– Tak, na Boga, człowieku, musisz chyba umieć znieść klęskę, jeśli okaże się, że miałeś rację,
– Nie wtedy, gdy chodzi o Elenę – odparł – Ona zbyt wiele dla mnie znaczy. Nie zniósłbym, gdyby mnie opuściła.
– Bardzo, bardzo wielu ludzi boi się tego, a mimo wszystko wciąż próbują. Jaskari, zachowujesz się jak głupiec. Ja nigdy nie będę mogła dostać tego, kogo kocham, to niemożliwe. A ty masz ten przywilej, że dziewczyna, którą wybrałeś, kocha cię, a mimo to zadzierasz nosa i mówisz „nie, dziękuję”. To szczyt arogancji i użalania się nad sobą. I tchórzostwa!
Upłynęło trochę czasu, zanim Jaskari, wzburzony, lecz zdecydowany, zszedł na dół do sali operacyjnej. Dopiero wtedy uświadomił sobie, co powiedziała Indra.
„Nigdy nie będę mogła dostać tego, kogo kocham, to niemożliwe”.
Indra zakochana? Zajęty sobą nie zwrócił uwagi na te słowa. Nigdy nie dostanie tego, kogo chce? Cóż to za gadanie, o kim mówiła?
Teraz jednak było za późno, by wrócić na górę i wypytywać. Wzywały go obowiązki.
Indra przez pewien czas leżała sama. Odwiedziny Jaskariego były mile widzianym przerywnikiem, teraz znów powrócił strach i wrażenie, że gdzieś niedaleko czai się zło.
Tak, takie właśnie miała wrażenie. Świadomość, że Armas czuwa pod drzwiami jej pokoju, przydawała poczucia bezpieczeństwa, mimo to jednak w jej pobliżu kryło się coś tajemniczego, ktoś albo coś, co chciało jej wyrządzić krzywdę.
– W biały dzień zwidują ci się duchy! – prychnęła do siebie, lecz przeświadczenie nie chciało jej opuścić. Można to oczywiście przypisywać przeżytemu szokowi, wywołanemu świadomością, że ktoś nie lubi jej do tego stopnia, że chce ją zabić. Lecz na tym nie koniec Było coś jeszcze, coś trudnego do określenia, strasznego, przerażającego.
Ach, Ram, gdybym tylko mogła z tobą pomówić!
Powoli zaczęła zdawać sobie sprawę, jak bardzo ona i jej przyjaciele uzależnili się od Rama. Żyli ze świadomością, że zawsze znajduje się gdzieś w pobliżu ich grupy, chroni ich i wszystko załatwia. Zawsze tak było. Teraz, przez jej słabość do niego, zresztą odwzajemnioną, Talornin przeciął związki Rama z grupą. Wysoko postawiony Obcy uznał, że od tej pory powinni sobie radzić sami.
Być może rzeczywiście tak powinno być, nie znaczyło jednak, że tak właśnie jest
Przyszła Elena z kwiatami.
– Jak na zamówienie – uśmiechnęła się Indra. – Właśnie z tobą chciałam porozmawiać. Dziękuję za bukiet, połóż go na stole, a jakiś dobry duch zaraz się nim zajmie.
Elena nie miała czasu na wstępne uprzejmości. Policzki jej płonęły.
– Musiałam tu przyjść, żeby ci o wszystkim opowiedzieć – zaczęła zdyszana. – Jaskari dzwonił, chce się ze mną spotkać, i to jak najszybciej, w najbliższy wolny wieczór.
– To wspaniale – rozpromieniła się Indra. – Rzeczywiście, jakiś czas temu powiedziałam mu kilka słów do słuchu.
Elena należycie potraktowała wyraźnie „jakiś czas temu”. To dość ogólnikowe określenie mogło oznaczać zarówno „przed chwilą”, jak i „przed tygodniem”.
– Tak, wspominał mi o tym, mówił, że prawiłaś mu kazanie i pokazałaś jego głupotę. Tak powiedział. Stwierdził też, że powinniśmy spróbować. Och, Indro, taka jestem szczęśliwa i taka spięta. W co mam się ubrać? Jak ja wyglądam?
– Przestań zajmować się błahostkami, on chce cię taką, jaka jesteś. I wyglądasz dobrze. Rozumiem, że kwiaty to podziękowanie za moją wspaniałą interwencję?
– Również, ale przede wszystkim dlatego, że nie zasłużyłaś, by ktokolwiek napadał na ciebie w taki sposób.
Nareszcie przypomniało jej się, co mówiła Indra na początku rozmowy.
– O czym chciałaś ze mną rozmawiać? O Jaskarim i o mnie?
