Выбрать главу

Panowała kompletna cisza, kiedy Jaskari na chwiejnych nogach opuszczał machinę, która stała się teraz narzędziem zbrodni, i osunął się w ramiona Eleny. Żaden ptak nie śpiewał, nie zadrżał nawet liść, nawet powietrze jakby wstrzymało oddech.

Wreszcie podniósł się hałas.

Jaskari nigdy w życiu nie usłyszał tylu wyrzutów.

Większość wypowiadali ludzie zgromadzeni wokół Juggernauta.

– Jak mogłeś przejechać niewinną dziewczynę?

– Jesteś lekarzem, powinieneś ratować życie, a nie je niszczyć!

– Jaskari, jesteś chory na umyśle, ona nie miała żadnych szans, widziałem to wszystko z drzewa! – krzyczał Tsi-Tsungga.

Duchy Móriego ukazały się jako żywe istoty.

– Pozbawiłeś nas radości zajęcia się nią.

Najgorsze były jednak słowa Marca:

– Ach, Jaskari, Jaskari, teraz nigdy już się nie dowiemy, gdzie ukryła swoją duszę! Ona wróci, i to tak prędko, jak tylko będzie mogła. Tu, do Królestwa Światła!

Elena nie odzywała się ani słowem, zdyszana, bo biegła przy Juggernaucie, próbując powstrzymać Jaskariego. Nie pojmowała, jak mógł dopuścić się czegoś tak potwornego, wyczuła jednak, że w objęcia padł jej śmiertelnie zraniony mężczyzna, który w każdej chwili może się załamać. Śmiertelnie zraniony na duszy.

Do dyskusji włączyła się Indra:

– Rozumiem Jaskariego, on to musiał zrobić. Rana, jaką Griselda zadała jemu i Elenie, straszliwie uraziła go w serce. Powodował nim trudny do zniesienia ból.

– Griselda? – podniósł się krzyk. – Czy Evelyn to Griselda?

– Tak – krótko odparł Ram. Puścił w koło fotografię, rozniosły się jęki przerażenia i zdumienia.

– Indra ma rację – powiedziała Sol, stojąca wśród nich wraz z innymi czarownicami z Ludzi Lodu. – Jaskari nie mógł postąpić inaczej. Ale i ja odniosłam pewien sukces.

– Wiemy, słyszeliśmy, jak wyła – odparł Dolg. – „Dawaj mi torebkę”. Brawo, Sol, wiemy przynajmniej, czego szukać.

Jori przykucnął, zasłaniając twarz rękami, przytłoczony wyrzutami sumienia.

– To ja ją tu zabrałem.

– I powinniśmy być ci za to wdzięczni, Jori – rzekł Marco z powagą. – Inaczej nie byłoby końca jej złym uczynkom, ale teraz trzeba otrząsnąć się z odrętwienia. Dolg, tobie i Madragom zostawimy uporządkowanie wszystkiego. Madragowie niech wycofają Juggernauta, a ty potraktuj szczątki Griseldy farangilem.

Jaskari pokręcił głową.

– Madragowie nie muszą niczego porządkować. To ja narobiłem bałaganu, zajmiemy się tym razem z Dolgiem.

– Ty nie jesteś w stanie nic teraz zrobić, Jaskari – rzekł Dolg zatroskany. – Usiądź gdzieś z boku i odpocznij. Uważamy, że wyświadczyłeś nam przysługę, prawda?

Wszyscy przytaknęli, nastrój nieco się poprawił i znów rozległ się ptasi śpiew. Dzień na powrót wydawał się jasny i piękny. Czarownica przestała istnieć.

Dolg podrapał się w głowę.

– Musiała się przede mną ukrywać, bo dopiero teraz zobaczyłem ją po raz pierwszy i od razu poznałem. Spotkałem ją pewnego dnia w parku, zachowywała się co najmniej dziwnie. A Nero, kochany stary Nero warczał na nią. Powinienem był zrozumieć, że coś z nią jest nie tak. Ale łatwo być mądrym po szkodzie.

Miranda podeszła do Indry i położyła jej ręce na ramionach.

– Jestem z ciebie dumna, starsza siostro – powiedziała cicho.

– Dziękuję – speszyła się i wzruszyła Indra.

– I wiesz, z radością powitam szwagra, którego dla mnie wybrałaś.

– Gdyby tylko mogło się to ziścić – westchnęła Indra.

– Powodzenia, macie pełne wsparcie moje i Gondagila.

– Dobrze wiedzieć – ucieszyła się Indra, a po chwili spytała głośno: – I co teraz robimy? Chodzi mi o stronę praktyczną. Wracamy do domu i odwołujemy całą wyprawę?

Oczy wszystkich skierowały się na Marca i Rama, a w pewnym stopniu również na Joriego. To on wszak organizował całe przedsięwzięcie, lecz ostatnio jakby usunął się na bok.

Trzej mężczyźni pytająco popatrzyli na siebie, aż wreszcie Marco skinął głową.

Decyzję zaś obwieścił Ram:

– Nie, jedziemy. Wszystko jest załatwione, a upłynie zbyt dużo czasu, zanim zorganizujemy ekspedycję od nowa.

Marco dodał:

– Musimy wykorzystać czas, jaki mamy. Nie wiemy, czy i kiedy Griselda postanowi znów się pojawić. Nie wiemy przecież, jaką metodą się posługuje, żeby wrócić do życia. Ci, których nienawidzi i na których chce się zemścić – po dzisiejszym dniu jest ich na pewno zdecydowanie więcej – najbezpieczniejsi przed nią będą w Ciemności, ale naturalnie nie zaprzestaniemy poszukiwań jej sakiewki.

Ram już zaczął działać.

– Zaraz zadzwonię do Roka i Armasa, poproszę, żeby zaplombowali jej dom i przeszukali wszystkie miejsca, które odwiedzała. Im szybciej odnajdziemy tę tak zwaną torebkę, tym lepiej. Nie wiadomo przecież, w jaki sposób ona powraca.

– Ostatnim razem trwało to trzysta lat – przypomniał Thomas.

– To prawda, ale jej odrodzenie może nastąpić w każdej chwili. Nie możemy dać jej na to szansy.

Okazało się, że mniej więcej połowa uczestników ekspedycji pragnie się z niej wycofać. Na początku było ich czterdzieścioro pięcioro. Kiedy Ram policzył, ile osób woli powrócić do spokojnego życia, wraz ze Strażnikami, których chciał wysłać na poszukiwania „duszy” Griseldy, pozostało jedynie dwadzieścia siedem osób i duchów łącznie.

Zaczął rachować, tyle mogło wystarczyć. Silna, zdecydowana, choć mniejsza grupa lepsza jest od gromady niepewnych uczestników.

W Ciemność chcieli wyruszyć: Marco, Dolg i Móri. Ram, Indra, Miranda i Gondagil. Jori, Oriana, Thomas, Berengaria, Siska, Oko Nocy i Tsi-Tsungga. Jaskari i Elena. Trzej Strażnicy, jeden Madrag, jeden laborant, jeden weterynarz i Lenore. Sol, Nauczyciel, Nidhogg i Zwierzę.

Jaskari powinien właściwie zostać w domu razem z Eleną, lecz wtedy nie mieliby żadnego lekarza, Ram usiłował nakłonić do powrotu Lenore, ale ona nie chciała się zgodzić na taki pomysł. Ram zastanawiał się nawet, czy Talornin nie wysłał jej tu w roli szpiega, pilnującego, by między nim a Indrą do niczego nie doszło.

Marco uśmiechnął się do tych, którzy pozostali, lecz w jego uśmiechu wiele było smutku i zmęczenia.

– Zajmijmy się czymś pozytywnym i konstruktywnym, czymś, co podniesie nas na duchu po tej strasznej historii. Spieszmy na ratunek wyjątkowym, pięknym zwierzętom.

– Niech żyją zwierzęta! – mruknęła Indra, wyraźnie czyniąc aluzję do ludzkich charakterów.

– Tak – powiedział Ram. – Chodź, Gondagilu, najwyższy czas wyruszyć w drogę.

Odwrócił się w stronę Indry i nie zważając na to, że wszyscy włącznie z Lenore patrzą, pogładził ją po policzku.

– Zobaczymy się w Ciemności, Indro, już niedługo.

– Tak, zobaczymy się już niedługo – powtórzyła szeptem Indra.

Zaczęli się ruszać, ten konglomerat przeróżnych ras i gatunków, krzyżujących się uczuć, niemożliwych konstelacji i trójkątów.

Ale jeden kłopotliwy kąt w wielu trójkątach przestał już istnieć.

Griselda.

Czy na zawsze?

Ale co tam, wyruszali teraz w Ciemność, by walczyć z potworami i cieniami z Gór Czarnych.

Wszystko inne nieważne!

Margit Sandemo

***