Выбрать главу

— Cesarz Emhyr — rzekł spokojnie Hotsporn — bierze małżonkę. Cesarzową wkrótce będziemy mieli w Nilfgaardzie. Dlatego amnestię mają ogłosić. Cesarz ponoć ogromnie szczęśliwy, więc i dla innych pragnie szczęścia.

— Gdzieś mam cesarskie szczęście — oznajmiła wyniośle Mistte. - A z amnestii pozwolę sobie nie skorzystać, bo mi coś ta nilfgaardzka łaska świeżym wiórem pachnie. Coś jakby pal w szpic strugali, he, he!

— Wątpię — wzruszył ramionami Hotsporn — by to był podstęp. To jest sprawa polityczna. I duża. Większa, niżli wy, Szczury, niźli wszystkie tutejsze hulajpartie do kupy wzięte. Tu o politykę chodzi.

— Znaczy, o co? — zmarszczył brwi Giselher. - Bom ni czarta nie zrozumiał.

— Mariaż Emhyra jest polityczny i polityczne sprawy mają być pomocą tego mariażu wygrane. Cesarz unię tworzy małżeństwem, chce jeszcze mocniej cesarstwo zjednoczyć, położyć kres pogranicznym tumultom, zaprowadzić pokój. Bo wiecie, z kim on się żeni? Z Cirillą, następczynią tronu Cintry.

— Kłamstwo! — wrzasnęła Ciri. - Bujda!

— Jakim czołem raczy panna Falka zadawać mi kłam?

— Hotsporn uniósł na nią oczy. - Czyżby była lepiej poinformowana?

— Pewnie!

— Ciszej, Falka — skrzywił się Giselher. - Kłuli cię na stole w kuperek, cicho byłaś, a teraz się drzesz? Co to za Cintra, Hotsporn? Co to za Cirillą? Czemu to niby ma być takie ważne?

— Cintra — wtrącił Reef, sypiąc sobie fisstech na palec — to państewko na północy, o które cesarstwo wojowało z tamtejszymi władykami. Ze trzy albo cztery lata temu to było.

— Zgadza się — potwierdził Hotsporn — Cesarscy podbili Cintrę i nawet przeszli rzekę Yarrę, ale później musieli się wycofać.

— Bo dostali lanie pod Wzgórzem Sodden — warknęła Ciri. - Wycofywali się tak, że mało gaci nie pogubili!

— Panna Falka, jak widzę, obeznana z historią najnowszą. Chwali się, chwali w tak młodym wieku. Wolno spytać, gdzie panna Falka do szkół uczęszczała?

— Nie wolno!

— Dosyć! - upomniał znowu Giselher. - Praw o tej Cintrze, Hotsporn. I o amnestii.

— Imperator Emhyr — rzekł kupiec — postanowił stworzyć z Cintry państwo bluszczowe…

— Jakie?

— Bluszczowe. Jak bluszcz, nie mogące istnieć bez potężnego pnia, wokół którego się owija. A pniem tym, oczywista, jest Nilfgaard. Już są takie państwa, weźmy choćby Metinnę, Maecht, Toussaint… Królują tam lokalne dynastie. Na niby, ma się rozumieć.

— To się nazywa pazerna automonia — pochwalił się Reef. - Słyszałem.

— Problem z ową Cintrą wszelakoż był taki, że tamtejsza królewska linia wygasła…

— Wygasła?! — z oczu Ciri, zdawałoby się, sypną się za chwilę zielone iskry. - Ładnie mi wygasła! Nilfgaardczycy zamordowali królową Calanthe! Zwyczajnie zamordowali!

— Przyznaję — Hotsporn gestem pohamował Giselhera, zamierzającego znów zgromić Ciri za wtrącanie się — że ustawicznie błyska nam tu panna Falka wiedzą. Królowa Cintry faktycznie poległa w czasie wojny. Zginęła też, jak mniemano, jej wnuczka Cirilla, ostatnia z królewskiej krwi. Tedy nie bardzo miał Emhyr z czego zrobić owej, jak to mądrze rzekł pan Reef, pozornej autonomii. Aż tu nagle ni z tego, ni z owego owa Cirilla odnalazła się.

— Bajeczki to są jakieś — parsknęła Iskra, opierając się o ramię Giselhera.

— Rzeczywiście — kiwnął głową Hotsporn. - Trochę to jak w bajce, trzeba przyznać. Mówią, że ową Cirillę zła czarownica więziła gdzieś na dalekiej Północy, w magicznej wieży. Ale udało się jej, Cirilli, nie wieży, zbiec i poprosić o azyl w cesarstwie.

— To jest jedna wielka, cholerna, nieprawdziwa bujda i bzdura! — rozdarła się Ciri, roztrzęsionymi rękoma sięgając po puzdereczko z fisstechem.

— Zaś imperator Emhyr, jak głosi fama — ciągnął nie speszony Hotsporn — gdy tylko ją ujrzał, zakochał się w niej bez pamięci i chce pojąć za żonę.

— Sokoliczka ma rację — powiedziała twardo Mistle, akcentując wypowiedz walnięciem pięścią w stół. - To jest cholerna bzdura! Za cholerną cholerę pojąć nie mogę, o co tu chodzi. Jedno jest pewne: opierać na tej bzdurze nadzieje na nilfgaardzką łaskę byłoby jeszcze większą bzdurą.

— Tak jest! — poparł ją Reef. - Nic nam po cesarskim ożenku. Choćby nie wiem z kim się cesarz żenił, na nas zawsze będzie inna narzeczona czekała. Konopna!

— Nie w waszych szyjach sprawa, drogie Szczury — przypomniał Hotsporn. - To jest polityka. Na północnych rubieżach cesarstwa wciąż rebelie, bunty i ruchawki, zwłaszcza w owej Cintrze i okolicach. A pojmie imperator za żonę dziedziczkę Cintry, to Cintra się uspokoi. Będzie uroczysta amnestia, to rebelizanckie partie zejdą z gór, przestaną cesarskich szarpać i dyzgusty czynić. Ba, jeśli Cintryjka zasiądzie na cesarskim tronie, to buntownicy wstąpią do cesarskiej armii. A wiecie wszak, że na północy, za rzeką Yarrą, trwa wojna, każdy żołnierz się liczy.

— Aha — wykrzywił się Kayleigh. - Teraz pojąłem! Taka to amnestia! Dadzą do wyboru: tu pal zaostrzony, tu cesarskie barwy. Albo pal w rzyć, albo barwy na grzbiet. I na wojenkę, umierać za imperium!

— Na wojence — powiedział wolno Hotsporn — w istocie bywa różnie, jak to w tej piosence. Wszelakoż nie wszystkim mus wojować, drogie Szczury. Możliwy jest, oczywiście po spełnieniu warunków amnestii, to jest ujawnieniu się i wyznaniu win, pewien rodzaj… służby zastępczej.

— Czego?

— Ja wiem, w czym rzecz — zęby Giselhera błysnęły krótko w ogorzałej, sinej od zgolonego zarostu gębie. - Gildia kupiecka, dzieci, miałaby chęć przygarnąć nas. Przytulić i przyhołubić. Jak pani matka.

— Kurwa mać raczej — burknęła pod nosem Iskra. Hotsporn udał, że nie słyszał.

— Masz w pełni słuszność, Giselher — powiedział zimno. - Gildia może, jeśli zechce, zatrudnić was. Oficjalnie dla odmiany. I przyhołubić. Dać ochronę. Też oficjalnie i też dla odmiany.

Kayleigh chciał coś powiedzieć, Mistle chciała coś powiedzieć, ale szybkie spojrzenie Giselhera odebrało obojgu mowę.

— Przekaż gildii, Hotsporn — powiedział lodowato herszt Szczurów — że za ofertę jesteśmy wdzięczni. Podumamy, zastanowimy się, pogadamy. Uradzimy, co uczynić.

Hotsporn wstał.

— Jadę.

— Teraz, na noc?

