Выбрать главу

Dandelionie. Miała wtedy trzynaście lat, a ja dwadzieścia trzy, pomyślał Ellis; i kiedy ona wygrywała zawody kucyków w Hampshire, ja byłem w Laosie i zakładałem miny przeciwpiechotne na Szlaku Ho Chi Minha.

Kiedy po raz pierwszy zobaczył to mieszkanie, a od tamtej chwili minął już prawie rok, dopiero co przeprowadziła się tu z przedmieścia i były to wtedy właściwie same gołe ściany; zwyczajny pokoik na poddaszu z kuchenką we wnęce, kabiną natryskową i toaletą w korytarzu. Stopniowo przekształciła tę ponurą mansardę w urocze gniazdko. Jako tłumacz z francuskiego i rosyjskiego na angielski zarabiała dobrze, ale płaciła duży czynsz – mieszkanie znajdowało się blisko Bulwaru St. Michel – wydawała więc pieniądze rozważnie, odkładając na upatrzony mahoniowy stół, antyczne łoże i kobierzec z Tebrizu. Należała do kobiet, o których ojciec Ellisa mawia, że mają klasę. Polubisz ją, tato, pomyślał Ellis. Oszalejesz na jej punkcie.

Przekręcił się na bok, twarzą do niej, i tak, jak się spodziewał, ruch ten obudził ją. Jej wielkie niebieskie oczy wpatrywały się przez ułamek sekundy w sufit, potem spojrzała na niego, uśmiechnęła się i też przekręciła na bok trafiając prosto w jego ramiona.

– Cześć – wyszeptała. Pocałował ją.

Wzwód był natychmiastowy. Leżeli przez chwilę w półśnie, wtuleni w siebie, całując się raz po raz; potem zarzuciła mu nogę na biodro i zaczęli się kochać w milczeniu i bez pośpiechu.

Kiedy po raz pierwszy zostali kochankami i potem, kiedy zaczęli uprawiać miłość rankami, nocami, często nawet popołudniami, Ellis przypuszczał, że ta namiętność nie przetrwa długo i że po kilku dniach, no może po kilku tygodniach, czar nowości pryśnie i przejdą na dwa i pół raza na tydzień, czy ile tam wynosi statystyczna przeciętna. Mylił się. Minął rok, a oni wciąż nie mieli siebie dosyć i zachowywali się jak para nowożeńców w czasie miodowego miesiąca.

Położyła się na nim i przywarła doń całym ciężarem. Wilgotna skóra ich ciał przylgnęła do siebie. Otoczył ramionami jej drobne ciało i przytulając ją mocno, wszedł w nią głębokim pchnięciem. Wyczuła, że jego podniecenie sięga szczytu, uniosła więc głowę i spojrzała na niego, a potem, kiedy spełniał się w niej, pocałowała go rozchylonymi ustami. W chwilę później wydała cichy, niski jęk i z kolei on poczuł, jak przedłużonymi, łagodnymi skurczami ona osiąga poranny niedzielny orgazm. Pozostała na nim, wciąż na wpół tylko rozbudzona. Pogładził ją po włosach.

Po chwili poruszyła się.

– Wiesz, jaki dziś dzień? – wymamrotała sennie.

– Niedziela.

– To twoja niedziela na robienie lunchu.

– Nie zapomniałem.

– To dobrze. – Przez chwilę trwało milczenie. – Czym mnie dziś uraczysz?

– Będzie stek, ziemniaki, groszek, owczy ser, truskawki i krem Chantilly. Roześmiała się i uniosła głowę.

– Zawsze to robisz!

– Wcale nie. Ostatnio była fasolka po bretońsku.

– A przedtem w ogóle zapomniałeś i jedliśmy na mieście. Może byś urozmaicił trochę swoją kuchnię?

– Zaraz, zaraz. Zgodnie z umową przyrządzamy lunch na zmianę, co drugą niedzielę. Nie było mowy o tym, że za każdym razem ma to być inny lunch. Osunęła się znowu na niego udając, że uznaje się za pokonaną.

Przez cały czas nie opuszczała go myśl o zadaniu, jakie dziś go czekało. Będzie potrzebował jej nieświadomej pomocy i teraz nadarzał się właściwy moment, by ją o to poprosić.

– Muszę się dziś rano zobaczyć z Rahmim – zaczął.

– W porządku. Wpadnę do ciebie później.

– Gdybyś zjawiła się u mnie troszeczkę wcześniej, to mogłabyś mi wyświadczyć pewną przysługę.

– Jaką? – spytała.

– Przyrządzić lunch. Nie! Nie! Żartowałem. Chciałem, żebyś mi pomogła w przygotowaniu małego spisku.

– Mów, nie krępuj się.

– Dzisiaj są urodziny Rahmiego i przyjechał jego brat Mustafa, ale Rahmi nic o tym nie wie. – Jeśli się uda, przyrzekł sobie w duchu Ellis, nigdy więcej cię nie okłamię. – Chcę to tak urządzić, żeby Mustafa zjawił się na przyjęciu u Rahmiego niespodziewanie. Ale do tego potrzebny mi wspólnik.

– Już go masz – zdecydowała. Zsunęła się z niego i usiadła na łóżku ze skrzyżowanymi nogami. Piersi miała jak jabłka, gładkie, krągłe i twarde. Końce jej włosów ocierały się miękko o sutki. – Co mam robić?

– Sprawa jest prosta. Muszę powiedzieć Mustafie, dokąd ma przyjść, ale Rahmi jeszcze się nie zdecydował, gdzie urządzi to przyjęcie. Będę więc musiał przekazać Mustafie tę wiadomość w ostatniej chwili. A kiedy będę telefonował, Rahmi prawdopodobnie będzie stał koło mnie.

– I jak chcesz z tego wybrnąć?

– Zatelefonuję do ciebie. Będę wygadywał jakieś bzdury. Puść wszystko mimo uszu i zapamiętaj tylko adres. Zatelefonuj potem do Mustafy, podaj mu ten adres i powiedz, jak się tam dostać. – Gdy obmyślał całą tę intrygę, wszystko brzmiało zupełnie prawdopodobnie, ale teraz wydało mu się szyte bardzo grubymi nićmi.

Jednak po Jane nie było widać, aby nabrała jakichś podejrzeń.

– To nic trudnego – stwierdziła.

– Świetnie – powiedział wesoło Ellis, nie dając po sobie poznać, jak mu ulżyło.

– A kiedy będziesz w domu, licząc od tego telefonu?

– Za niecałą godzinę. Chcę zaczekać i zobaczyć, jaka będzie reakcja na tę niespodziankę, ale od lunchu jakoś się wymówię. Jane zachmurzyła się nagle.

– Ciebie zaprosili, a mnie nie. Ellis wzruszył ramionami.

– To chyba uroczystość w męskim gronie. – Sięgnął po leżący na nocnym stoliczku notes i zapisał w nim „Mustafa” z numerem telefonu obok.

Jane wstała z łóżka i poszła do kabiny, żeby wziąć prysznic. Otworzyła drzwi i przekręciła kurek. Jej nastrój zmienił się. Nie uśmiechała się już.

– Co cię ugryzło? – spytał Ellis.

– Nic mnie nie ugryzło – odparła. – Tylko czasami nie podoba mi się sposób, w jaki traktują mnie twoi przyjaciele.

– Wiesz przecież, jacy są Turcy w stosunku do dziewcząt.

– No właśnie – dziewcząt. Nie mają nic przeciwko szanującym się kobietom, ale ja przecież jestem dziewczyną. Ellis westchnął.

– To nie w twoim stylu, żeby przejmować się zadawnionymi uprzedzeniami garstki szowinistów. Powiedz, co ci naprawdę leży na sercu?

Przez chwilę stała nago obok natrysku, zastanawiając się. Wyglądała tak ponętnie, że Ellis znowu nabrał na nią ochoty.

– Wydaje mi się – powiedziała wreszcie – że męczy mnie po prostu moja sytuacja. Wszyscy wiedzą, że się zaangażowałam – nie sypiam z nikim innym, nawet nie pokazuję się na mieście z innymi mężczyznami – ale twojego zaangażowania nie widzę. Nie mieszkamy ze sobą, nie wiem, gdzie chodzisz ani co robisz przez większość czasu, nigdy nie spotkaliśmy się z rodzicami któregoś z nas… a ludzie to widzą i traktują mnie jak dziwkę.

