Выбрать главу

A jeśli tak, to jakie?

Griselda niemalże oślepła już od wpatrywania się w owe wrota pałacu, gdy wreszcie ktoś stamtąd wyszedł.

Och, to ten piękny młody mężczyzna z psem! Najwyraźniej wybierają się na spacer po parku.

Prędko, musi przeciąć mu drogę, ma przecież maść i zdoła podbić serce każdego. Spędziła już w Królestwie Światła dość dużo czasu i wstrzemięźliwość zaczęła dawać jej się we znaki. Chciała mężczyzny, czuła, że dłużej nie wytrzyma. Zastępcze działania nie skutkowały już ani trochę, musiała wreszcie zaspokoić pragnienie dręczące ciało.

Ubrała się skromnie i uwodzicielsko zarazem. Wyglądała teraz jak młoda panienka, nie mająca pojęcia o żądzach, jakie kierują mężczyznami, ani o niebezpieczeństwach zmysłowości. Popatrzyła, w którą stronę zmierza młodzieniec z psem, i domyśliła się, że wrócą tą samą drogą. Poznała już trochę park i wiedziała, że są tu miejsca, w których rosną gęste krzaki, odpowiednie na kryjówkę i szybką miłość. Gdy on nadejdzie, ona wyłoni się z ukrycia i będzie mogła swobodnie działać.

Cóż to za piękny mężczyzna! Niczym ze snu.

Niedługo później stanęła na czatach, ukryta za krzewami Wcześniej nasmarowała się maścią i starym zwyczajem nie włożyła bielizny. Po cóż takie niepotrzebne utrudnienia?

Czy on nigdy nie nadejdzie?

Jest! Już idzie.

Zaraz zacznie węszyć w powietrzu, wiem przecież, jak to się odbywa. Przystanie, nie wiedząc, co się dzieje, będzie szukał wzrokiem, a potem ruszy w moją stronę jak ciągnięty na niewidzialnej smyczy. Odnajdzie mnie i…

Nie!

Nie, nie pies, do diabła!

Och, nie, zabierzcie stąd tego drapieżnika!

Nero oszołomiony chłonął osobliwy zapach. Zbliżył się do dziewczyny idącej boczną ścieżką, a dotarłszy do niej, jął obwąchiwać ją od przodu i od tyłu. Opędzała się, krzycząc przeraźliwie, ale kiedy Dolg wydał mu komendę, Nero natychmiast do niego wrócił, co prawda zaniepokojony i zasmucony ostrym głosem pana. Zapach, który poczuł, nie był wcale psim zapachem, ale…

Okropna kobieta! Z gardła psa wydobył się głęboki warkot.

– Ależ Nero! – łagodnie upomniał ulubieńca Dolg. – Co się stało, zwykle przecież tak się nie zachowujesz!

Odwrócił się do dziewczyny, która przerażona wcisnęła się w pień wielkiego drzewa.

– Wybacz, że Nero tak cię przestraszył, to bardzo dobry i łagodny pies.

A dobry i łagodny pies odpowiedział, pokazując panience kły.

Griselda opamiętała się i uśmiechnęła nerwowo.

– To na pewno dlatego, że mamy w domu kota – wysepleniła jak dziecko.

– Tak, to wszystko tłumaczy – przyznał Dolg z ulgą. – Nero nie przepada za kotami.

Ach, jakiż on piękny z bliska, nieodparcie piękny, ale…

To się nie zgadza, ten młodzieniec stoi przy niej i spokojnie rozprawia o kotach, a powinien być teraz dziki, opętany żądzą, powinien przewrócić ją na trawę i spieszyć się, pragnąć tylko jednego, tymczasem on…

Może coś stało się z maścią? Czyżby to była inna maść albo po prostu się zepsuła ze starości?

Ale pies przecież ją poczuł. Czyżby pudełeczko zawierało specyfik pobudzający zwierzęta? Chyba nie, czegoś takiego nigdy nie chciałaby zatrzymać.

Zanim zdążyła znaleźć jakieś wyjaśnienie, niezwykły młodzieniec jeszcze raz ją przeprosił, zabrał psa i odszedł. Oddalił się kompletnie nieporuszony.

Wstrząśnięta Griselda została sama. Z wolna zaczęła zdawać sobie sprawę, jakie głupstwo popełniła.

Ujawniła swoją twarz przed jednym z grupy swoich wrogów. Oczywiście ten młodzieniec nie będzie jej łączył z atakami na innych, ale przecież ją zobaczył, przestała być cieniem, którego nikt nie widział, tylko domyślał się jego istnienia. Stała się rzeczywistą osobą.