– Nie, na bardziej egoistyczny temat. Eleno, pomagamy sobie nawzajem z naszymi trudnymi mężczyznami. Czy ty możesz pomóc mi jeszcze raz?
– Oczywiście, przecież właśnie po to dla siebie jesteśmy.
Indra poczuła, że cudownie jest mieć zaufaną przyjaciółkę. Opowiedziała jej o zakazie Talornina, który nie pozwolił na poinformowanie Rama o tym, że jest ranna i że jej życiu groziło niebezpieczeństwo.
Zdaniem Eleny był to postępek bez serca, paskudne zachowanie, czym prędzej więc wyszła zatelefonować do Rama.
– Bo przecież ja nic nie wiem o tym zakazie – mrugnęła konspiracyjnie do Indry na pożegnanie.
Działanie morfiny zaczęło ustępować już podczas wizyty Eleny. Piekielny ból znów rozsadzał głowę. Indra zadzwoniła na pielęgniarkę, która zajęła się kwiatami i zatroszczyła o nowy zastrzyk
Indra, uwolniona od bólu, powoli zapadała w sen.
Znów śniła, tym razem sen był inny, bardziej natrętny, bardziej… fizyczny. Jak gdyby ktoś uparł się dręczyć jej ciało, lepiej nawet sama sobie nie umiała tego wytłumaczyć.
Była bardzo samotna, sama w całym świecie. Nie znajdowała się w Królestwie Światła, lecz na Ziemi, gdzieś na pustyni.
Griselda była prawdziwą specjalistką od nasyłania przykrych snów na ludzi, których nie lubiła. Nie oszczędzała Indry, uderzała ją w obolałą głowę, ściskała za serce, wykręcała ręce, kopała i biła. A wszystko to wywoływała tylko i wyłącznie dzięki własnej sile myśli, siedząc w kącie schowka na pościel.
Indra przebudziła się ze zduszonym krzykiem, omroczona działaniem morfiny. Ten sen był taki rzeczywisty, odczuwała ból w całym ciele. Wkrótce jednak cierpienia ustały, odetchnęła spokojniej.
Co się z nią działo? Nie mogła tego pojąć.
W pokoju było ciemno, pod nocnym stolikiem paliła się tylko nieduża zielona lampka. Indra leżała z przymkniętymi oczami, gdy usłyszała, że drzwi się otwierają i zaraz zamykają.
Uniosła powieki, oczy nie przywykły jednak do ciemności. Dostrzegła tylko wysoką postać, stojącą przy drzwiach, ale więcej widzieć nie potrzebowała.
– Ram – szepnęła, promieniejąc z radości.
Zbliżył się o parę kroków.
– Przyszedłem natychmiast, jak tylko dowiedziałem się o wszystkim od Eleny – powiedział. Głos mu drżał od tłumionych uczuć. – Tym razem Talornin posunął się za daleko, nie omieszkałem mu zresztą tego wypomnieć!
Przysiadł na brzegu łóżka i ujął ją za ręką. Niebiańsko było go mieć tak blisko przy sobie. Niewypowiedzianie cudownie.
– Indro, moja droga dziewczyno, co się stało? Armas mówił mi o wszystkim i… No tak, sama czujesz, jak trzęsą mi się ręce. Ale co się za tym kryje?
Indrze drżały usta.
– Boję się, Ram.
– Ja także. Nie wiem, jakie zło krąży po Królestwie Światła, ale odnajdę je, dotrę do prawdy.
– Wszystko będzie dobrze, jeśli tylko zostaniesz przy mnie.
Pogładził ją po policzku.
– Kiedy odejdę, dzień i noc ktoś będzie nad tobą czuwał.
Opowiedziała mu też o straszliwych koszmarach sennych, o tym, jak bardzo są żywe, i o swoim strachu przed złem czającym się w pobliżu.
Ram słuchał jej z powagą, obiecał, że to zbada.
– Natychmiast przepytam ludzi w szpitalu, nie dlatego, żebym podejrzewał, że ktoś się tu ukrywa, ale chcę, byś czuła się bezpieczna.
– To dobrze, poczucie bezpieczeństwa jest bardzo ważne. Która godzina, czy nastał już nowy dzień?
– Tak, wkrótce będzie obchód. Armas musi mieć zmiennika, a na mnie też ktoś czeka. Ale wszystko załatwię, Indro, nic złego już ci się nie stanie. Zaraz znajdziemy kogoś, kto zastąpi Armasa, a ty wypoczywaj.
Wstał, przez moment stanął z wahaniem, jak gdyby chciał wziąć ją w objęcia, ale przecież tego nie wolno mu było robić. Uścisnęła go za ręce na znak, że rozumie i podziela jego pragnienia.
Szepnął jeszcze: