Выбрать главу

– Ani się nie odezwiesz, ani nie zadzwonisz – powiedziała Jamilla i roześmiała się po swojemu, swobodnie i kusząco. – Tylko mi nie mów, że już tkwisz po uszy w jakiejś sprawie. Ale tkwisz po uszy, no nie?

– No, w wielkiej, ohydnej sprawie. Tak się jakoś składa, że raz jestem w niej, a raz poza nią – odparłem, a potem szybko wyjaśniłem Jam, co się robi, a czego się nie robi w Hooverze, nadmieniając przy tym o moich mieszanych uczuciach na temat przeniesienia mnie do Biura – o tym wszystkim w moim życiu, co teraz tak naprawdę się nie liczyło.

– Jesteś nowy – powiedziała. – Odczekaj trochę.

– Staram się zachować cierpliwość. Tylko rzecz w tym, że nie przywykłem do takiego marnowania energii i środków.

Roześmiała się.

– Do tego nie przywykłeś, ale przywykłeś być w środku uwagi, no nie? Było się gwiazdą, Alex.

Uśmiechnąłem się.

– Racja, racja. O to też chodzi.

– Widziałeś z zewnątrz, jak wygląda Biuro. Wiedziałeś, w co się pakujesz. Nie wiedziałeś?

– Jasne, chyba powinienem wiedzieć. Ale kiedy się zgłaszaliśmy, wysłuchałem masy obietnic.

Jamilla westchnęła.

– Wiem, że wczuwanie się w sytuację innych to nie moja najsilniejsza strona. Wręcz przeciwnie.

– Nie, nie. To moja wina.

– No. – Znów się roześmiała. – Tak jest. Jeszcze nigdy do tej pory nie byłeś taki załamany i apatyczny. Poszukajmy czegoś, co podniosłoby cię na duchu.

Porozmawialiśmy o sprawie, nad którą pracowała, a potem Jamilla spytała o dzieci. Jak zawsze chciała wiedzieć o nich wszystko. Ale ja byłem w kwaśnym nastroju i nie mogłem się z niego otrząsnąć. Zastanawiałem się, czy Jam wyczuwa mój stan ducha i dowiedziałem się.

– No cóż – westchnęła – chciałam tylko usłyszeć, jak się czujesz. Zadzwoń, kiedy coś się wydarzy. Zawsze czekam na twój telefon. Tęsknię za tobą, Alex.

– Ja też za tobą tęsknię – rzekłem.

Zakończyła rozmowę delikatnym:

– Pa.

Siedziałem przez chwilę, kręcąc głową. Do diabła. Czasem wyłaził ze mnie prawdziwy osioł. Winiłem Jamillę za to, co zrobiła mi Christine, zgadza, się? Świat nie widział większego durnia ode mnie.

Rozdział 72

– Cześć. Tęsknię za tobą – powiedziałem i uśmiechnąłem się.

– I przepraszam.

Pięć minut po tym, jak Jamilla odłożyła słuchawkę, zadzwoniłem do niej, by ocieplić oziębione stosunki, a przynajmniej spróbować je ocieplić.

– Powinieneś przeprosić, ty soplu lodu. Cieszę się, że twój sławny nos jeszcze działa – oświadczyła.

– Nie tak trudno było mu wyczuć, że narozrabiałem. Główny dowód miałem przed oczami, na wyświetlaczu aparatu. To była nasza najkrótsza rozmowa telefoniczna. Dodatkowo najmniej przyjemna, ale za to najbardziej frustrująca. Mój sławny nos musiał zareagować.

– Więc o co chodzi, mój wspaniały zwiadowco? O pracę czy coś innego? O mnie, Alex? Możesz mi powiedzieć prawdę. Muszę cię tylko ostrzec, że jestem uzbrojona.

Roześmiałem się, po czym zrobiłem powolny wdech i wydech.

– Christine Johnson wróciła. A teraz naprawdę złe wieści. Przyjechała po małego Alexa. Chce go zabrać, dostać opiekę nad nim i pewnie wywieźć go do Seattle.

Usłyszałem, jak Jamilla gwałtownie wciąga powietrze. Potem powiedziała:

– Och, Alex, to potworne. Potworne. Czy rozmawiałeś z nią o tym?

– Pewnie. Po południu byłem u jej adwokatki. Christine trudno być twardą, ale jej prawniczce nie sprawia to kłopotu.

– Alex, czy Christine widziała was razem? Ciebie i Alexa? Jaki ma do ciebie stosunek? To zupełnie tak, jak w tym starym filmie Kramer kontra Kramer. Dustin Hoffman i tamten śliczny chłopczyk.

– Nie, tak naprawdę to nie widziała nas razem, ale ja widziałem ją z Alexem. Podziałał na nią swoim urokiem. Przywitał ją bez żadnych wyrzutów. Mały zdrajca.