— Przenocuję we wsi. Tu mi jakoś nieporęcznie. A jutro prościutko do granicy z Metinną, potem głównym gościńcem do Forgeham, gdzie zabawię do Ekwinokcjum, a kto wie, czy nie dłużej. Będę tam bowiem oczekiwał na takich, co już się zastanowili, gotowi są ujawnić się i pod moją opieką czekać amnestii. I wy też nie mitrężcie, radzę dobrze, z zastanawianiem się i dumaniem. Bo gotów Bonhart amnestię wyprzedzić.

— Ciągle nas straszysz tym Bonhartem — rzekt wolno Giselher, wstając również. - Myślałby kto, że łotr już za węgłem… A on pewnie za górami, za lasami… — …w Zazdrości — dokończył spokojnie Hotsporn. - W zajeździe "Pod Głową Chimery". Jakieś trzydzieści mil stąd. Gdyby nie wasze zygzaki nad Veldą, pewnie wpakowalibyście się na niego wczoraj. Ale was to nie frasuje, wiem. Bywaj, Giselher. Bywajcie, Szczury. Mistrzu Almavera? Jadę do Metinny, a zawsze chętny jestem kompanii w drodze… Co mówiłeś, mistrzu? Że chętnie? Tak myślałem. Pakuj więc twój kram. Zapłaćcie mistrzowi, Szczury, za jego artystyczny trud.

Stacja pocztowa pachniała smażoną cebulką i zalewajką, gotowaną przez żonę gospodarza stacji, czasowo wypuszczoną ze spiżamianego aresztu. Świeca na stole pryskała, tętniła, zamiatała wąsem płomienia. Szczury pochyliły się nad stołem tak, że płomień grzał ich niemal stykające się głowy.

— Jest w Zazdrości — mówił cicho Giselher. - W zajeździe "Pod Głową Chimery". Raptem dzień drogi stąd. Co o tym myślicie?

— To, co i ty — warknął Kayleigh. - Jedźmy tam i zabijmy skurwysyna.

— Pomścimy Valdeza — powiedział Reef. - I Muchomorka.

— I nie będą nas — zasyczała Iskra — różni Hotspornowie w oczy kłuć cudzą sławą i fantazją. Zakatrupimy tego Bonharta, tego trupojada, tego wilkołaka. Przybijemy jego głowę nad drzwiami oberży, żeby do nazwy pasowało! I żeby wszyscy widzieli, że nie charakternik, ale śmiertelny był, jak inni, i że w końcu na lepszych się porwał. Pokaże się, która hanza najlepsza od Korathu po Pereplut!

— Pieśni zaśpiewają o nas po jarmarkach! — rzekł zapalczywie Kayleigh. - Ba, i po zamkach!

— Jedźmy — Asse palnął w blat dłonią — Jedźmy i zabijmy drania.

— A później — zastanowił się Giselher — pomyślimy o owej amnestii… O Gildii… Czego gębę wykrzywiasz, Kayleigh, jakbyś pluskwę rozgryzł? Po piętach nam depczą, a zima idzie. Myślę tak, Szczurki: przezimujemy, grzejąc dupy przy kominie, amnestią od chłodu nakryci, amnestyjne grzane piwo pociągając. Wytrwamy w tej amnestii przyzwoicie i grzecznie… tak jakoś do wiosny. A wiosną… Gdy trawka spod śniegu wyjrzy…

Szczury zaśmiały się chórem, cicho, złowieszczo. Oczy gorzały im jak prawdziwym szczurom, gdy nocą, w ciemnym zaułku podchodzą do rannego, niezdolnego się bronić człowieka.

— Wypijmy — rzekł Giselher — Bonhartowi na pohybel! Zjedzmy tej zupy, a potem spać. Wypocząć, bo do dnia ruszymy.

— Jasne — parsknęła Iskra. - Bierzcie przykład z Mistle i Falki, te już od godziny w łóżku.

Żona gospodarza stacji pocztowej zadygotała przy saganie, znowu słysząc od stołu cichy, zły, paskudny chichot.