Выбрать главу

Wehikuł Wyobraźni

Wybrał i posłowie napisał Bronisław Kledzik

Zamiast adnotacji

„Wehikuł wyobraźni” to dobry wybór z polskiej twórczości s-f Polski powojennej. Wybór tekstów tyleż zróżnicowanych, co charakterystycznych dla prozy fantastycznonaukowej. Spotkamy się tu zarówno z autorami bardziej znanymi (jak choćby Zajdel, Wiśniewski-Snerg, Lem, Petecki i in.) i trochę mniej (Siewierski, Owadowska-Zatryb, Pąkciński). Wydaje się, że najistotniejszym elementem, jaki pojawia się w tych tekstach jest poznawanie nieznanego, co w rzeczywistości świata s-f najczęściej równa się eksploracji kosmosu.

„Ten, który czuwa u wrót Wszechświata” K. Malinowskiego to wg mnie jedno z lepszych opowiadań tomu: statek kosmiczny wpada w pułapkę pola grawitacyjnego czarnej dziury i kiedy wydaje się, że to koniec, z pomocą przychodzą Obcy z Negaświata. Malinowski ciekawie przedstawia funkcje istnienia owych Obcych, których zadaniem jest czuwanie nad równowagą pomiędzy naszym i ich Wszechświatem.

Wyprawa kosmiczna obecna jest też min. w „Opowiadaj, Dag” D. Owadowskiej-Zatryb, jak również w „Granicach Wszechświata” J. Sawaszkiewicza, w którym zachowanie ludzkie wobec nieznanej siły relacjonowane jest przez istotę spoza czasu.

Granice ludzkiego rozumu (których problem poruszył Sawaszkiewicz), napotykamy też np. w „Wołaniu na Mlecznej Drodze” W. Żwikiewicza. W tym bardzo dobrym opowiadaniu spotkanie z Obcym staje się spotkaniem z… ludźmi, a ci prawdziwi Obcy na martwej i ciemnej planecie są zbyt nieuchwytni, by w sposób konwencjonalny (jak na warunki s-f) nawiązać z nimi kontakt.

Kontakt — to częsty element w prozie s-f w ogóle; także i tutaj jest on motywem przewodnim, lub co najmniej bardzo istotnym. Np. w „Boi” Z. Prostaka, w której pilot po awarii swej maszyny, spada do Pacyfiku. Jedynym ocaleniem staje się boja, na którą po wielu próbach bohater się wdrapuje i uświadamia sobie, że jest ona czymś więcej, niż zwykłą boją.

Dość interesującym i lekkim opowiadaniem wykorzystującym istnienie nieznanych cywilizacji jest też „Sprawozdanie” J. Siewierskiego. W stanie Massachusetts spadło coś z nieba, jakiś obiekt, który naukowcy przewożą do laboratorium i… na tym kończy się ich rola, bowiem kompletnie nie wiedzą, z czym mają do czynienia. Okazuje się, że pomóc może jeden z pracowników fizycznych instytutu, którego atutem ma być choroba umysłowa. To przedstawienie niesztampowego zastosowaniu percepcji w obliczu zjawisk trudnych do wyjaśnienia.

Pewną część tomu stanowi eksperyment naukowy. Poza „Raportem z piwnicy” J.A. Zajdla spotkamy się z nim choćby w „Eruntyce” S. Lema, która udając wstęp do nieistniejącej książki, opowiada o bakteriach, które dzięki temu, że układają się w słowa, mogą przepowiadać przyszłość. Z eksperymentem mamy też do czynienia w „Cogito ergo sum” K. Borunia. W tekście tym w wyniku katastrofalnego finiszu badań naukowych następuje eksplozja, która pozostawia z głównego bohatera tylko mózg. Z tym organem spotkamy się też w „Biohazardzie” K. Fiałkowskiego, tam jednak autor dotknął problemu etycznego związanego z przeszczepem mózgu.

W antologii odnajdziemy dużo więcej składowych: w „Przemianie” D. Filara napotykamy na dość popularne w tamtym czasie teorie Danikena, nie brakuje też tak typowych dla fantastyki naukowej robotów i maszyn („Dawid i Goliat” Cz. Chruszczewskiego, „Prawda o Elektrze” A. Czechowskiego), czy też doświadczania anomalii czasowych, jak choćby w „Prognozji” J.A. Zajdla, czy też w „A.B.C. … dwadzieścia cztery” — jedynym opowiadaniu B. Peteckiego. Natomiast wszystkie opowiadania antologii spaja element człowieka i cywilizacji w ogóle, co najwidoczniejsze jest w takich opowiadaniach jak np. „Anioł przemocy” A. Wiśniewskiego-Snerga, który podejmuje problem kształtowania rzeczywistości poprzez działanie bioprądów przepuszczanych przez mózg. Fantomatyczne widziadła są elementem codzienności, a na jeden dzień autentycznego życia przychodzi czekać latami…

Ciekawe jest też opowiadanie Cz. Chruszczewskiego „Miasto”, w którym poprzez zabawę formą tekstu autor rysuje przyszłość cywilizacji. Jej motyw, kolejno, odnajdziemy również w „Rekonstrukcji” A. Czechowskiego (konflikt moralny wobec ciągłemu i sztucznemu doskonaleniu człowieka), a także w świetnym tekście Lema pt. „Kobyszczę”, gdzie stworzenie społeczeństwa zaprogramowanego na szczęście wydaje się być zadaniem przerastającym Turla, bohatera występującego też w innych opowiadaniach autora. Tekst ten roztrząsa problem dobra i zła, powiązania szczęścia z zachwytem, rozumem i świadomością. Ta ostatnia znajduje swe miejsce w jeszcze jednym opowiadaniu Lema „Ze wspomnień Iljona Tichego”. Podobnie jak w poprzednim opowiadaniu, mamy tu swoiste „zabawy” w Boga pokroju prof. Corcorana znajdującego pasję w kreowaniu sztucznych światów zamkniętym w skrzyniach mózgom elektronowym.

Jeśli chodzi o formę, to myślę, że — jak zwykle — doskonałą „przyprawą” są teksty Cz. Chruszczewskiego, który wplata w swą fantastykę sporą dawkę baśniowości, jak chociażby w „Dawidzie i Goliacie” (opowieść o walce człowieka pragnącego dojrzeć skrawek błękitnego nieba z maszynami, które opanowały świat), czy też w „Różnych odcieniach bieli”, gdzie słuchamy opowieści pasażera pociągu o swojej wizycie na Białej Planecie, gdzie człowiek okazuje się być… dziełem sztuki.

http://www.wroblegalaktyki.cepede.pl/?cat=20

Krzysztof Boruń

Cogito ergo sum

Głazy jakby ożyły… Rosną, pęcznieją, rozsadzają spoiny… Białe, styrolitowe spoiny.. Chcę cofnąć się, skoczyć na schody, uciec przed tym, co jest tuż tuż przede mną, lecz nie jestem w stanie przemóc lęku paraliżującego mięśnie…

Błysk! Nie ma już pęczniejącej ściany, mrocznego korytarza, spróchniałych schodów… Teraz zdaję sobie już sprawę, że był to tylko sen, i czuję ogromną ulgę.

Męczący, koszmarny sen — powtarzający się obsesyjnie od czasów chłopięcych. Skrzypiące schody prowadzą w dół do piwnicy. W mroku majaczy ciemna, okopcona ściana. Poprzez łysiny w tynku wyzierają wielkie, chropowate głazy, z których wzniesiono fundamenty mego rodzinnego domu.

Schodzę w gęstniejący mrok. Już dotykam dłonią głazów, gdy słyszę za sobą w górze szmer skradających się kroków. Krótki skowyt zardzewiałych zawiasów i ogarnia mnie ciemność. Potem — oddalający się tupot i cisza. Dławiąca, wypełniona lękiem i bezsilnym gniewem.

Właściwie wystarczy pokonać paru skokami te kilkanaście stopni dzielące mnie od drzwi piwnicznych i znów wróci światło Ale wiem, że to bezcelowe — że Michał, zaczajony w korytarzu nade mną, tylko czeka, aby zatrzasnąć ponownie drzwi…

Muszę dojść w ciemnościach do zakrętu. Stamtąd już zaledwie kilka kroków do ciężkiej, pękatej kłódki, którą trzeba otworzyć, aby wreszcie ujrzeć światło padające przez zakratowane okienko naszej piwnicy.

Zawsze bałem się i zawsze potrafiłem pokonać lęk. Tak było w rzeczywistości — gdy jako dziecko schodziłem do piwnicy po ziemniaki lub węgiel.

Ale we śnie było inaczej. Tu jakby ogniskowały się wszystkie nie dopuszczane do świadomości pragnienia i obawy. Najpierw gniew na Michała, pogoń za nim po stromych schodach w górę, aż do zamkniętych drzwi, i bezsilne, wściekłe łomotanie pięściami w twarde, pokryte spękaną farbą deski. Dopiero potem przychodził strach. Inny strach — którego nie można pokonać. Potęgujący się z sekundy na sekundę i obezwładniający mięśnie. Strach nieokreślony, nie związany z żadnym konkretnym niebezpieczeństwem, choć jest ono oczywiste, niemal namacalne! Czułem, że się TO zbliża, choć nigdy nie potrafiłem określić, co to być mogło i skąd ma nadejść…