Gdyby jej uległ, tak jak na to liczyła, mogłaby zesłać na niego zapomnienie i w jego pamięci nie pozostałby nawet ślad ich spotkania i przeżytych wspólnie rozkoszy, lecz on po prostu sobie odszedł, ot, tak, jak gdyby była zwyczajną dziewczyną. Ona, Griselda!

Targana złością miała ochotę gryźć kamienie.

Teraz musi być ostrożniejsza. W ogóle nie może się pokazywać.

Kiedy drobnym kroczkiem opuszczała park, poczuła, że dzieje się coś nieprzyjemnego.

Ktoś za nią szedł, cała gromada chłopców, dwunasto-, czternastolatków. Wyraźnie było widać, że na tych młokosów jej zapach podziałał. Pędzili za nią, gnani popędami młodości. Griselda, krzycząc jak szalona, pomknęła do hotelu. Chłopcy rzucili się na drzwi wejściowe, które pospiesznie za sobą zamknęła. Nie byli osamotnieni w swych zamiarach, Griselda czuła wbite w siebie wygłodniałe spojrzenie męskich oczu, dostrzegła, że jakiś mężczyzna w westybulu rusza w jej stronę, patrząc na nią szklanym wzrokiem. Pomknęła w górę po schodach i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Zrzuciła ubranie i czym prędzej weszła pod nowoczesny prysznic, którego tak nienawidziła. Odkręciła wodę i szorowała się, myła do czysta.

Wszystkie męskie istoty zareagowały na woń wydzielaną przez jej maść, środek więc działał jak należy, wszyscy dali się złapać na tę przynętę.

Wszyscy, tylko nie ten, którego pragnęła.

14

Indra skuliła się w fotelu w niedużym pokoiku telewizyjnym Marca. Wpatrywała się w ekran, po którym przesuwały się kolorowe obrazki, lecz po dwudziestu minutach wciąż nie miała pojęcia, jaki program ogląda.

– Indra? – cichy głos Marca wyrwał ją z zamyślenia. Prędko wyłączyła telewizor i otarła łzy.

Marco podszedł bliżej.

– Czy możemy porozmawiać?

– Oczywiście, Marco – uśmiechnęła się z przymusem. – Jak krewniak z krewniaczką.

– Wysoko sobie cenię nasze pokrewieństwo, chociaż jest ono w istocie bardzo dalekie, trzeba by sięgnąć aż do siedemnastego wieku, by znaleźć łączące nas ogniwo. Mimo to jesteśmy sobie bardzo bliscy, więzy krwi Ludzi Lodu są wyjątkowo silne.

– To prawda. O czym chciałeś mówić?

Marco widział, jak bardzo przygaszona jest Indra. Postanowił więc unikać zbędnych wstępów.

– Ramowi jest niezmiernie przykro, że tak kiepsko dzisiaj poszło.

Indra próbowała żartować.

– Zabawne słyszeć, jak używasz takiego potocznego wyrażenia „kiepsko poszło”, ale wiem, czego ono dotyczy.

Spoważniała, wargi jej drżały.

– Co ja złego zrobiłam, Marco? – spytała cicho.

– Złego?

– Tak. – Długo tłumiona niepewność i uraza wybuchnęły z całą mocą. – Dlaczego on mnie już nie lubi? Co ja zrobiłam? Czy to dlatego, że mam tak okaleczoną twarz? Dlaczego jest na mnie zły?

Marco usiadł w sąsiednim fotelu i pochylił się w stronę Indry. Mogła patrzeć prosto w niezwykłe oczy Czarnego Anioła.

– Ależ Ram nie jest wcale zły na ciebie, moja droga – odparł łagodnie. – To Talornin wzbudził jego gniew. Mieli okropne starcie rano i Ram wciąż był na niego oburzony.

– Naprawdę?

– Możesz mi wierzyć. Talornin zabronił mu dawać ci jakąkolwiek nadzieję i nie chciał słuchać zapewnień, że między wami do niczego nie dojdzie. Wieczorem jednak udało mi się sporo wyjaśnić i Ramowi pozwolono mimo wszystko wybrać się do Królestwa Ciemności.

– Ach, Marco, jakże się cieszę!

– Rozumiem, ale pamiętaj, on będzie trzymał się na dystans, chociaż wbrew swej woli.

– Ja także nie będę się do niego zbliżać – oświadczyła Indra z nabożeństwem w głosie. – Wiemy, jak jest.

– Tak, wiecie – rzekł Marco ze smutkiem. – Ustaliłem z Talorninem, że wasza ciepła przyjaźń może wciąż trwać, natomiast innym uczuciom pozwolicie się wypalić.