filozofie — powiedziała Gabriela. — Ty musisz teraz żyć bez fantastycznych filozofii, w taki sam sposób, jak w czasach swojego terminowania u Mariusza. Żyj, aby poznać lepiej wiek, w którym żyjesz. A Lestat nie wierzy wartości zła. Ty jednak wierzysz w wartość zła. Wiem, że tak jest.
— Ja sam jestem złem — powiedział, lekko się uśmiechając. Prawie się roześmiał. — To nie jest sprawa wiary, prawda? Czy myślisz jednak, że mógłbym zejść ze ścieżki duchowej, którą podążałem przez trzy z górą wieki, i zniżyć się do zmysłowości i rozwiązłości. Myśmy byli świętymi zła — zaprotestował. — Nie będę złem wulgarnym. Nie chcę.
— Spraw, aby nie było to takie zwyczajne — odpowiedziała Gabriela. Powoli traciła cierpliwość. — Jeśli jesteś złem, w jaki sposób rozwiązłość i zmysłowość mogą być twoim wrogiem? Czyż świat, ciało i diabeł nie knują solidarnie spisku przeciwko człowiekowi?
Potrząsnął głową, jakby chciał powiedzieć, że nic go to nie obchodzi.
— Bardziej cię obchodzi to, co duchowe, niż to, co zawiera w sobie zło — wtrąciłem, przypatrując mu się badawczo. — Czyż nie tak?
— Tak — odparł natychmiast.
— Ale czy nie rozumiesz, że kolor wina w kryształowym pucharze może być czymś duchownym — kontynuowałem. — Wyraz twarzy, muzyka skrzypiec. Paryski teatr może być pełen tego, co duchowe, pomimo całego swojego brudu i nieczystości. Nie ma w nim niczego, co nie byłoby ukształtowane przez moc tych, którzy mieli wizje duchowe tego, czym mogą się stać.
Słowa te jakby dotarły do niego, ale odepchnął je raz jeszcze.
— Uwiedź widownię zmysłowością — wtrąciła się ponownie Gabriela. — Na miłość Boga i Szatana, użyj mocy teatru według swojego pragnienia.
— Czy obrazy, które malował twój mistrz, nie były duchowe? — zapytałem. Sam poczułem w sobie gorąco na samą myśl o tym. — Czy ktokolwiek mógłby spojrzeć na wielkie dzieła tamtej epoki i nie nazwać ich duchowymi?
— Sam zadawałem sobie to pytanie — odpowiedział Armand. — Wielokrotnie. Czy było to duchowe, czy też zaledwie zmysłowe? Czy namalowany na tryptyku anioł ujęty został w tym, co materialne, czy też była to materia przetworzona?
— Bez względu na to, czego dokonałeś od nich później, nigdy nie wątpiłeś w piękno i wartość jego pracy — powiedziałem. — Wiem, że tak było. To właśnie było materialne, a zostało przetworzone. Przestawało być farbą, a stawało się magią, tak jak podczas zabijania krew przestaje być krwią, a staje się życiem.
Jego oczy zamgliły się, ale nie wyczułem, by pojawiły się w nich wizje. Bez względu na to, którą drogą podążał w przeszłość w duszy, był na niej wyłącznie sam.
— To, co cielesne, i to, co duchowe — powiedziała Gabriela — zbiega się razem w teatrze tak samo jak i w obrazach. Jesteśmy zmysłowymi fanatykami już z samej naszej natury. Przyjmij to jako klucz do swojego postępowania.
Na chwilę zamknął oczy, jakby chciał odizolować się od nas.
— Idź do nich i posłuchaj muzyki, jaką gra Nicki — mówiła dalej Gabriela. — Razem z nimi twórz sztukę w Teatrze Wampirów. Musisz zdobyć się na przejście z tego, co cię zawiodło, w to, co może cię jeszcze utrzymać. W przeciwnym wypadku — nie ma nadziei.
Wolałbym, by tego nie wypowiadała tak bezpośrednio, choć jej słowa ujmowały rzecz akuratnie. On jednak przytaknął głową, a jego usta wygięły się w gorzkim uśmiechu.
— Jedyną rzeczą, na którą naprawdę powinieneś uważać — powiedziała Gabriela powoli — jest twoja skłonność do popadania z jednej krańcowości w drugą.
Wpatrywał się w nią beznamiętnie. Żadną miarą nie potrafił zrozumieć, co chciała przez to powiedzieć. Ja sam pomyślałem, że prawda jest zbyt brutalna, aby ją w ten sposób wypowiadać. On jednak nie mógł się temu oprzeć. Zamyślił się, a jego twarz na powrót zrobiła się gładka i o dziecięcym wyrazie. Przez dłuższy czas spoglądał w ogień. Wreszcie przemówił:
— Dlaczego musicie wyjechać? — zapytał. — Nikt teraz nie chce z wami walczyć. Nikt nie próbuje was stąd wyrzucić. Dlaczego nie możecie zająć się tym razem ze mną, tym naszym małym przedsięwzięciem?
Czy miał na myśli to, że jednak pójdzie do pozostałych wampirów i stanie się częścią teatru na bulwarze?
Nie zaprzeczył. Raz jeszcze zapytał, dlaczego ja sam nie mógłbym stworzyć imitacji życia, jeśli już tak chciałem to nazwać, tu, obok, na bulwarze? Jednocześnie jednak ustępował, poddawał się. Wiedziałem, że nie mógłbym znieść widoku tego teatru czy też widoku Nicolasa. Nie potrafiłbym nawet tak naprawdę zachęcać go do tego. Gabriela już to zrobiła. A on wiedział dobrze, że jest za późno, aby nadal naciskać na nas.
Wreszcie Gabriela powiedziała:
— Nie możemy, nie potrafimy żyć wśród własnego gatunku, Armandzie.
A ja pomyślałem, że jest to najszczersza, najbardziej prawdziwa odpowiedź z wszystkich możliwych.
— My potrzebujemy Diabelskiego Gościńca, tego nam potrzeba — wyjaśniła. — Mamy zresztą trochę już siebie dosyć. Może po wielu latach, gdy odwiedzimy już tysiąc różnych miejsc i ujrzymy tysiąc rzeczy — wrócimy tutaj. Wtedy porozmawiamy ze sobą, tak jak dzisiejszej nocy.
Nie czuł się tymi słowami zaskoczony, ale niemożliwością było rozpoznać, co naprawdę teraz myślał. Przez dłuższy czas nie wypowiedział żadnego słowa. My też milczeliśmy.
Próbowałem już więcej nie myśleć o Mariuszu czy o Nicolasie. Poczucie niebezpieczeństwa minęło, ale nadal obawiałem się rozstania, smutku, który ze sobą przyniesie, poczucia tego, że tak wiele od niego otrzymałem, w tym zadziwiającą opowieść o nim samym, a tak niewiele daję w zamian.
Wreszcie Gabriela przerwała panującą w pokoju ciszę. Wstała i podeszła z wdziękiem do ławy, na której siedział.
— Armandzie — powiedziała. — My w każdym razie wyjeżdżamy. Jeśli wszystko ułoży się tak, jak chciałabym, jutro przed północą będziemy już daleko stąd.