– Chyba przesadzasz.

– Zawsze tak mówisz. – Weszła pod prysznic i zatrzasnęła za sobą drzwi. Ellis, z szuflady, w której trzymał swoje przybory toaletowe, wyjął brzytwę i zaczął się golić nad kuchennym zlewem. Nieraz już, często nawet w ostrzejszej formie, dyskutowali na ten temat i doskonale wiedział, o co chodzi: Jane chciała, żeby zamieszkali razem.

Oczywiście, on też tego pragnął; pragnął ją poślubić, związać się z nią na resztę życia. Ale z tym musiał zaczekać, aż wywiąże się ze swojej misji. Tego jednak nie mógł jej powiedzieć, wymigiwał się więc odzywkami w rodzaju „nie jestem jeszcze gotów” albo „potrzeba mi czasu”, a te niezrozumiałe uniki tylko ją złościły. Dla niej rok był wystarczająco długim okresem, by po mężczyźnie, którego kochała, oczekiwać jakiegoś śladu zaangażowania. I miała oczywiście rację. Ale jeśli dzisiaj wszystko pójdzie dobrze, będzie mógł wreszcie uregulować tę sprawę.

Skończył golenie, owinął brzytwę w ręcznik i schował do swojej szufladki. Jane wyszła spod prysznica, zajął więc jej miejsce. Nie odzywamy się do siebie, pomyślał; jakoś głupio wyszło.

Podczas gdy brał prysznic, zaparzyła kawę. Ubrał się szybko w wytarte dżinsy i czarny podkoszulek z krótkimi rękawkami i usiadł naprzeciwko niej przy małym mahoniowym stoliczku.

– Chcę z tobą poważnie porozmawiać – powiedziała rozlewając kawę do filiżanek.

– Zgoda – przystał skwapliwie – najlepiej przy lunchu.

– A dlaczego nie teraz?

– Nie mam czasu.

– Czy urodziny Rahmiego są ważniejsze od naszego związku?

– Naturalnie, że nie – Ellis usłyszał w swym tonie irytację i wewnętrzny głos ostrzegł go: „Uważaj, możesz ją stracić”. – Ale obiecałem, a dotrzymywanie obietnic jest dla mnie bardzo ważne; natomiast to, czy odbędziemy tę rozmowę teraz, czy później, nie ma chyba większego znaczenia.

Twarz Jane przybrała ten tak dobrze mu znany zawzięty, nieustępliwy wyraz, który pojawiał się zawsze, gdy podjęła już jakąś decyzję, a ktoś usiłował ją od niej odwieść.

– A dla mnie ma znaczenie, żebyśmy porozmawiali teraz – oświadczyła stanowczo.

Przez chwilę miał ochotę powiedzieć jej całą prawdę. Ale nie tak to sobie wcześniej zaplanował. Czasu było mało, myśli miał zajęte czym innym i nie był przygotowany do rozmowy. O wiele lepiej będzie odłożyć to na później, kiedy oboje się rozluźnią i będzie mógł jej oznajmić, że jego misja w Paryżu dobiegła końca.

– Wydaje mi się, że sama nie wiesz, czego chcesz, a ja nie dam się terroryzować – powiedział. – Proszę cię, odłóżmy tę rozmowę na później. Teraz muszę już lecieć. – Wstał.

– Jean-Pierre zaproponował mi, żebym pojechała z nim do Afganistanu – rzuciła za nim, gdy był już przy drzwiach.

Zaskoczenie było tak zupełne, że minęła dłuższa chwila, zanim do Ellisa dotarł sens jej słów.

– Mówisz poważnie? – spytał z niedowierzaniem.

– Absolutnie poważnie.

Ellis wiedział, że Jean-Pierre jest zakochany w Jane. Tak samo zresztą jak pół tuzina innych mężczyzn: w przypadku takiej dziewczyny było to nieuniknione.

Żadnego z tych mężczyzn nie można jednak było uważać za poważnego rywala; tak przynajmniej sądził aż do tej chwili. Powoli dochodził do siebie.