– Taki jest mały Alex. Zawsze dżentelmen – stwierdziła Jamilla. Była zła. – Jak jego ojciec.

– Chyba to dobrze… ona jest jego matką. Tych dwoje coś łączy, Jam. To skomplikowane.

– Nie, nie dla mnie. Nie dla mnie, nie dla kogoś, kto ma trochę oleju w głowie. Ona go zostawiła, Alex. Oddaliła się o trzy tysiące mil. Kto ci zagwarantuje, że nie wytnie tego numeru po raz drugi?

Do tego wszystko się sprowadzało, no nie?

– Co o tym myślisz? Co byś zrobiła? Parsknęła śmiechem.

– Och, znasz mnie, walczyłabym jak wszyscy diabli. W końcu się uśmiechnąłem.

– I to właśnie zamierzam zrobić. Pokażę Christine, jak wygląda piekło.

Rozdział 73

Na tym nie skończyły się telefony tej nocy. Kiedy tylko rozłączyłem się z Jamillą, a drugi raz rozmawialiśmy minutę, piekielne urządzenie zaczęło dzwonić. Zastanawiałem się, czy to Christine. To naprawdę nie był dobry moment, żeby rozmawiać o Aleksie. Co mogłaby mi powiedzieć i co ja mógłbym powiedzieć jej?

Ale telefon nie przestawał hałasować. Spojrzałem na zegarek. Było po północy. Co teraz? Wahałem się chwilę, zanim w końcu podniosłem słuchawkę.

– Alex Cross – powiedziałem.

– Alex, tu Ron Burns. Wybacz, że niepokoję cię tak późno. Właśnie lecę do Waszyngtonu z Nowego Jorku. Kolejna konferencja na temat zwalczania terroryzmu. Cholera, teraz nikt nie wie naprawdę, co znaczy to słowo. Ani nikt nie ma pojęcia, jak wykończyć tych drani. Za to każdy ma swoją teorię na ich temat.

– Dajcie im bobu. Jak oni nam – zaproponowałem. – Oczywiście to zburzy spokój sumienia niektórych ludzi. I z pewnością nie jest poprawne politycznie ani społecznie.

Burns się roześmiał.

– Trafiłeś w sedno – odparł. – I nie grzeszysz skromnością…

– Skoro już o pomysłach mowa… – zacząłem.

– Wiem, że jesteś trochę wkurzony – przerwał mi. – Trudno mieć do ciebie pretensje po tym, co się wydarzyło. Biuro wodzi ludzi za nos, powtarzają się stare grzechy, przed którymi cię ostrzegano. Ale musisz coś zrozumieć, Alex. Próbuję obrócić bardzo ociężały transatlantyk, który płynie Potomakiem. Zaufaj mi jeszcze trochę. A przy okazji, czemu wciąż jesteś w Waszyngtonie? Nie w New Hampshire?

Zamrugałem, nic nie rozumiejąc.

– Co się dzieje w New Hampshire? O cholera, niech mi pan nie mówi.

– Mamy podejrzanego. Nikt ci nie powiedział, co? Twój pomysł, żeby śledzić wzmianki w Internecie o Wilczym Gnieździe, wypalił. Mamy kogoś!

Nie mogłem uwierzyć, że słyszę o tym dopiero teraz.

– Nikt nie pisnął mi o tym słówka. A po przyjeździe z pracy cały czas siedziałem w domu.

W słuchawce zapadła cisza. Wreszcie Burns powiedział:

– Zaraz zatelefonuję tu i tam. Rano wsiadaj w samolot. Będą cię oczekiwać w New Hampshire. Na pewno będą. I, Alex, zaufaj mi jeszcze trochę.

– No, zaufam. – Jeszcze trochę.

Rozdział 74

Wydawało się to nieprawdopodobne i zwariowane, ale obiektem obserwacji oddziału FBI z New Hampshire był szanowany wykładowca literatury angielskiej w Dartmouth. Niedawno pojawił się w czacie Tabu i chełpił się, że zna pewne szczególne forum internetowe, na którym można kupić, co się chce, „jeśli się ma dość pieniędzy”.

Agent z SIOC nagrał dziwną rozmowę z Panem Potterem… Twój Chłopak: Ile dokładnie trzeba pieniędzy, żeby móc kupić „co się chce”?

Pan Potter: Więcej niż masz, przyjacielu. Zresztą jest skaner siatkówki, żeby nie dopuścić żuli twojego pokroju.

Paczka: To zaszczyt, że taka persona jak ty odwiedza dziś nasz chlew.

Pan Potter: Wilcze Gniazdo jest dostępne tylko przez dwie godziny tygodniowo. Oczywiście żaden z was nie jest zaproszony.