Rząd wysokich okien wychodził na Dupont Circle. Christine stała przy jednym z nich i nie odezwała się, kiedy wszedłem, ale po chwili podeszła do stołu i usiadła.
– Cześć, Alex – powiedziała wreszcie.
Rozdział 69
Gilda Haranzo wśliznęła się na fotel przy laptopie, a ja wybrałem miejsce naprzeciwko Christine. Nagle utrata małego Alexa stała się czymś bardzo realnym. Na myśl o tym zabrakło mi oddechu. Bez względu na to, czy była to dobra decyzja, czy zła, uczciwa czy nie, Christine odeszła od nas, wyjechała tysiące mil dalej i ani razu nie odwiedziła małego. Zrezygnowała świadomie ze swoich praw rodzicielskich. Teraz zmieniła zdanie. A co, jeśli zmieni je kolejny raz?
– Dziękuję ci za przybycie, Alex – powiedziała Christine. – Przykro mi ze względu na okoliczności naszego spotkania. Musisz uwierzyć, że jest mi przykro.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Rzecz nie w tym, że byłem na nią wściekły, ale… może byłem zły. Miałem małego Alexa przez całe jego życie i nie mogłem znieść myśli, że teraz go utracę. Żołądek poleciał mi w dół jak winda zerwana z lin. Czułem się tak, jakbym widział moje dziecko wybiegające na ulicę prosto pod koła ciężarówki, a ja nie mogłem zapobiec, nieszczęściu, nie mogłem nic zrobić. Siedziałem jak skamieniały, dusząc w gardle pierwotny wrzask, który roztrzaskałby całe szkło w tej sali.
Potem zaczęło się spotkanie. Nieformalna narada. Bez żadnych złych ludzi na sali.
– Doktorze Cross, dziękuję panu za to, że poświęcił pan swój czas na przybycie – oświadczyła Gilda Haranzo i uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
– Czemu miałbym nie przyjść? – spytałem.
Kiwnęła głową i znów się uśmiechnęła.
– Wszyscy chcemy rozwiązać po przyjacielsku ten problem. Okazał się pan doskonałym opiekunem i nikt temu nie zaprzecza.
– Jestem ojcem Alexa, pani Haranzo – poprawiłem ją.
– Oczywiście. Ale teraz Christine może zająć się opieką nad chłopcem. Jest jego matką. Jest również dyrektorką szkoły podstawowej w Seattle.
Poczułem, jak rumieniec obejmuje moją twarz i szyję.
– Zostawiła Alexa rok temu.
– To nieuczciwe, Alex – wtrąciła się Christine. – Powiedziałam, że na razie możesz go wziąć. Nasze ustalenie zawsze miało charakter tymczasowy.
– Doktorze Cross, czy to prawda, że dzieckiem przeważnie zajmuje się pańska osiemdziesięciodwuletnia babka? – spytała Haranzo.
– Wszyscy się nim zajmujemy – odparłem. – A poza tym nie była za stara zeszłego roku, kiedy Christine wyjechała do Seattle, prawda? Nana jest całkowicie sprawna i nie sądzę, by kiedykolwiek miała pani ochotę zobaczyć ją w sądzie na miejscu dla świadka.
– Pańskie zajęcia zmuszają pana do częstego przebywania poza domem? – kontynuowała prawniczka.
Skinąłem głową.
– Wyjeżdżam od czasu do czasu. Ale Alex zawsze ma dobrą opiekę. To szczęśliwe, zdrowe, inteligentne dziecko. Cały czas jest uśmiechnięty. I jest kochany. Jest ośrodkiem życia naszego domu.
Haranzo odczekała, aż skończę, i znów zaatakowała. Poczułem się jak na rozprawie.
– Pańska praca, doktorze Cross, jest dość ryzykowna. Poprzednio pańska rodzina była narażona na wielkie niebezpieczeństwo. Poza tym od kiedy pani Johnson odeszła, utrzymywał pan intymne związki z innymi kobietami. Czy tak?
Westchnąłem i powoli podniosłem się z fotela.
– Przykro mi, ale to spotkanie jest już skończone. Proszę. wybaczyć. Muszę wyjść. – Przy drzwiach odwróciłem się do Christine. – Nie masz racji.
Rozdział 70
Musiałem stamtąd wyjść i przez jakiś czas zająć głowę czymś innym. Wróciłem do Hoovera i odniosłem wrażenie, że moja nieobecność przeszła niezauważona, nikt mnie nie potrzebował. Nie mogłem opędzić się od myśli, że niektórzy agenci gnieżdżący się w tych biurowych pokojach nie mają pojęcia, jak rozwiązuje się sprawy kryminalne w realnym świecie. Jakby wierzyli, że wystarczy wrzucić dane do komputera, a on poda ci sprawcę na tacy. Miałem ochotę krzyknąć: „Musicie stąd wyjść! Wyjdźcie z tego»pokoju kryzysowego«bez okien, pełnego śmierdzącego powietrza. Idźcie między ludzi!”.
Nie odezwałem się jednak. Usiadłem przy komputerze i przeczytałem najświeższe doniesienia na temat rosyjskiej mafii. Nie natrafiłem na żadne obiecujące powiązania. Poza tym po spotkaniu z adwokatką Christine nie mogłem się skupić. Tuż po siódmej spakowałem się i wyszedłem z budynku.
Chyba nikt nie zauważył mojego odejścia. Ale pomyślałem sobie: czy to naprawdę takie złe?
Kiedy przyjechałem pod dom, Nana czekała przy drzwiach wejściowych. Ruszyłem po stopniach. Otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz.
– Pilnuj małego Alexa, Damon! Za chwilę wrócimy – zawołała przez siatkę.
Kulejąc zeszła po schodach. Poszedłem za nią.
– Dokąd się wybieramy? – spytałem.
– Jedziemy na przejażdżkę – oznajmiła. – Mamy do pomówienia, ty i ja.
O cholera, pomyślałem.
Wsiadłem z powrotem do starego porsche i zapaliłem silnik. Nana opadła na fotel pasażera.
– Jedź.
– Tak jest, panno Daisy.
– Tylko mi tu nie schlebiaj ani nie sil się na te twoje żałosne dowcipy.
– Tak jest, szanowna pani.
– To właśnie doskonały przykład twojego schlebiania.
– Wiem, szanowna pani.
Postanowiłem jechać w kierunku zachodnim, ku Shenandoah Mountains. Były to piękne okolice, ulubione okolice Nany. Przez pierwszą część przejażdżki oboje głównie milczeliśmy, co było niezwykłe jak na nas.
– Co się wydarzyło w tej kancelarii? – spytała w końcu Nana, kiedy zjechałem na drogę numer sześćdziesiąt sześć.
Przedstawiłem jej bardzo rozbudowaną wersję, prawdopodobnie dlatego, że musiałem sobie ulżyć. Słuchała bardzo spokojnie, a potem zrobiła coś zupełnie niezwykłego jak na nią. Zaklęła.
– Do diabła z Christine Johnson! Nie ma racji!
– Trudno mi ją całkiem winić – zaoponowałem. Choćbym bardzo nie chciał, nie mogłem nie rozumieć jej punktu widzenia.
– A ja ją winie. Zostawiła tę słodką kruszynkę i wyskoczyła sobie do Seattle. Nie musiała jechać tak daleko. Jej decyzja. Niech teraz z nią żyje.
Zerknąłem na Nanę. Zaciskała mocno usta, twarz miała jak maskę.
– Nie wiem, czy w dzisiejszych oświeconych czasach uznano by ten pogląd za poprawny. Zbyła moje słowa machnięciem ręki. – Nie sądzę, żeby dzisiejsze czasy były tak bardzo oświecone. Wiesz, że wierzę w prawa kobiet, prawa matek i to wszystko, ale tak samo wierzę, że trzeba odpowiadać za swoje czyny. Christine zrzekła się tego chłopczyka. Zrzekła się odpowiedzialności.
– Skończyłaś? – zapytałem.
Nana skrzyżowała mocno ręce na piersi.
– Tak. I lepiej mi się zrobiło. Dużo lepiej. Czasem powinieneś tego spróbować. Upuść pary, Alex. Strać nad sobą panowanie. Wyrzuć to z siebie.
Nie mogłem się nie roześmiać.
– Całą drogę z pracy słuchałem radia na pełny regulator. Połowę drogi się darłem. Jestem bardziej wyprowadzony z równowagi niż ty, Nana.
Ten jeden jedyny raz pozwoliła mi mieć ostatnie słowo.
Rozdział 71
Jamilla zadzwoniła tego wieczoru około jedenastej – o ósmej jej czasu. Nie rozmawiałem z nią od kilku dni i prawdę mówiąc, nie była to najlepsza chwila na nasze kląskanie. Przyjazd Christine do stolicy i spotkanie z jej adwokatką wyprowadziły mnie z równowagi, podłamały i pozbawiły pewności siebie. Starałem się nie okazywać, co czuję, ale to też był zły pomysł.